Moje wspomnienia, moje miasto.
Tekst wystąpienia Jerzego Grzegorzewskiego podczas uroczystości nadania mu doktoratu honoris causa Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Tytuł od redakcji.
Szanowny Panie Rektorze
Szanowni Profesorowie
Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi
Szanowni Goście
Wspaniałomyślnym gestem i zaszczytem, którym Senat Akademii dzisiaj mnie obdarza, wracam po latach do macierzystej uczelni.
Wyrażam wdzięczność za to ponowne przyjęcie.
W mojej pracy reżysera teatralnego, scenografa i w ponawianych próbach malowania odwołuję się do nauk, których tutaj mi udzielono. Czas, który upłynął, sprawia, że nie wszystkim profesorom mogę dzisiaj dziękować osobiście. Wielu odeszło.
Myślę też o kolegach-przyjaciołach, których już wśród nas nie ma.
Pragnę w tej uroczystej dla mnie chwili specjalnie dziękować temu profesorowi, który ucząc namawiał do odważnej swobody, ale wymagał jednocześnie świadomej dyscypliny. Panu profesorowi Stanisławowi Fijałkowskiemu często w myślach dedykowałem moje przedstawienia.
I jest ktoś najbliższy w tej uczelni. Dzisiaj w todze i birecie rektora. Zwracam się do rektora, ale także do najbliższego przyjaciela z lat studiów. Wspominam awangardowy pomysł "dwa wściekłe koty"! Staszku, mój Boże...
Dzisiaj, poprzez tę uroczystość wracam do rodzinnego miasta, do Łodzi. Do miejsc, które mnie fascynowały, w których odnajdywałem siebie. Spaceruję Piotrkowską sprzed lat, piję kawę w starym Grand Hotelu. Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Przedstawienia Leona Schillera w teatrze, w którym potem debiutowałem, i słabość do operetki. Wileńska "Lutnia" w Łodzi. "Ja do Maxima mknę"...
To moje wspomnienia, moje miasto.
Wracam myślami do piekarni mojego ojca, brutalnie odebranej w latach pięćdziesiątych, której byłem i jestem spadkobiercą.
Wracam na korty w Parku Poniatowskiego.
Nigdy nie chciałem opuścić Łodzi. Ale to moje miasto nie okazało mi serca.
Dzisiaj ja, dyrektor Teatru Narodowego, z widowni mojego teatru słucham słów Wyspiańskiego, które mówi Konrad w finale "Wyzwolenia":
W Świątynię wszedłem wielką, ciemną -
dążyłem - nie wiem, dokąd dążę.
(...)
Sam jestem w wielkiej scenie pustej.
Głucho odbija podłóg echo.
O lęku - tyżeś mi pociechą..
Noc rozwiesiła czarne chusty -
Teraz zwracam się do przyjaciół malarzy. Do tego świata, z którym czuję się najgłębiej związany. Słowami Stanisława Ignacego Witkiewicza, malarza i człowieka teatru: "W nieskończoności wszelkich możliwości możliwym jest i taki przypadek: spotkanie się czterech identycznych snów. To nazywają czasem cudem".