Artykuły

Polski podbój teatralny

Jutro pokazem "Mesjasza" w reżyserii Michała Zadary rozpoczynają się Warszawskie Spotkania Teatralne. Jaki jest obraz polskiego teatru w Europie i dlaczego na WST walą tłumy nie tylko polskich widzów, ale także goście z zagranicy? - zastanawia się Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Rosjanie mają głębokie przekonanie o wielkości swego teatru, który światu dał Czechowa oraz Stanisławskiego, i rzadko przyjmują nowinki z zagranicy. Zdarzało się, że i pół sali wychodziło w trakcie awangardowych przedstawień przywożonych tu z Zachodu. Dlatego z niepokojem czekałem na zakończone przed tygodniem polskie prezentacje na trwającym w Moskwie najważniejszym rosyjskim przeglądzie teatralnym Złota Maska, wspierane przez Instytut Mickiewicza i prywatną fundację Michaiła Prochorowa. Rezultat przeszedł najśmielsze oczekiwania.

Publiczność nie tylko nie wychodziła, ale biła się o bilety na polskie spektakle: "T.E.O.R.E.M.A.T." [na zdjęciu] Grzegorza Jarzyny, "Babel" Mai Kleczewskiej, "(A)Polonię" Krzysztofa Warlikowskiego. W Szkole Sztuki Dramatycznej na czytaniach polskich sztuk organizatorzy musieli donosić krzesła, bo zabrakło miejsc. Kiedy zaś skończyły się wejściówki na spektakl Krystiana Lupy "Persona. Marilyn", wzburzonych widzów uspokajała wezwana policja.

Recenzje oddawały tę gorącą atmosferę. Marina Dawidowa, krytyk numer jeden w Rosji, pisała w "Izwiestiach": "Spektakle z Polski już na samym początku podniosły poprzeczkę, którą nie tylko pozostałym uczestnikom festiwalu, ale całemu rosyjskiemu teatrowi trudno będzie przeskoczyć. A do wysokości, którą wyznaczył Krystian Lupa w Personie. Marilyn , obawiam się, nie dociągniemy". Olga Jegoszyna w "Nowych Izwiestiach" nazwała reżysera Grzegorza Jarzynę "artystą, którego obecność określa pejzaż współczesnego teatru". Natomiast Alona Karaś w "Rossijskiej Gaziecie" oceniała, że prezentacja polskiego teatru stała się "jedną z najostrzejszych artystycznych prowokacji ostatnich czasów w obszarze teatru".

Dotąd mieliśmy odwrotną sytuację: to rosyjski teatr bywał inspiracją dla polskich twórców. Od Jerzego Jarockiego i Jerzego Grotowskiego, którzy studiowali w moskiewskim GITIS (państwowej szkole teatralnej), przez pokazywane w Warszawie legendarne przedstawienia Sowriemiennika i Taganki, aż po inscenizacje klasyki Walerego Fokina, autorski teatr Anatolija Wasiljewa i nową rosyjską dramaturgię: Koladę, Wyrypajewa i braci Presniakowów.

Polski program na Złotej Masce odwrócił wektory. To Rosjanie pod wpływem polskich twórców zaczęli dyskutować o własnym teatrze. Dawidowa w recenzji z "Persony. Marilyn" zastanawiała się, jak opowieść o Marilyn Monroe wystawiłby rosyjski utalentowany reżyser, i odpowiadała sama sobie, że w ogóle by nie wystawił, bo to przecież niekulturalnie: robić spektakl o gwieździe kina. A Alona Karaś pisała wprost, że polska prezentacja jest ostatnią szansą na odrodzenie rosyjskiego teatru.

Polski teatr obywatelski

Jeszcze kilka lat temu trudno byłoby uwierzyć, że polski teatr może "podbić" Rosję, jak piszą dzisiaj moskiewskie gazety. Tę zmianę w recepcji polskiej sztuki teatru można zauważyć także na Zachodzie. Reżyserzy z Polscy regularnie pracują na scenach niemieckojęzycznych: na WST przyjedzie "Mesjasz" Małgorzaty Sikorskiej-Miszczuk, którego Michał Zadara wystawił w Wiedniu. Spektakl wg "Ameryki" Kafki przygotowuje w kwietniu w Bochum Jan Klata. Krzysztof Warlikowski jest gwiazdą we Francji, gdzie zaczyna pracę nad kolejną operą, Lupa w ubiegłym roku wyreżyserował "Końcówkę" Becketta w madryckim Teatro de la Abadia, Grzegorz Jarzyna zebrał fantastyczne recenzje po zeszłorocznych pokazach "Psychosis 4.48" Sarah Kane w Londynie, a jego "T.E.O.R.E.M.A.T." dotarł do Los Angeles i nowozelandzkiego Wellington.

Co takiego jest w polskim teatrze, że w ciągu ostatniej dekady mimo niedofinansowania, wewnętrznych problemów, anachronicznych struktur i sypiącej się bazy stał się europejską potęgą? Na czym polega dzisiaj jego siła?

Myślę, że przede wszystkim na obywatelskiej pasji, z jaką polscy twórcy angażują się w debatę publiczną, szczególnie tę dotyczącą pamięci i historii. Teatr polski nie uległ naporowi rozrywki, jak we Francji czy Wielkiej Brytanii, nie stał się rutynowym elementem życia klasy średniej, jak w Niemczech, ani muzeum przebrzmiałych konwencji, jak w Rosji. Pozostaje żywy, bo z jednej strony czerpie z tradycji polskiej awangardy, od Witkacego i Gombrowicza po Grotowskiego i Kantora, eksperymentuje z formą, szuka nowego aktorstwa i nowej dramaturgii, z drugiej jest czujnym radarem współczesności. Mierzy się z problemami, z którymi mierzy się całe społeczeństwo przechodzące przez Morze Czerwone kapitalizmu, szukające nowej tożsamości, próbujące na nowo opowiedzieć swoją historię, teraźniejszość i przyszłość. Przy tym pozostaje być może najbardziej wolną przestrzenią dyskusji o człowieku. To dlatego przyjmowany jest zarówno w kraju, jak i za granicą jako rzecz gorąca.

Odrębność polskiego myślenia teatralnego wyraźnie widać było tego roku w Moskwie. Rosyjski teatr żyje swoim życiem, odizolowany od bieżącego życia społecznego, jest rodzajem estetycznej wyspy, na której publiczność śni cudze sny, aby uciec od własnych koszmarów. Pojawienie się Polaków, z tematem Holocaustu i ofiary z człowieka, z problemem lustracji i współpracy ze służbą bezpieczeństwa, z pamięcią historyczną i rozliczeniem z totalitaryzmem, było jak kamień wrzucony do głębokiej wody. Polskie spektakle i dramaty obudziły w Rosjanach potrzebę rozmowy o własnych problemach z historią, które przecież nie różnią się tak bardzo od polskich.

Weźmy "Sztukę dla dziecka" Pawła Demirskiego, którą rosyjscy aktorzy czytali w Teatrze.doc. Dramat Demirskiego to antyutopia, opowiada o Europie, w której wojnę wygrali naziści, i dzisiaj, 70. lat po zwycięstwie, próbują zmyć winę za pomocą sztampowych obchodów rocznicowych, rytuałów i wieczorków ku czci ofiar. Podczas dyskusji rosyjscy uczestnicy zamiast o Niemcach mówili jednak o sobie. Ktoś wspominał, jak pełnił pionierską wartę pod pomnikiem żołnierza, ktoś inny przyznał, że jego rodzice byli zaangażowanymi komunistami. "To przecież sztuka o nas, zwycięzcach wojny, którzy nie umieją poradzić sobie z przeszłością" - mówiła Natalia Jakubowa, rosyjska krytyczka.

Podobnie było ze spektaklem Wojtka Ziemilskiego "Mała narracja", który jest osobistym rozrachunkiem twórcy z jego dziadkiem Wojciechem Dzieduszyckim, współpracownikiem bezpieki. Już po powrocie do Warszawy przeczytałem w jednej z recenzji, że podobna tematyka nie była podejmowana w Rosji od czasów "Pokuty" Tengiza Abuładze, alegorycznego filmu o stalinizmie z 1983 roku. Jeśli nawet jest to przesada (bo potem był przecież "Cielec" Aleksandra Sokurowa, wstrząsający portret zdziecinniałego, umierającego Lenina, nie mówiąc już o "Spalonych słońcem" Michałkowa), to w teatrze rosyjskim rzeczywiście śladu po refleksji na temat XX wieku prawie nie ma. Polski dramat stał się w tej sytuacji wehikułem osobistej pamięci historycznej Rosjan. Trudno sobie wyobrazić lepszy efekt polskiej wizyty na Złotej Masce.

Nowa pierestrojka

Podczas polsko-rosyjskiego panelu o micie, pamięci i historii rosyjscy intelektualiści mogli tylko potwierdzać, że praca nad pamięcią historii w Rosji nie istnieje, nie tylko w sztuce, ale w zbiorowej świadomości. "Holocaust nie jest tematem dla dzisiejszych Rosjan, w świadomości publicznej nie ma tematu walczących u boku Hitlera własowców ani losu radzieckich jeńców wysyłanych prosto z niemieckich obozów do łagrów na Syberię. Nikt nie dyskutuje o tym, że zwycięstwo nie przyniosło nikomu wolności" - mówił Borys Dubin, socjolog z niezależnego ośrodka badania opinii publicznej Centrum im. Lewady. "Rosjanie nie dekonstruują przeszłości, ale szukają w niej oparcia. Przeszłość jest dla nas lekiem na trudną teraźniejszość i niepewną przyszłość" - dodawała dramatopisarka Jelena Gremina.

Polskie spektakle były odbierane przez pryzmat nieobecności tej tematyki w rosyjskim dyskursie. Objawieniem dla wielu była "(A)Polonia" Warlikowskiego oparta na tragediach Ajschylosa, Eurypidesa i reportażu Hanny Krall, mimo że przecież Rosjanie zjedli zęby na inscenizowaniu klasyki. "Reżyser nie tylko przebiera antycznych bohaterów we współczesne ubrania. On nadaje mitowi cielesność i dosłownie zderza głowami antycznego człowieka, który przywykł wypełniać wolę bogów, i naszego współczesnego, który staje jeden na jednego z wszystkimi katastrofami - w sytuacji, kiedy praktycznie nie można pozostać człowiekiem" - pisała Olga Fuks w "Wieczernoj Moskwie". W tych słowach słychać i echo katastrofy "Kurska", i tragedii na Dubrowce, i niedawnego zamachu na lotnisku Domodiedowo.

Nie tylko obraz historii poruszał rosyjską opinię, ale także krytyka współczesności zawarta w polskich spektaklach. "T.E.O.R.E.M.A.T." Jarzyny, oparty na filmie Pasoliniego o schyłku włoskiej burżuazji, odbierany był w kontekście rosyjskiej nowej burżuazji, która jeździ po Moskwie zabłoconymi terenówkami i spożywa lunche w restauracjach, w których szklanka wody kosztuje 10 dol. Wcześniej podobne skojarzenia budziła sztuka Doroty Masłowskiej "Między nami dobrze jest", która w jednym mieszkaniu zderza ze sobą ludzi ze społecznych dołów i współczesny establishment z mediów i show-biznesu.

Doszło do tego, że awangardowy performance Komuny Otwock i rosyjskiego Liquid Theatre na Dworcu Kijowskim stał się pretekstem do rozważań na temat nieobecności sztuki w przestrzeni publicznej Moskwy. Taka sztuka - pisała dziennikarki portalu Wiedomosti - jest potrzebna Moskwie tak jak "dobre kawiarnie, udogodnienia dla wózków inwalidzkich w autobusach lub możliwość dojechania kolejką elektryczną do lotniska".

Wygląda na to, że polski teatr uruchomił w rosyjskiej publiczności coś, czego tam nie było być może od czasów pierestrojki, a mianowicie krytyczne myślenie o roli sztuki w nowoczesnym społeczeństwie. Polacy ze swym zaangażowanym, politycznym teatrem mocno namieszali w głowach. Ciekaw jestem, jak prędko pojawią się na rosyjskich scenach efekty tego zamieszania.

***

Spektakle na WST

Program główny:

"Trylogia" wg Henryka Sienkiewicza, reż. Jan Klata, Narodowy Stary Teatr w Krakowie

"Lalka" wg Bolesława Prusa, reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny w Gdyni

"Grotowski - próba odwrotu", reż. Tomasz Rodowicz, Stowarzyszenie Teatralne Chorea

"Babel" Elfriedy Jelinek, reż. Maja Kleczewska, Teatr Polski Bydgoszcz

"Szosa Wołokołamska" Heinera Müllera, reż. Barbara Wysocka, Teatr Polski Wrocław

"Utwór o Matce i Ojczyźnie" Bożeny Keff, reż. Marcin Liber, Teatr Współczesny Szczecin

"Kaspar Petera Handkego", reż. Barbara Wysocka, Wrocławski Teatr Współczesny

"Iwona, księżniczka Burgunda" Witolda Gombrowicza, reż. Marian Pecko, Opolski Teatr Lalki i Aktora

"Bruno Schulz: Mesjasz" Małgorzaty Sikorskiej Miszczuk, reż. Michał Zadara, Schauspielhaus Wiedeń

"Zmierz bogów" wg Luchino Viscontiego, reż. Grzegorz Wiśniewski, Teatr Wybrzeże Gdańsk

Spektakle Teatru Dramatycznego im. Jerzego Szaniawskiego w Wałbrzychu:

"Był sobie Andrzej Andrzej Andrzej i Andrzej" Pawła Demirskiego, reż. Monika Strzępka

"NIECH ŻYJE WOJNA !!!" Pawła Demirskiego, reż. Monika Strzępka

"Dynastia" sclerosis multiplet, reż. Natalia Korczakowska

"James Bond: - Świnie nie widzą gwiazd" Jolanty Janiczak, reż. Wiktor Rubin

"Olga Tokarczuk z Wałbrzycha: Gniew", reż. Bartek Frąckowiak

"Prowadź nas przez kości umarłych" - instalacja, reż. Łukasz Chotkowski

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji