Artykuły

Teatr, który nie istnieje

TEN spektakl wzbudził ogromne zainteresowanie. Sześć razy Teatr Cricot 2 grał "Wielopole, Wielopole" Tadeusza Kantora przy pełniutkiej widowni - i sześć razy tłum szturmował wejście "Stodoły" (miejsce gościnnych występów), a wielu bardzo wielu rozczarowanych, po nieudanych próbach dostania się do środka, odchodziło od drzwi z poczuciem straconej szansy. Bez przesady!

Bo też występ teatru Kantora w Warszawie to rzeczywiście bardzo rzadkie wydarzenie. Nie tylko w Warszawie zresztą. Przed stolicą Cricot 2 grał przez sześć wieczorów w Krakowie, potem da jeszcze tylko cztery spektakle w Gdańsku i już go w Polsce nie zobaczymy.

Lecz przecież nie o sam przyjazd chodzi. Wydarzeniem - jedynym w swoim rodzaju - jest "Wielopole, Wielopole", spektakl do którego twórca "dochodził" przez dwa lata, a którego prapremiera odbyła się w czerwcu we Florencji. Nie będę tu tego przedstawienia opisywała. Nie tylko dlatego, że z trudem poddaje się ono opisowi. Przede wszystkim dlatego, że nie miałoby to żadnego sensu. "Wielopole, Wielopole" trzeba po prostu zobaczyć i - przeżyć po swojemu.

Jest "Wielopole" przykładem doskonałej, mistrzowskiej roboty teatralnej. Każdy jego element , perfekcyjna gra aktorów, rekwizyty, słowo, kostiumy, koloryt i faktura materii, charakteryzacja, manekiny, kompozycja ruchu, światło - stapia się z pozostałymi w spoistą całość, w której wszystko ma sens, uzasadnienie i znaczenie. Całość ta jednako budzi refleksję i wzruszenie, a momentami porusza do głębi. Z pozoru snuje Kantor na scenie bardzo osobistą rodzinną opowieść rodem z podtarnowskiego Wielopola.

Ale dzieje się to w jednej warstwie spektaklu, W innej - nabiera on znaczeń uniwersalnych, jest zadumą nad zjawiskiem wspomnienia, nad czasem i przemijaniem, nad cierpieniem i śmiercią. Jest jeszcze inna warstwa - bardzo polska. I jeszcze - to, co dzieje się w widzu. A są to doznania tak silne (rozmawiałam z kilkoma osobami w dwa dni po spektaklu), że "Wielopole", długo każe o sobie myśleć, sceny i przeżycia powracają natrętnie, uparcie. Dlatego żałuję, że tak niewiele osób mogło występ Teatru Cricot 2 zobaczyć. Żałuję, że nie będą mogli tego uczynić.

Nie jest to możliwe z co najmniej dwu powodów. Po pierwsze dlatego, że - jak to określa Tadeusz Kantor - Cricot 2 proponuje inną strukturę teatru. Nie jest to teatr konwencjonalny, jaki znamy, ukształtowany w XIX w. przez zwyczaje, cywilizację, wymogi finansowe: przedsiębiorstwo, które ma obowiązek grać co wieczór, obciążone - jak stwierdza Kantor - eksploatacją mechaniczną, będącą źródłem kryzysu w świecie teatru. Według Kantora teatr nie jest instytucją - jest twórczością, każdy spektakl (nie próby) jest aktem twórczym i jako taki nie może być eksploatowany, bo twórczość eksploatowana mechanicznie przestaje nią być, staje się procederem. Cricot 2 zerwał z XIX-wieczną strukturą teatru - nie jest on instytucją i jako teatr (do jakiego przywykliśmy) w ogóle nie istnieje. 16 spektakli, które Cricot 2 zagra w Polsce to jest maksimum tego, co mieści się w jego strukturze... A tę nową strukturę Kantor proponuje i zarazem konsekwentnie chroni. Żąda on mianowicie od tych, którzy go zapraszają, by po 6 wieczorach grania zespół miał 4 dni wolne na zwiedzanie muzeów, zabytków, chodzenie do kawiarni i normalne życie - po to, by potem móc znów grać. I zapraszający muszą się do tego dostosować.

No tak, powie ktoś, więc Cricot 2 rzadko bo rzadko ale jednak gra, zatem można "Wielopole" zobaczyć. Rzeczywiście. W wydanym niedawno bardzo interesującym "Słowniku współczesnego teatru" jest podany adres teatru - Kraków, ul. Szczepańska 2. Tę informację można wykreślić, choć prawdą jest, że od 1961 r. Cricot 2 wegetował w piwnicach krzysztoforskiego pałacu. Wegetował, bo ani władze Krakowa, ani kolejni ministrowie kultury i sztuki przez 25 lat nie dali temu teatrowi możliwości egzystencji. Owszem, padały obietnice - nigdy nie spełniane. I to jest drugi powód dla którego "Wielopola" nie można zobaczyć.

W piwnicach Krzysztoforów Cricot pracować nie mógł. Nie mógł tam po prostu istnieć. Entuzjastyczne opinie, sukcesy zagraniczne przez ćwierć wieku niczego w sytuacji teatru nie zmieniły: nie dostał ani lokalu, ani pieniędzy. Niedawna informacja o tym, że Cricot 2 otrzyma w Krakowie lokal w odrestaurowanym obiekcie na ul. Kanoniczej są tylko częściowo prawdziwe. Lokal ten bowiem nie jest lokalem teatralnym, lecz pomieszczeniem na bogate, a dotąd niszczejące archiwum. A ponadto za tą decyzją nie poszła następna tzn. Cricot 2 jak nie miał, tak nie otrzymał subwencji, nie ma więc środków na zrealizowanie i . utrzymywanie archiwum.

Jest to sprawa, o której piszę ze wstydem. Podane tu fakty dotyczą przecież teatru i twórcy znanego w świecie, nagradzanego, reprezentującego Polskę, wymienianego przez nawet nie najlepiej obeznanych z naszą kulturą cudzoziemców - jednym tchem wraz z Grotowskim, Tomaszewskim, Drzewieckim, Pendereckim i Wajdą. Gorzej, bo to jeszcze nie wszystkie fakty. Otóż, Tadeusz Kantor dużo pisze o teatrze. Są to teksty interesujące, mądre i piękne. Francuzi i Włosi już je przetłumaczyli i wydali - u nas ciągle ukazać się drukiem nie mogą. Jedna z książek Kantora od 4 lat leży w Wydawnictwach Artystycznych i Filmowych! A spójrzmy co zalega księgarniane lady.

To jeszcze nie koniec wstydu. Teatrem Cricot 2 zainteresowali się Włosi. Zaproponowali Tadeuszowi Kantorowi przyjazd do Italii i dali do wyboru Mediolan, Rzym, Florencję. Wybór padł na tę ostatnią. W osobie mera Lucianiego, zespołu Teatro Toscano Regionale i we władzach Florencji Cricot 2 znalazł autentycznych mecenasów. Teatr otrzymał desakralizowaną, bardzo piękną bazylikę, w niej widownię i scenę (stworzoną według projektów Tadeusza Kantora), pracownie: stolarską, krawiecką, ślusarską.

Powstaje tam też "Cricotteka". Znajdą się w niej dokładne repliki zawartości krakowskiego archiwum teatru. Dotąd włoscy rzemieślnicy wykonali 6 pięknych replik rekwizytów. Na podstawie planów i fotografii odtworzyli 2 pokoje z ul. Szewskiej i ul. Grabskiego, w których w latach wojny odbywał się konspiracyjny, zorganizowany przez Kantora "Teatr Niezależny" - z pieczołowicie odtworzonymi naturalnej wielkości rekwizytami i makietami "Balladyny" i "Powrotu Odysa". Całkowita realizacja "Cricotteki" obliczona jest na 2-3 lata. Później - zgodnie z wydanym już przez Comune di Firenze dekretem - stanie się ona instytucją należącą do Comune: placówką i specjalną fundacją trwającą ad infinitum. W pobliżu tej florenckiej siedziby Teatru Cricot 2, dwie kamienice dalej, znajduje się "Arena Goldoni". Działał w niej kiedyś słynny angielski reformator teatru - Gordon Craig, który zjechał do Florencji w 1907 r. nie mogąc w ojczyźnie znaleźć zrozumienia dla swych nowatorskich idei.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji