Artykuły

Kwartety kochanków

"Nie do pary" w reż. Agnieszki Olsten w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu. Pisze Leszek Pułka w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Bohaterów inscenizacji Agnieszki Olsten spotykamy w mrocznych klatkach barów i mieszkań. Ich ciała i słowa bezradnie tłuką się o ciała i słowa zdradzonych kochanków. Spalają się w odrzuceniu. Jak ćmy

"Nie do pary" to spektakl wysmakowany plastycznie. Tkwimy o kilka kroków od kochanków, którzy pogubili się w związkach miłosnych. W pięciościanie tiulów z nadrukiem podobizny flory australijskiego buszu, która przypomina soczystą egzotykę płócien Celnika Rousseau. Siedzimy naprzeciw rozległej witryny - hotelu na godziny, baru, potem mieszkań. Przyglądamy się życiowym bankrutom, którzy szukając czułości, znaleźli samotność.

Co zaskakujące, spektakl przypomina antyczną tragedię. Bohaterowie są predestynowani do porażki. Ich miłosne apokalipsy przenikają się - niekiedy irracjonalnie, jak epizod ulicznego molestowania Valerie przez Pete'a, innym razem z premedytacji - jak w cynicznych grach Johna, marzącego o śmierci Valerie. Ale o tym, kto zabił, jak w dobrej powieści kryminalnej, dowiemy się z epizodów i scen dziejących się w innym czasie i przestrzeni albo z relacji tych, którzy jak Pete otarli się przypadkowo o Valerie, nie wiedząc, że są świadkami manifestacji jej mizandrii, chorobliwej niechęci do mężczyzn. Tylko, jak powiada Andrew Bovell - nie ma przypadków. Valerie zjeżdża z autostrady na boczną drogę donikąd, by spotkać śmierć, jakby chciała spełnić koszmarne sny partnera. Zagadki są równie ważne jak rozwiązania. Zło trwale naznacza bohaterów. Działa niczym pułapka na owady. Przyciąga wszystkich, którym feromony tłumią rozsądek. Leon zdradza Sonię z Jane. Jane z Leonem zdradza Pete'a. Pete i Sonia są o krok od zdrady. Spełnienie zła i niespełnienie. Sonię i Leona wzmacnia, Pete'a i Jane niszczy.

Jak u Lyncha i Chandlera mówienie o złu, jak i niemówienie, niewiele wyjaśnia. W tym barowym dramacie z piciem do lustra w tle bohaterowie przeglądają się w sobie. Tyle mogą.

- Mówi pan, co chce. Ja mówię to, co chcę. Rozchodzimy się trochę mądrzejsi. Bez ujmy. Bez wstydu - komentuje zdarzenia Leon. Niezupełnie. Wstyd dławi Jane. Jest jeszcze Sarah - modliszka. Porzuca Johna, gdy ten najbardziej jej potrzebuje. Porzuca Neila tuż przed ślubem. Więc wokół zdrady miłości czai się śmierć.

Bovell rozpisał trzy akty swej sztuki na trzy kwartety kochanków. Intryga wciąga. Mimo dwugodzinnego gadania tekst w interpretacji Olsten nie nuży. Jak w dobrym thrillerze równoległość wątków i zdarzeń zaciera proste rozwiązania. Jedyną pretensję mam do symultaniczności dialogów w pierwszej odsłonie. Leon i Jane oraz Sonia i Pete mówią ten sam tekst, nie różnicując emocji. Bardziej starają się zdążyć z rytmem przeplatających się fraz niż z budowaniem osobowości scenicznej.

"Nie do pary" to świetne role. Postać Leona w interpretacji Mariusza Bonaszewskiego rozkwita z minuty na minutę. Skundlony gliniarz w pierwszej scenie, w finale staje się błyskotliwym chandlerowskim psychoanalitykiem. Podobała się wysmakowana Jane Renaty Kościelniak - najpierw łaknąca ekstazy, potem wściekła z odrzucenia. Intrygowała Valerie Elżbiety Golińskiej - wyrafinowanym estetyzmem zakrywająca piekło dzieciństwa. Ekscytowała nadpobudliwość emocjonalna Pete'a Bartosza Woźnego. Bolesna nagość Sonii Ewy Skibińskiej. Wystudiowany cynizm Macieja Tomaszewskiego w roli Johna. Wiele tu dobrego grania.

Intelektualnie sztuka nie jest rewelacją. Teza, że każdy związek kobiety i mężczyzny jest zbrudzony problemem zdrady, to banał. Przekonanie, że grzechy dzieciństwa naznaczają dorosłość, nie jest niczym nowym. Ale gdy słyszymy to w charakterystycznej manierze czarnego kryminału, chce się słuchać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji