Artykuły

Słońce w Zamku Dorincourt

Ciepła, zabawna, a momentami wzruszająca inscenizacja - o spektaklu "Mały Lord" w reż. Janusza Szydłowskiego w Operze Krakowskiej pisze Anna Matras z Nowej Siły Krytycznej.

Libretto tej rodzinnej opowieści muzycznej oparte zostało na tekście "Mały Lord Fauntleroy" Frances Hodgson Burnett. Ta angielska pisarka jest autorką czytanych przez dzieci na całym świecie książek, m. in. "Tajemniczego Ogrodu" i "Małej księżniczki". Każda z nich była wielokrotnie adaptowana na potrzeby filmu i teatru (autorem "Tajemniczego Ogrodu" w wersji dla teatru muzycznego jest Steven Markwick). Teraz swojej musicalowej wersji doczekał się "Mały Lord" i to, co istotne, stworzonej specjalnie dla Janusza Szydłowskiego na inaugurację nowego teatru. I choć los pokrzyżował plany powstania tej instytucji, to realizacja Szydłowskiego szczęśliwie odnalazła swoje miejsce na Dużej Scenie Opery Krakowskiej.

Tytułowy "Mały Lord" to chłopiec imieniem Cedrik. Spokojne życie na amerykańskiej prowincji Dickiem przerywa nagła wiadomość: Cedrik jest jedynym spadkobiercą książęcego tytułu i Zamku Dorincourt. Zgodnie z życzeniem zmarłego ojca musi opuścić swoich przyjaciół - Pana Hobbsa i czyścibuta Dicka, by wraz z matką, Panią Errol, wyjechać z Ameryki. Przeprowadzka do Anglii wprowadza wiele zamętu w życie bohaterów, a w szczególności życie księcia Dorincourt. Dziadek Cedrika z początku wydaje się antypatyczną postacią - stary, zgorzkniały, a na dodatek rozdziela wnuka z matką. Spotkanie z małym lordem o wielkim sercu pozwala mu odkryć na nowo radość życia. Ogromna, naiwna wiara chłopca w dobroć dziadka ma magiczną moc i powoduje, że stary Książę zmienia się naprawdę. Jak bywa w takich opowieściach, na drodze do szczęśliwego zakończenia staje czarny charakter. W tym wypadku to Minna, domniemana żona najstarszego syna Księcia, która rości sobie prawo do tytułu dla swojego syna. Nic jednak nie jest straszne, gdy ma się przyjaciół - z pomocą przybywają Pan Hobbs i Dick, który demaskuje fałszywą Lady.

Niezwykłą umiejętnością jest zaskarbić sobie serca tak wielu ludzi, jak udało się to Cedrikowi. Ale równie niezwykły sposób pozyskał sobie sympatię publiczności młody aktor, grający tę rolę - Mateusz Kałucki. Przez dwugodzinny spektakl potrafił utrzymać na sobie uwagę widzów i znakomicie partnerował profesjonalnym dorosłym aktorom. Szczególnie dobrze było to widać w scenach "amerykańskich", które bardzo dobrze odzwierciedlały atmosferę małego miasteczka, a także pokazywały, jak ważne miejsce w tej społeczności zajmował Cedrik. A na scenie był dokładnie taki, jak mówili o nim bohaterowie spektaklu: wnosił uśmiech i radość. Ze swoimi rolami poradziły sobie też aktorki: dobra Magdalena Walach i najgłośniej oklaskiwana w roli czarnego charakteru Marta Bizoń.

Trudno wyróżniać jakiś element spektaklu i wynieść go ponad inne. To chyba dzięki tej spójności wszystkich elementów realizację Szydłowskiego tak dobrze się ogląda. Na uwagę na pewno zasługuje scenografia, pięknie stylizowana na przełom wieków XIX i XX, przenosi nas w świat bohaterów. Moją ulubioną jest scena sprzed sklepu Pana Hobbsa, gdy wraz z Cedrikiem siedzą na beczkach i rozprawiają o arystokracji. Dużym atutem tej scenografii jest wykorzystanie możliwości sceny w krakowskiej Operze - bez zbędnego efekciarstwa. Na pochwałę zasługuje również choreografia i muzyka. W obu przypadkach największym plusem jest radość i energia, jaka towarzyszyła wykonawcom podczas premiery. A te emocje udzielały się również widzom, którzy wychodząc na przerwę nucili wpadające w ucho melodie.

Autorzy spektaklu bardzo słusznie nazwali go "rodzinną opowieścią", bowiem na krakowskim "Małym Lordzie" równie dobrze bawić się będą dzieci, jak ich rodzice czy dziadkowie. Ci najmłodsi bez trudu wytrzymają w teatrze dwie godziny, a jak wiadomo skupienie uwagi dziecka przez tak długi czas nie jest rzeczą łatwą. W tym spektaklu brak jednak dłużyzn - akcja jest bowiem wartka i spójna. Co do starszych widzów, nie mam wątpliwości, że docenią warsztat aktorów i kunszt muzyczny zespołu pod batutą Sebastiana Perłowskiego. A być może będzie to dla nich, tak jak dla mnie, powrót do ulubionych lektur z dzieciństwa i związanych z nimi emocji czy wzruszeń. Niezależnie od wieku, jeśli tylko damy się wziąć za rękę małemu Lordowi Fauntleroy i wciągnąć do jego świata, docenimy wartość przyjaźni i siłę dobra, o których mówi krakowski spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji