Artykuły

Sztuka czy arteterapia?

Podział sztuki ze względu na tak zwaną niepełnosprawność (lub sprawność) tworzących ją artystów jest sztuczny i niewiele wnosi - chyba głównie pułapki i chaos pojęciowy - pisze Karolina Krawczyk w Teatrze. Dziś Światowy Dzień Osób z Zespołem Downa.

Hiszpański film "Yo también!"/ "Ja też!" (2009), kilkakrotnie nagradzany i wyróżniany (między innymi przez Hiszpańską Akademię Filmową oraz jury Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w San Sebastian), to odważna opowieść o 34-letnim Danielu - młodym, wyjątkowo zdolnym mężczyźnie z zespołem Downa, który ukończył właśnie studia wyższe (sic!) i rozpoczyna pracę w biurze pomocy społecznej, działającym na rzecz osób takich, jak on.

Tu poznaje Laurę - "normalną", atrakcyjną, niezależną i samotną kobietę, w której zakochuje się od pierwszego wejrzenia. Krok za krokiem, zaczynają spędzać ze sobą coraz więcej czasu, również poza pracą. Ich zażyłość rozwija się i sprawia radość obojgu, ale miłość, którą Daniel czuje do Laury, to nie to samo uczucie, które Laura żywi do Daniela. Wciąż istnieje wyraźna granica, której przekroczyć nie można i która jasno definiuje i oddziela od siebie ich światy. I choć wszyscy okazujemy się jednakowi pod względem potrzeb, to na potrzebach jednocześnie równość ta się kończy.

Historia słodko-gorzkiej, złożonej i nieoczywistej relacji Laury i Daniela pokazana jest w niebanalny, lekki i bezpretensjonalny sposób, odarty z czułostkowości i protekcjonalizmu. Odwaga tego filmu polega na niezwykle subtelnym, lecz jednocześnie stanowczym i bezpośrednim podjęciu najbardziej upraszczanych i tabuizowanych kwestii - emocjonalności i seksualności osób z upośledzeniem. To przejmujący i wyjątkowo dojrzały obraz, który przybliża prawdziwy świat i prawdziwe problemy osób z zespołem Downa, pokazując je przede wszystkim z ich perspektywy. Bez infantylizacji i patosu. Bez oszustwa i tabu. Bez litości i gotowych rozwiązań. Bez sztucznego uśmiechu. Za to z szacunkiem i zrozumieniem. Z miłością i świadomością. I z pytaniami - niewygodnymi, choć podstawowymi, których przeważnie unikamy.

Dyskusjom o sztuce, głównie sztuce teatru, tworzonej przez osoby niepełnosprawne (lub szerzej - społecznie wykluczone) przysłuchuję się od ośmiu lat. Od mniej więcej trzech uczestniczę w nich jako "ekspert", "krytyk", czasem "artysta" lub po prostu widz. Wszystkie są do siebie podobne - próbują zdefiniować teatr i język teatralny tworzony przez niepełnosprawnych artystów, zastanawiają się nad jego miejscem w sztuce współczesnej oraz właściwościami terapeutycznymi. Podczas tych dyskusji wciąż powtarzam, że podział sztuki ze względu na tak zwaną niepełnosprawność (lub sprawność) tworzących ją artystów jest sztuczny i niewiele wnosi - chyba głównie pułapki i chaos pojęciowy. Najczęściej prowokuje niekończące się dyskusje, czy to jest w ogóle sztuka, czy raczej terapia, i w zasadzie nie prowadzi do żadnych odkrywczych konkluzji. Proponuję przeważnie - jeśli już trzeba jakoś dzielić i kategoryzować - stosowanie podziału na sztukę profesjonalną i nieprofesjonalną, choć i to rozwiązanie uważam za niedoskonałe. Przecież wiemy dobrze, że nie trzeba mieć certyfikatów, aby być wybitnym artystą lub żyć z tworzenia sztuki. A i zawodowy papier nie gwarantuje artystycznej jakości.

Sukces filmu "Ja też!" potwierdza moją teorię. Główna rola, grana przez Pabla Pinedę, jest wybitna, choć nie wiem, na ile profesjonalnych narzędzi użył przy jej tworzeniu. Fakt, że aktor ma zespół Downa, jest tu oczywiście najważniejszy, ale na pewno nie podważa jego aktorskiego talentu i artystycznych wartości filmu. Nikt po jego obejrzeniu nie musi pytać, czy to "prawdziwa" sztuka czy nie i jaki to "gatunek", bo po pierwsze - jest to oczywiste, a po drugie - ten film prowokuje do dużo poważniejszych i bardziej istotnych życiowych refleksji. I na pewno nikt nie nazwałby tego filmu arteterapią czy resocjalizacją, choć w pewnym sensie wyraża on chęć "naprawy" myślącego kliszami i stereotypami, "niedowidzącego" społeczeństwa, które chyba raczej udaje, że nie widzi. Ten film po prostu się ogląda, i to w prawdziwych kinach, a nie w domach kultury czy na specjalnych festiwalach filmowych osób niepełnosprawnych.

Z teatrem wciąż jest nieco inaczej. Teoretycznie wszyscy się zgadzają (i są "dowody w sprawie"), że może istnieć inspirujący i wartościowy teatr, w którym aktorami są osoby niepełnosprawne intelektualnie czy na przykład z zaburzeniami psychicznymi, albo też - ogólniej - "amatorzy" (tudzież - jak to ładnie określa trio reżyserskie Rimini Protokoll - "eksperci od specjalnych sytuacji życiowych"). A jednak w "prawdziwym", "normalnym" teatrze (mam na myśli profesjonalny, mainstreamowy, repertuarowy teatr) bardzo rzadko widzimy takie spektakle, choć otwartość artystów (i dyrektorów teatrów) zdaje się powoli rosnąć. Tak jak świadomość społeczeństwa.

Zacznijmy od początku - nie każdy teatr z udziałem osób niepełnosprawnych jest sztuką i nie każdy nadaje się na deski teatru profesjonalnego. Nie wolno stosować uproszczeń. Czasem są to działania skupione na celach pozaartystycznych i każdy, kto takim teatrem się zajmuje, powinien uczciwie odpowiedzieć sobie na pytanie o tożsamość, cel i miejsce na teatralnej (lub terapeutycznej) mapie. Wśród wielu przedsięwzięć, z których spora część to "zabawa w teatr" albo zajęcia ogólnorozwojowe i animacyjne na bazie teatru, można znaleźć czasem prawdziwe diamenty. Szkoda tylko, że wciąż błyszczą one dla niewielkiej publiczności, w słabym świetle, gdzieś na uboczu, sporadycznie...

Kiedy przyjrzymy się miejscom pracy, które społeczeństwo wyznacza niepełnosprawnym (aby rzekomo wyrównać ich szanse), okazuje się, że obszar sztuki nie został w nich uwzględniony. Niepełnosprawni intelektualnie zazwyczaj mogą pracować przy segregacji śmieci, opiekować się chorymi lub starszymi w domach pomocy społecznej, ewentualnie wykonywać proste czynności biurowe. A co, jeśli są wśród nich artyści? Zdolni aktorzy? Muzycy? A wiem, że są, kilku znam osobiście... W szkołach istnieją jeszcze przynajmniej jakieś kółka albo warsztaty, ale kiedy młodzi niepełnosprawni kończą edukację, mają do wyboru jedynie kilka prostych form pracy zawodowej, ograniczających się do wąskiego obszaru działań - sprzątanie, "paletowanie" towarów w supermarkecie, opieka nad leżącymi chorymi Cóż, społeczeństwo zdaje się mieć czyste sumienie - program aktywizacji zawodowej przecież jest realizowany, mniej ważne, na jakim poziomie.

Po raz kolejny chciałabym przywołać tu niemiecki Teatr RambaZamba, który już kilkakrotnie gościł w Polsce, na "normalnych" teatralnych festiwalach, mimo że aktorzy to osoby z upośledzeniem umysłowym. Nie twierdzę, że wszyscy muszą ten teatr kochać, ale nie ma wątpliwości, że jest to poważna propozycja teatralna, jak najbardziej artystyczna, ciesząca się uznaniem, przemyślana, odważna, wpisująca się w nurt sztuki, a nie terapii. Ten teatr został założony w 1991 roku (a więc prawie dwadzieścia lat temu!) przez małżeństwo znanych i cenionych artystów - aktorkę Giselę Höhne i reżysera Klausa Erfortha - pod wpływem ich syna, Moritza, który urodził się z zespołem Downa. Z niszowego teatru, działającego w ramach Stowarzyszenia Sonnenuhr, RambaZamba w ciągu kilkunastu lat stała się znaną i poważnie traktowaną grupą, zapraszaną na liczne festiwale w Europie. Stała się inspirującym zjawiskiem, popularnym przykładem niekonwencjonalnych teatralnych poszukiwań.

Ale - o czym warto pamiętać - jakość pracy RambaZamby jest wynikiem kilku czynników. Po pierwsze: stworzyli ten teatr a r t y ś c i t e a t r a l n i , i to artyści z wyjątkowymi kompetencjami, bo jako rodzice dziecka z zespołem Downa stali się w r a ż l i w i i o t w a r c i na zupełnie odmienny świat - świat osób z intelektualnym upośledzeniem, które w sztuce może być wyjątkowym atutem, bo odznacza się niecodzienną wrażliwością i wyobraźnią. Stali się gotowi, by zaakceptować go i poznać. Widząc w nim i n s p i r a c j ę i p i ę k n o , nie próbują go na siłę "unormalnić", spacyfikować, zakamuflować czy "ulepszyć", lecz eksplorują go i p o z w a l a j ą go wydobyć. Pomagają mu zaistnieć i pokazują widzowi. A wszystko to bez taryfy ulgowej, bo oklaski z litości są najgorsze. I jeszcze jeden ważny element - dają mu c z a s i p r z e s t r z e ń oraz finansowe bezpieczeństwo, by móc nad nim pracować. Nie ma szybkich i gotowych metod czy recept. Żeby powstał spektakl, trzeba pozwolić mu się narodzić i dorosnąć. Każdy twórca wie, że praca teatralna wymaga czasu - dla powstania zespołu, zbudowania zaufania, dla prób - a także warunków na jego dojrzewanie. Sukces tego teatru polega na połączeniu pewnej postawy ideowej, umiejętności artystycznych (oraz umiejętności ich rozwoju u innych) i - co równie ważne - odpowiedniej organizacji przedsięwzięcia - finansowania, promocji etc. RambaZamba to teatr prężnie działający, dobrze zorganizowany, jednocześnie zachowujący klarowne priorytety. I last, but not east - dający możliwość zawodowego i zarazem artystycznego rozwoju osobom, którym świat nie daje takiej szansy.

Inspirujące przykłady znajdziemy i w Polsce - od czasu do czasu, gdzieniegdzie, znienacka Prawdziwe diamenty istnieją - w "Teatrze" opisujemy je, kiedy tylko uda nam się je dostrzec i wydobyć. Zdarzają się z całą pewnością i mogą się zdarzać częściej, wciąż tylko potrzebują szansy, wsparcia i zaufania.

Polska RambaZamba jest możliwa, co więcej - jest już coraz bliżej. Bo w końcu musi się znaleźć wrażliwy i mądry mecenas takiego teatru. Najlepiej bezinteresowny - taki, który nie będzie chciał promować swojego nazwiska, lecz osobowości i twórczość artystów. Taki, który dostrzeże potencjał teatralny i tkwiącą w nim możliwość zmiany otaczającej rzeczywistości. Taki, który będzie miał odwagę i siłę do walki ze społecznymi stereotypami i nie wykorzysta ich do zbierania pieniędzy lub oklasków. Taki, który wie, że teatr to możliwość wyjątkowego doświadczenia, niezwykłego spotkania, odkrycia nowych światów wyobraźni i podróży w nieprzewidywalne A przy tym dobry zarządca, który zdobędzie lub wygospodaruje środki na porządną premierę - ze scenografem, choreografem, muzykiem i całym profesjonalnym zapleczem. Skąd? Może z Biura Kultury, może z ministerstwa, ze specjalnych programów dla wyrównywania szans, z Unii, od prywatnych sponsorów, a najlepiej - od wszystkich po trosze. Wierzę, że w końcu znajdzie się ktoś, kto potraktuje sprawę poważnie, z pełnym zaangażowaniem i szacunkiem. I wierzę w publiczność, która ten teatr doceni, bo odkryje w nim nowe spojrzenie, świeże i zaskakujące obrazy, niekonwencjonalny język teatralny, odkryje różnice i podobieństwa Innych i ich światów, otworzy oczy i uszy na to, co normalnie jest poza zasięgiem. I pozna osoby, których nie spotyka na swoich ścieżkach - w pracy, w kawiarni, na zajęciach jogi czy języków obcych, na studiach, w bibliotekach, w teatrze.

Jest takie pismo dla rodzin osób z zespołem Downa - "Bardziej Kochani". W jednym z ostatnich numerów ukazał się bardzo gorzki i, niestety, bardzo trafny artykuł Elżbiety Zakrzewskiej-Manterys, profesor socjologii i matki chłopca z zespołem Downa. Wśród wielu trafnych refleksji szczególnie dotyka jedna. Autorka pisze, że dotychczas istniało w kulturze kilka grup "odmieńców" - osób wykluczonych i deprecjonowanych przez społeczeństwo. Spośród nich kobiety, Żydzi i homoseksualiści zaczęli z czasem mówić we własnym imieniu, własnym językiem, zgodnie z własnymi wartościami i własnym światopoglądem, lecz takiego dyskursu wciąż brakuje w odniesieniu do osób upośledzonych umysłowo. Czas ich emancypacji jeszcze nie nadszedł, ale wierzę, że nadejdzie - Ja też! jest na pewno ważkim głosem w tej sprawie. Może pora, by i teatr wyszedł tym potrzebom naprzeciw i pozwolił wypowiedzieć to, co czują i myślą artyści programowo z niego wykluczeni.

***

Karolina Krawczyk - absolwentka Wydziału Wiedzy o Teatrze warszawskiej Akademii Teatralnej, animatorka projektów edukacyjno-teatralnych i teatralno-społecznych, pedagog teatru, współtwórca i członek Stowarzyszenia Pedagogów Teatru. Obecnie szuka twórczych inspiracji w Indiach.

Na zdjęciu" "Proces" w Teatrze Osób Niepełnosprawnych Teatracje w Poznaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji