Artykuły

Kamery na Wierszalin

Pośród samochodów z warszawską rejestracją kręci się gruby facet w pasiastym podkoszulku i baseballówce z daszkiem do ty­łu, spod którego zwisa długi, cie­niutki warkoczyk. To jeden z członków ekipy telewizyjną, któ­ry sprawdza, czy właśnie nie na­grywają, po czym wpuszcza nas do środka.

Wchodzimy wprost do pokoju, który na co dzień jest biurem i miejscem rela­ksu aktorów, a na ten tydzień zamienił się w studio techniczne z systemem mo­nitorów i kabli. Drewniany budynek, odziedziczony po supraskim domu kultu­ry, jest już zupełnie zaadaptowany na po­trzeby Towarzystwa Wierszalin Teatr: te­raz publiczność siedzi na podeście, a aktorzy grają na dawnej widowni. Parę miesięcy temu, w wymalowanym na czarno wnętrzu, odbyła się premiera "Głupa". Obecnie przygotowywana jest na wrzesień rzecz "O Feliksie medyku", którą przez cały tydzień nagrywano dla II programu TVP.

W oku monitora

Na czarnej scenie panuje rozgardiasz, typowy dla pracujących na planie filmo­wym, chociaż sam plan został zreduko­wany do niewielkiego stołu. Tyle zmieści się w kadrze na ekranie telewizyjnym. Na blacie leżą sterty starych ksiąg, po­śród nich czają się drewniane lal­ki-rzeźby - dziewczynka i żacy oraz me­dyk. Za chwilę po raz któryś z rzędu zo­stanie powtórzona kilkunastosekundowa sekwencja. Stół otaczają białe ekrany, które rozpraszają światło z reflektorów padające na lalki.

Wszystko dzieje się symultanicznie. Aktorzy Joanna Kasperek, Adam Wnu­czko i Marek Tyszkiewicz{/} przymierzają do lalek twarze i dłonie, czyli to, co ma zmieścić się w scenie. Charakteryzator dokłada pudru do twarzy aktorki. Opera­tor Tomasz {#os#2436}Dobrowolski, który zajmuje się też światłem, jeździ ze swoją kamerą po szynach, ustawiając w wizjerze najle­psze ujęcia. Piotr Tomaszuk, autor sztuki opartej o tekst Gustawa Morcinka, reży­seruje całość, kontrolując kadr na koloro­wym monitorze. Tuż za jego plecami przysiadł scenograf Mikołaj Malesza, a obok, na podeście-widowni czatuje na swoim stanowisku akustyk ze słucha­wkami na uszach. To on zadecyduje, kie­dy będzie można zacząć nagrywanie bez zakłóceń.

Pozorny chaos

Chaos jest pozorny, tutaj każdy wie, co do niego należy. Podobnie z polecenia­mi, które wydaje reżyser w poszarpanym monologu:

- O, medyka nie ma... medyka nie ma... Można identyczną figurę powtó­rzyć jak przy tym... Adaś, dochodzisz do lalki, jesteś tam, przy skrzydłach, załóżmy, uczniowie do lalki... Anioły... oczy wasze są za lalką schowane, czyli ten moment... otóż to. Tak jest. We dwójkę uciekają, a ty wtedy zeskaku­jesz, zbiegasz i wiesz... pada ten tekst "Życie minie w trzy pacierze. Kto w nim mądry? Ten, co bierze!" Powiedz to do medyka. A wtedy powinniśmy zobaczyć to, że on się odwraca od tej lalki. Czyli, że nie chce. Anioł zbiega, chwali go, daje mu list.

- Nie ma listu! - dobiega głos Anioła.

- O Jezu, no dajcie jaką kartkę pa­pieru! No, papieru nie ma?! Papieru ci u nas dostatek! - żartuje Piotr Toma­szuk, po czym kuca wśród lalek na mi­niaturowej scence jak Guliwer wśród lili­putów i udziela kolejnych instrukcji aktorom w czarnych kostiumach.

W tym przedstawieniu występuje tylko część zespołu Wierszalina: oprócz trójki zajętej właśnie nagrywanymi scenami, są jeszcze Iwona Mirosław i Lech Olczak.

Stoją właśnie jako anioły wysoko, w głębi sali, na tle czarnej ściany i drewnianych skrzydeł. Skrzydła wi­szą osobno, nie przeszka­dzają anio­łom. W ich sąsiedztwie, ale na pewno poza kadrem zwisa sobie śmierć, drew­niana, z kosą, spełniająca w spektaklu - można rzec - wiodącą rolę.

Kariera z kostuchą

Fabuła losów "Feliksa medyka" wywo­dzi się z dawnego folkloru europejskiego i stanowi dydaktyczną przypowieść o od­wiecznym rozdarciu człowieka pomię­dzy dobrem i złem. "Etatowy" scenograf Wierszalina, Mikołaj Malesza, streszcza ją pokrótce, kiedy z mrocznej sali wy­chodzimy zaczerpnąć świeżego powie­trza.

- Śmierć oferuje się, że zostanie mat­ką chrzestną najmłodszego dziecka w rodzinie i daje dukaty na jego kształ­cenie. Chłopak cieszy się życiem i kształci, ale kiedy wraca do domu, ro­dzice już nie żyją, a rodzeństwo gdzieś po świecie rozmiotło. Wtedy kostucha obiecuje mu, że zostanie sławnym me­dykiem, wykonując posłusznie jej wo­lę: kiedy ona stanie u wezgłowia, pa­cjent będzie żył, kiedy u nóg - umrze.

I tak dalej. Feliks medyk szuka rodziny, ale ulega diabelskim podszeptom, biorąc za fikcyjne leczenie pieniądze i prezenty. Odmienia się dopiero wtedy, gdy odnaj­duje siostrę, na którą śmierć już wydała wyrok. Tym razem jednak medyk buntu­je się i zamienia pozycję umierającej, po­święcając w ten sposób - zgodnie z regu­łami - własne życie. Na szczęście, poja­wia się Matka Boska...

45 minut w sześć dni

Feliks medyk, podkreśla scenograf, to taka piłka pomiędzy dwoma aniołami, jasnym i ciemnym, które prowadzą mię­dzy sobą rodzaj zabawy czy meczu. Piotr Tomaszuk przypomina, że pierwsza re­alizacja tekstu o Feliksie medyku miała miejsce dziesięć lat temu w Białostockim Teatrze Lalek. Do obecnej wersji dopisał pewne drobiazgi i wzbogacił literacką stronę tekstu.

Treść widowiska zamknie się w 45 mi­nutach. Nagrywanie tych trzech kwa­dransów potrwa pełne sześć dni. Jedną ze scen kręcono już pół dnia. Ta dzisiejsza, której towarzyszymy, to "zaledwie" go­dzina pracy. Planowana przerwa obiado­wa i tak opóźni się o godzinę, więc Adam Wnuczko w czarnym kostiumie, makijażu i ze sztywno splecionym war­koczem nad czołem, pałaszuje w wolnej chwili kanapkę z ogórkiem.

- Dla telewizji rzeczywiście pracuje się inaczej - mówi aktor - ale przygoto­wywaliśmy się do nagrywania. Mamy przećwiczone sceny, a teraz tylko przystosowujemy je do takiego me­dium, jakim jest telewizja. Przeważnie Piotrek to ustawia, a my próbujemy się w tym znaleźć.

To Adam Wnuczko musi we właści­wym momencie zeskoczyć z wysokości do stolika-sceny i zagrać z czwórką ża­ków. Cztery postacie scenograf wyrzeźbił w jednej bryle drewna, bez rąk. Dłonie aktora są rękami lalek. Miko­łaj Malesza tym razem pomyślał swoje lalki jako jednorękie. Kiedy aktor dołą­czy swoją dłoń, rzeźba zaczyna pełnić pewną funkcję w spektaklu. Powstaje no­wa postać złożona z aktora i lalki.

Maszyny!

Poszło! Akcja!

W czarnym wnętrzu robi się cicho. Najważniejszy w kadrze będzie bliski plan, detal. O charakterze sceny zadecy­duje drobny gest dłoni, mrugnięcie oka w zbliżeniu, właściwe wyprowadzenie lalki z kadru, nieskazitelnie nagrany dźwięk.

- Maszyny! - woła reżyser.

- Poszło! - słychać zza ściany. - Akcja! - mówi reżyser i od tej chwili musi być idealna cisza. Niestety, anioł daje znak, że słyszy jakieś dźwięki. To pewnie ze strychu, gdzie byli malarze. Jeszcze raz. Tym razem przejeżdża sa­mochód, którego nie słyszy nikt poza akustykiem. Jeszcze raz. Maszyny! Posz­ło! Akcja! Kolejna scena. Po wielu przy­miarkach. Maszyny! Poszło! Akcja! Do wieczora.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji