Artykuły

Piotr Polk zagra w "Sekstecie"

- Kiedy poznajemy tych ludzi bliżej, to okazuje się, że każdy z nich ma dość dużo problemów, pewną dozę nieszczęścia w sobie - mówi Piotr Polk, aktor Teatru Syrena w Warszawie.

Z Piotrem Polkiem, aktorem w przedstawieniu "Sekstet" Michaela Pertwee, rozmawia Anna Rathman.

Teatr Bajka przygotowuje spektakl na podstawie dramatu Michaela Pertwee pt. "Sekstet". Premiera przedstawienia odbędzie się 18 marca. Spektakl opowiada historię trzech par, które postanawiają wspólnie spędzić wakacje na jachcie. Jak się jednak okazuje, urlop nie będzie dla nich beztroskim wypoczynkiem, nic nie wychodzi tak, jak zostało zaplanowane, a relacje bohaterów budują się niezależnie od ich zobowiązań małżeńskich, nie tak jak wskazywałby układ ślubnych obrączek. Na niewielkiej przestrzeni budzą się emocje o wiele silniejsze, niż bohaterowie chcieliby, by stały się ich udziałem.

Sztuka jest zatytułowana "Sekstet". Czy można, używając porównania muzycznego, powiedzieć, że wszystkie sześć postaci grają jako zespół czy raczej jako soliści?

- Jeśli chodzi o sformułowanie muzyczne sekstetu, to rzeczywiście jest tu sześciu muzyków, z których jeden bez drugiego nic nie znaczy. Utwór jest napisany dla sześciu muzyków, tak również jest tutaj.

Czy jakieś postaci się wyróżniają, w pewnym sensie prowadzą intrygę?

- Tak, jedną z postaci jest mój bohater, natomiast nigdy nie powiedziałbym, że jest postacią wiodącą. Historia jest w sumie dość prosta. Sześcioro ludzi wypływa ekskluzywnym statkiem w rejs. I proszę sobie wyobrazić, co może się zdarzyć, kiedy człowiek nie może zbyt daleko zajść na takim statku - od rufy do dzioba - to wszystko, na co go stać. Ponieważ relacje, koligacje miłosno-erotyczne są tu w jakiś sposób zaawansowane, to trudno je ukryć na tak małej przestrzeni. Wobec tego wynikają różne konsekwencje i czasem zabawne historie. Aczkolwiek powtarzam, nie jest to farsa, nie jest to coś, co od początku do końca ma wywoływać śmiech. Kiedy poznajemy tych ludzi bliżej, to okazuje się, że każdy z nich ma dość dużo problemów, pewną dozę nieszczęścia w sobie. Tak więc jest to zespół. Tak jak w muzyce, żaden z uczestników rejsu nie znaczy nic bez swoich partnerów. Myślę, że moi partnerzy nie popłyną zbyt daleko również beze mnie.

Czy to znaczy że jest to taki mały światek, w którym budzą się demony, ponieważ ci ludzie są uwięzieni na tak małej przestrzeni?

- To nie chodzi o to, że są uwięzieni i wyzwala to w nich jakieś złe emocje. Po prostu przyjeżdżają tu, przywożąc je ze sobą. Są one skrzętnie, głęboko ukrywane przed nimi samymi, przed światem, ale też przed widzem. Te emocje gdzieś tam w nich drzemią. Ta radość z podróży jachtem po Morzu Śródziemnym, który zawija od wysepki do wysepki w pełnym słońcu przy pięknej pogodzie, jest przez bohaterów sztuki niestety udawana. To jest także trudniejsze dla nas aktorów - grać, że się udaje, jest chyba najtrudniej.

Czyli przekaz tej sztuki nie jest tylko komediowy?

- Nie, nie była taka ani w zamyśle dramaturgicznym, ani reżyserskim. Powiedziałbym raczej, że jest to komedia z elementami dramatu. Nie, nigdy nie nazwałbym jej farsą.

Jaki ma Pan stosunek do swojej postaci? Czy Pan ją lubi?

Gram człowieka w miarę bogatego. Już mógłbym go lubić (uśmiech), wyluzowanego, bardzo towarzyskiego, ale zarazem bardzo nieszczęśliwego, za to też go mogę lubić, ponieważ daje mi to pole do popisu jako aktorowi, daje materiał do zagrania.

Postaci więc nie są papierowe

- Żadna z nich nie jest papierową postacią, każda ma coś głębszego w sobie, każda popełniła w życiu parę błędów, ale też nie potrafią sobie w wielu sytuacjach poradzić sami ze sobą. Tacy są bohaterowie tej sztuki.

Czy to kobiety prowadzą główną intrygę, czy wszystkie strony są zaangażowane?

- Tak naprawdę trzy pary spotykają się na jachcie, niektóre były wcześniej połączone ze sobą w zupełnie innych konfiguracjach, czy chciały być połączone, ale się nie udało. Trafiają na jacht z bagażem doświadczeń. Są wzajemne wyrzuty, gdzieś odzywa się sumienie, również pretensje. Myślę, że nie tylko kobiety prowadzą tu intrygę. Ta intryga gdzieś się przewija, oplata ich. Trudno jest jednak mówić o sztuce, nie zdradzając jej dramaturgii i pointy.

Nie chce Pan zdradzić, czy te relacje, które zbudują się w czasie tego rejsu, później pozwolą im wrócić na stały ląd

- Jeśli zdradzić mam jakiś finał, to zawsze lubimy historie, które dobrze się kończą. Tutaj także wszystko w miarę dobrze się kończy, ale to w miarę jest bardzo, bardzo tłustym drukiem napisane.

Przedstawienie wyreżyserował Jerzy Bończak, ceniony aktor znany także z wielu ról komediowych. Scenografię przygotował Marek Chowaniec, muzykę Marian Szałkowski. W "Sekstecie" grają Renata Dancewicz, Magdalena Margulewicz, Magdalena Wójcik oraz Piotr Polk zamiennie z Andrzejem Deskurem, Tadeusz Chudecki i Wojciech Wysocki zamiennie z Marcinem Trońskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji