Artykuły

"Wielopole, Wielopole" Tadeusza Kantora

Wizyta Cricot 2 w Warszawie

Po florenckiej premierze w czerwcu tego roku, po sukcesach w Paryżu, Edynburgu, Londynie i Krakowie, Teatr Cricot 2 swój najnowszy spektakl "Wielopole, Wielopole" pokazał w warszawskim klubie studenckim "Stodoła" przy rekordowym zainteresowaniu. Tytuł wiąże się z nazwą miejscowości pod Tarnowem, w której urodził się twórca i animator dokonań zespołu - Tadeusz Kantor.

Próba zbilansowania wrażeń uzmysławia piszącemu ubóstwo, niewystarczalność słów przy bogactwie metaforyki i środków artystycznych wspaniałego, przejmującego przedstawienia. "Wielopole, Wielopole" jest swoistą kontynuacją wątków "Umarłej klasy". Tak jak i tam grają nie tylko aktorzy, również manekiny, eksponujące myśl o wspólnocie ludzi i przedmiotów wobec biegu czasu. To tylko jeden z motywów.

Dwu scen nie sposób zapomnieć. Pierwsza, to odjazd rekrutów: w półotwarte drzwi idącego na front I wojny wagonu, wypełnionego tłumem młodych, żywych ciał Ksiądz-Wuj Józef wrzuca na pożegnanie łopaty ziemi spod cmentarnego krzyża. Druga - to powtórzona parokrotnie sekwencja: Wdowa po Miejscowym Fotografie (łudząco podobna do jednej z głównych postaci "Umarłej klasy") z upiornym uśmiechem podjeżdża swym potężnym aparatem przed upozowaną do pamiątkowego zdjęcia grupę. Z obiektywu wysuwa się lufa, rusza taśma z nabojami, rozlega się metaliczny klekot serii cekaemu...

Akcja - jeśli to właściwe określenie działań teatru Kantora, bliższych raczej przeglądaniu kadrów starego filmu - ma raptowne zwroty: po fragmentach pełnych napięcia, bliskich atmosferze histerii, następują okresy spokoju, niemal monotonii.

Wspomniałem o dwóch, szczególnie ekspresyjnych momentach. O wymowie spektaklu decydują bez wyjątku wszystkie, konsekwentnie skomponowane sceny - od porządkowania wspomnień o pokoju dzieciństwa, o krewnych, poprzez stałą obecność problematyki niepodległościowej, imperatywu marszu (dźwiganie krzyża, wybuchająca co chwila melodia "Szarej piechoty"), po refleksję nad bardzo osobiście przeżywaną historią.

Cricot 2, sytuujący się długo w klimacie twórczości Witkacego, Schulza, Gombrowicza, budzący skojarzenia z Kafką, a także z Craigiem, Artaudem i Bergmanem nosił m.in. nazwy teatru happeningu czy informelu. Teraz określa się go często - chyba nie najszczęśliwiej - mianem "teatru śmierci". "Wielopole, Wielopole" może mieć wiele wykładni. Sam zrozumiałem je jako rozbudowaną metaforę kondycji ludzkiej, uwikłanej w sprawy kultury, religii, narodu, a podlegającej prawu przemijania.

Przemijanie ukazane jest tu jednak w osobliwym świetle. Cudzysłowem specyficznego humoru, wielokrotnymi "reanimacjami", świadomymi powtórzeniami, swobodnym manewrowaniem zdarzeniami z dalszej i bliższej przeszłości, wreszcie swą stałą, fizyczną obecnością na scenie, dyskretnym dyrygowaniem spektaklem zwraca Kantor uwagę na kreatywną moc wyobraźni. Zdaje się zachęcać do refleksji nad funkcjonującą powszechnie - a umowną przecież - koncepcją czasu, który przy odmiennym spojrzeniu wcale nie musi mieć tak jednoznacznie ponurego wymiaru. Tego rodzaju propozycja przywodzi na myśl m.in. rozważania Henri Bergsona, literackie próby Michela Butora czy Petera Hartlinga.

Pisząc o "Wielopolu, Wielopolu" nie sposób nie podkreślić dyscypliny i nieprawdopodobnej perfekcji aktorów - i to nie tylko stałych polskich współpracowników Kantora, ale i nowych, włoskich członków zespołu. Jednoczy ich pełna świadomość celu realizowanego przedsięwzięcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji