Artykuły

Szacunek dla czasu

- Zawsze była pogodna, życzliwa, dobra i skromna. Wielka dama, ale bardzo otwarta na wszystko. Potrafiła rozmawiać zarówno z dystyngowanymi ludźmi, jak i z pijaczkami spod bramy - w dniu piątej rocznicy śmierci HANKĘ BIELICKĄ wspomina jej gosposia.

Dziś, w dniu piątej rocznicy śmierci, wspominamy niezapomnianą Hankę Bielicką. Towarzyszy nam Joanna Manianin - gosposia aktorki, która była z nią przez ostatnich 12 lat życia.

Znała pani Hankę Bielicką nie tylko z estrady. W domu była taka sama?

Joanna Manianin: Zupełnie inna. Sama powtarzała, że gadanie to jej zawód. W domu była spokojna, wyciszona i zdystansowana. Zaczynała dużo mówić i nawet śpiewać, gdy uczyła się roli.

Ale pogoda ducha chyba nie opuszczała jej i w domu?

- Zawsze była pogodna, życzliwa, dobra i skromna. Wielka dama, ale bardzo otwarta na wszystko. Potrafiła rozmawiać zarówno z dystyngowanymi ludźmi, jak i z pijaczkami spod bramy.

Jak wyglądało jej mieszkanie?

- Było to duże mieszkanie w starej kamienicy, stojącej pod numerem 18, niemal na końcu ulicy Śniadeckich. Wypełniały je antyki, które pani Hania kupowała w różnych miejscach i otrzymywała od różnych osób: stare meble, obrazy, rzeźby pięknie prezentujące się w świetle wielu lamp. Ściany były seledynowe. Niesamowicie prezentował się salon. A w jej pokoju pamiętam przepiękne lustro w rzeźbionej i złoconej ramie. Piękna były też stara szyfoniera czy komoda. W salonie też była komoda, którą potem dostałam i która stoi teraz u mojej wnuczki w pokoju.

Jakie były jej ulubione miejsca w Warszawie?

- Bardzo lubiła Starówkę i Łazienki Królewskie. Ale trudno było jej spokojnie spacerować, bo szybko pojawiał się tłum. Trzeba było wręcz się chować. Już gdy podróżowaliśmy samochodem, ludzie nam machali, gdy zatrzymywaliśmy się na światłach, zaczepiali nas. Było to dość krępujące.

Znała pani sąsiadów Hanki Bielickiej?

- Z sąsiadami żyła bardzo dobrze, wszyscy ją lubili. Pamiętam, że mieszkała tam taka pani Wandzia, która nie miała oka, to pani Hania pomogła jej nawet finansowo to oko wstawić. Naszym sąsiadem był pan Mariusz Kamiński, były szef CBA, który mieszkał w tej samej klatce co pani Hania. Kiedyś w jej imieniu poprosiłam go, by zerknął, czy naprawdę na sejmowej tablicy jest nazwisko jej taty (przedwojenny poseł na Sejm z łomżyńskiego, który zginął wywieziony do Rosji - przyp. red.). Potem zaczął wyraźnie nas unikać. Nieładnie.

Pani Hania jednak stroniła w ogóle od polityki.

- Nigdy w nią się nie angażowała. Jej tata zresztą zawsze jej doradzał: "Pamiętaj Hanusiu, żebyś nigdy nie weszła w tę klikę, bo to najgorsze, co jest na świecie". Sama te słowa powtarzała. Głosować jednak zawsze chodziłyśmy.

Hanna Bielicka słynęła z oryginalnych kreacji, nie tylko kapeluszy. Kto je projektował?

- Na ogół sama. Pani Hania była artystką okresu powojennego, gdzie moda nie była w Polsce rozwinięta i trudno było dostać choćby materiał do nowej kreacji. Pani Hania jak jeździła do Ameryki, to przywoziła materiały, z których dużo szyły jej krawcowe z teatru Syrena.

A skąd u niej to zamiłowanie do kapeluszy?

- To chyba na dobre u niej zostało z pobytu w Konotewce, gdzie jej mama była garderobianą u jakiejś pani w dworku. Tam pani Hania chowała się w szafie i przebierała w te różne stroje i kapelusze. Bardzo to lubiła. Zresztą sama mówiła, że to jej zamiłowanie zaczęło się właśnie od tego wrażenia, jakie wywarły na niej wtedy te kapelusze. Tam połknęła bakcyla do strojenia się, a trzeba przyznać, że robiła to bardzo gustownie i z wyczuciem.

Czy zawsze była gadułą?

- W towarzystwie, jak wiemy, nie była cichą osobą, ale zmieniała się przy pracy, którą traktowała bardzo profesjonalnie. Nawet podczas świąt. Gdy byli u niej goście, a miała występ - dajmy na to koło 19, to do godziny 14 jeszcze rozmawiała z i przebywała nimi, a potem stawała się wyciszona i skupiała się gdzieś w zaciszu. O tym, jak traktowała pracę, może świadczyć jej relacja z panią Ireną Kwiatkowską, z którą w jednej garderobie przesiedziały obok siebie ponad 40 lat i zawsze były do siebie na "pani". Kiedyś pani Hania zwierzyła mi się, mówiąc: "Wiesz co? Jak ja bym chciała zobaczyć minę Ireny, kiedy umrę". Swego czasu trochę konkurowały ze sobą.

Znamy radosną Hankę Bielicką. A czy coś ją smuciło?

- Była szczególnie wyczulona na biedę ludzi i na zwierzęta, które bardzo kochała. Uwielbiała zwłaszcza psy i koty. Rzecz w ogóle najważniejsza - pani Hania bardzo dużo przeznaczała pieniędzy na cele charytatywne.

A jakie było zdanie pani Hani o współczesnych gwiazdach?

- Nie chwaliła nikogo szczególnie, ale trochę nieprzychylnie patrzyła na to, co wyprawiają niektóre współczesne gwiazdy. Nie przepadała za niektórymi nawet nie ze względu na pewną ekstrawagancję czy szokowanie, ale czysto pod względem artystycznym.

Irytował ją też wulgarny język...

- Pani Hania nie lubiła wulgaryzmów, choć bywało, że sama miała cięty język, grając role przekupek. U niej jednak to było ładne i z wyczuciem, bez niedopowiedzeń, zamknięte.

A co ją w ludziach denerwowało?

- Nie znosiła kłamstwa. Zrywała kontakty z ludźmi, którym się ono zdarzyło. No i irytował ją brak punktualności. Sama była bardzo punktualna. Gdy był pan z nią umówiony, dajmy na to - na 13, to za piętnaście 13 siedziała na krześle w przedpokoju i czekała. Jak miała wyjeżdżać, to 15 - 20 minut przed wyjściem była już gotowa, spakowana i czekała. Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Była perfekcjonistką. Szanowała swój i czyjś czas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji