Artykuły

Broniewski na blokowisku

"Made in Poland" Przemysława Wojcieszka od jutra w kinach. "Ruskich nienawidzę. I Chińczyków. A zwłaszcza Amerykanów" - mówi filmowy Boguś. Wszędzie są tacy Bogusiowie. A ich blokowiskiem jest cały świat - recenzja Tadeusza Sobolowskiego w Gazecie Wyborczej.

Boguś (Piotr Wawer junior), bezrobotny szajbus, były oazowiec, domorosły anarchista z wytatuowanym na czole napisem "fuck off" staje przed szarą ścianą bloków i wywrzaskuje swoją rewolucję. "Made in Poland" to głośna sztuka teatralna Przemysława Wojcieszka, zamierzona początkowo jako scenariusz dla kina. W 2004 r. autor wystawił ją w pawilonie handlowym na legnickim blokowisku. Teraz wraca jako film.

Blokersi? To już przecież było. Aż do znudzenia. Tytuł filmu Roberta Glińskiego z początków dekady, "Cześć, Tereska", zdążył przejść do mowy potocznej, jako kryptonim rzeczywistości zdefektowanej, świata rozerwanych więzi. Znamy te frazesy na pamięć. Powtarzaliśmy je kiedyś, przerażeni nową rzeczywistością, jakbyśmy się obudzili nagle w dzikim buszu, nie biorąc pod uwagę tego, że mieszkamy w tych samych blokach.

Blokers indywidualista

Pamiętam festiwal w Gdyni, gdzie dominowało czarne kino z blokowisk. W trakcie festiwalu nastąpił atak na WTC. To wydarzenie na pewien czas zmieniło spojrzenie na polskie kino, pełne skargi na los, skierowanej nie wiadomo pod czyim adresem, która wydała się nagle czymś podejrzanie łatwym.

Ten nowy turpizm, delektowanie się biedą i brzydotą, parodiowała później Dorota Masłowska, streszczając na okładce książkowego wydania "Między nami dobrze jest" typowy polski film: "rzecz dzieje się w Łodzi lub w Wałbrzychu lub w familokach na Dolnym Śląsku. Bohater Jasiek mieszka w radioaktywnym bloku... Wszędzie przemoc, ponure ugory blokowisk, wyciekające baterie, palące się rowery...".

Boguś z "Made in Poland" też jest parodią takiego blokersa, a film Wojcieszka - rodzajem cyrkowej bufonady, w której zostaje wywalona na wierzch zawartość umysłu bohatera. Wrocławski reżyser samouk, który płynnie przeszedł od offu do zawodowstwa, od kina do teatru i z powrotem, wcale nie przypomina zradykalizowanych inteligentów, którzy zajęli się ludem. On nie traktuje swoich "wściekłych" jak proletariackiej masy, która ma wzniecić rewolucję, posłużyć do walki z systemem. Swoich bohaterów obrysowuje, co prawda, ostrą kreską, ale traktuje ich jak indywidua, które nie mieszczą się w ramach klasowej typowości.

Smagany Broniewskim

Czy Wojcieszek jest twórcą rewolucyjnym? W "Głośniej od bomb" dał swojemu bohaterowi do ręki wiersze Poświatowskiej, kupione przypadkiem, za 1 zł w supermarkecie. Ta - jak mówi - "poezja dla pedałów" w końcu go jednak bierze. W "Made in Poland" blokers Boguś zostaje zaatakowany poezją Broniewskiego. Jego przedwojenne wiersze, zderzone z pejzażem bloków, z gruboziarnistą fakturą zdjęć Joli Dylewskiej, recytowane przez nauczyciela alkoholika (Janusz Chabior), tworzą przejmujący kontrapunkt. A zarazem, przy całym swoim romantycznym patosie, brzmią niebywale świeżo, odbijają współczesny niedosyt, naszą "kulturę wyczerpania". Słynny wiersz Broniewskiego "Poezja" pisany był w innej cywilizacji, ale przecież w podobnym klimacie rozczarowania. Był buntem przeciwko polskiemu rozczarowaniu, zmuszał odbiorcę, żeby przekuł je sobie w jakąś wartość. "To za mało! Za mało! Za mało! / Twoje słowa tumanią i kłamią! / (...) Nam te słowa ciche nie starczą. / Marne słowa. I błahe. I zimne. / Ty masz werbel nam zagrać do marszu. / Smagać słowem! Bić pieśnią! Wznieść hymnem!"

Wojcieszek przywołuje Broniewskiego w osiedlowym barze, nie po to, żeby go poniżyć, tylko żeby otworzyć przed swoimi bohaterami inną perspektywę. Jeśli nieparlamentarna dyskusja księdza z nauczycielem ateistą o istnienie Boga przypomniała recenzentowi przedstawienia "Made in Poland" dialog z "Nie-boskiej komedii", to w tej konfrontacji również nie chodziło o to, żeby poniżyć Krasińskiego, tylko by podwyższyć współczesnych.

W jednej z zabawniejszych scen filmu gangsterzy rozprawiający się z Bogusiem przy okazji opowiadają sobie "Przedwiośnie" niejakiego Żymierskiego ("jak się nazywał ten autor?"), potrzebne jednemu z nich do zaocznej szkoły. Treść powieści Żeromskiego w języku raperskim oddana zostaje całkiem wiernie: "Koleś przyjeżdża z zadupia, myśli że jest zajebiście, bo mu stary naopowiadał... Przyjeżdża, a tu ch... W międzyczasie jego stary kojfnął, więc on się wkurwia, tak mniej więcej przez 300 stron. A w końcu jest tak wkurwiony, że napierdala się z policją".

Wszyscy bohaterowie "Made in Poland" są "wkurwieni", ale nie wiedzą, co z tym zrobić. "Przyłącz się do rewolucji! - agituje Boguś kolegę zatrudnionego w wielkim magazynie przy wózku widłowym. "Trochę to ogólnikowe" - stwierdza kolega (Eryk Lubos). "Przemoc? Śmierdzi... Jestem wkurwiony. Ten system sp... mi kawał życia" - mówi Bogusiowi dawny "rewolucjonista". Ale na koniec dodaje znacząco: "Ja wszystko przeżywam". To jest istota sprawy: przeżycie. Na ty polega kultura: na przeżywaniu rzeczywistości - bez tego nie można jej zmieniać. Wszystko, co dobre i złe na świecie, rozgrywa się we mnie. Jeżeli nie przeżyję tego w sobie i nie znajdę odpowiednich idei, słów, ani obrazów, jeżeli nie wyrażę swego protestu w kulturze, pozostanie tylko naga przemoc, na dalszą metę bezsilna. Czy nie to właśnie chce powiedzieć swoim bohaterom Wojcieszek?

Począwszy od amatorskiego debiutu "Zabij ich wszystkich", fascynuje go psychologia polskiego protestu, polskiej nienawiści, jej płytkość, pokrywana krzykiem. On sam wcale nie jest takim radykałem, za jakiego uchodzi. Raz po raz daje o sobie znać polonistyczne wykształcenie. Jednak - nie przymierzając - Jean-Luc Godard też po okresie rewolucyjnym miał okres metafizyczny. Autora "Made in Poland" interesuje radykalizm jako taki oraz pytanie, jakie stawia zarówno swoim bohaterom, jak sobie samemu: co dalej?

"Made in Poland" przyjmowano na zeszłorocznym festiwalu w Gdyni ze śmiertelną powagą, jako kolejny "krzyk z blokowiska". Później, na festiwalu berlińskim, byłem świadkiem, jak ten godardowski film kolaż budził życzliwy śmiech. Dopiero z berlińskiego dystansu można było docenić klisze, którymi nieraz dowcipnie obraca Wojcieszek i razem z młodymi Niemcami śmiać się z Polski "wkurwionej" na wszystko, która, jak Boguś, nienawidzi "tych z rządu, z telewizji, z polityki, z armii i z Kościoła". "Ruskich nienawidzę. I Chińczyków. A zwłaszcza Amerykanów." Cały świat jest przecież takim blokowiskiem, wszędzie są tacy Bogusie.

Mniej więcej to samo, co on, tylko z różnymi akcentami ideologicznymi, wykrzykują w kraju prawicowi demonstranci, Radio Maryja, obrońcy krzyża z Krakowskiego Przedmieścia w Warszawie, ale też ultralewicowi publicyści, którzy tropią potworny system ideologiczny w kościołach. Krzyczy też amerykański filmowy lewicowiec, Michael Moore (którego Wojcieszek ceni). Ale on, dla odmiany, w swoim dokumentalnym pamflecie "Kapitalizm. Love story", strzela do kapitalizmu z Ewangelii.

Boguś jak Silny

Wszystkie te opcje spotykają się w skołatanej głowie Bogusia. Jej zawartość oddają animowane przerywniki służące jako pobłażliwie-ironiczne komentarze. W tych wizjach przewijają się jak w kalejdoskopie patroni Bogusia: Pan Jezus i Władysław Broniewski. W niebie blokersa jest także Krzysztof Krawczyk - idol jego matki hipiski, nauczyciela ateisty i gangsterów.

Bohater Wojcieszka ma wiele wspólnego z Silnym z "Wojny polsko-ruskiej" (jako postać narodził się dwa lata po książce Masłowskiej). Tak jak Silny, Boguś się zmienia. Początkowo jest rodzajem robota, który umie tylko "rozwalać". Jednak stopniowo się uczłowiecza. Zaczyna pytać: kim jestem? Obaj kontaktują się z literaturą: Silny sam staje się bohaterem literackim - Boguś po raz pierwszy życiu z własnej woli bierze do ręki książkę.

Szuka mistrza. Przeciągają go ku sobie: nauczyciel ateista od Broniewskiego ("u niego są wszystkie odpowiedzi") oraz ksiądz misjonarz, który w Rwandzie usłyszał głos Boga ("wracaj na blokowisko"). Wojcieszek umie tworzyć takie nieksiężowskie, kumplowskie postacie duchownych - wzorem mogła dla niego być postać księdza z filmu Kena Loacha "Wiatr w oczy", który broni zadłużonego robotnika zmuszonego do kradzieży.

To postawienie na równi socjalistycznego poety ateisty i księdza społecznika jest patentem Wojcieszka. Przyłączyć katolicyzm do lewicy - czy to nie brzmi rewolucyjnie? Dorocie Masłowskiej też by się to mogło spodobać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji