Rozjaśnianie obrazu
NA SCENIE: Allez! Traversez! Le rond! Escargot! Dansez avec vos Dames! Zamknięte w geometrycznej figurze pantografu, w rytm muzyki gną się, wirują postacie. Szaleństwo świata, w które wkracza, nie..., w którym zjawia się ktoś.
Kim jest Marek Walczewski w przedstawieniu Jerzego Grzegorzewskiego pt. "Powolne ciemnienie malowideł"? Konsulem z książki Malcolma {#au#}Lowry'ego{/#} "Pod wulkanem", bohaterem udręczonym sobą, światem, niemożnością porozumienia z innymi? Człowiekiem uwikłanym w nie dopowiedzianą, nie spełnioną miłość? Kim jest? Czy jednym z nas? Czym jest 55 minut trwający zapis sceniczny, zrealizowany w Teatrze Studio? Teatrem poszukującym czy wizją plastyczną, precyzyjnie zamkniętą w muzyczne frazy?
Jerzy Grzegorzewski zbudował swój spektakl, czerpiąc inspirację z wielu źródeł. Jest więc tu coś z poezji filmu Luisa Buuela "Pies andaluzyjski", z malowideł Alberto Giacomettiego, coś z wyludnionej dzielnicy Amsterdamu, z losu Kafkowskiego Józefa K., piękna odkrytego w "Śmierci w Wenecji" Viscontiego, a także, być może, coś ze śmiałych skrótów i monochromatycznego koloru obrazów Paola Ucella. W tym nieprostym "modelu do składania" widz może zmieścić wszystko, jeśli przedstawienie trafi w jego nastrój i emocje lub nic, jeśli będzie je oglądał okiem chłodnego racjonalisty.
NA SCENIE: Przyćmione światła, Teresa Budzisz-Krzyżanowska i Marek .
On: "Biorę, wzięta, gra zaczęta, kołysany kołysz cień,
Pudel, kudel wejdź na budę
Nemezis - przyjemny dzień."
- Co mówiłaś?
- Mówiłam trzy razy, żebyś, na miłość boską, napił się czegoś przyzwoitego. Co za sens pić to paskudztwo tylko po to, żeby mi zaimponować? Napij się, a ja powiem "na zdrowie".
- Co powiedziałaś? Powtórzysz to? Nie, dziękuję, zostanę przy moim poczciwym lekarstwie.
ZA KULISAMI: Teresa Budzisz-Krzyżanowska od roku dzieli swój czas między teatry: Studio w Warszawie i Stary w Krakowie.
- Kiedy przyjechałam do Warszawy, nie oczekiwałam niespodzianek, z Jerzym Grzegorzewskim pracowałam w Krakowie w czasie przygotowywania {#re#},,Wesela" Wyspiańskiego, a potem {#re#16740}"Dziesięciu portretów z Czajką w tle"{/#} na podstawie ,,Czajki" Czechowa, choć, prawdę powiedziawszy, nigdy przedtem nie miałam takich doświadczeń, jakich on mi dostarczał. W teatrze jednak do tej pory dominowało słowo. Andrzej mówił kiedyś, że teatr jest ostatnim miejscem, gdzie ludzie mogą sobie porozmawiać, a tymczasem u Grzegorzewskiego ludzie starają się porozumiewać bez słów i, o dziwo, fascynujące jest to milczenie i napięta cisza na scenie. To jest inna estetyka - zarówno w skupionym aktorstwie, jak i w oszczędnej scenografii. I myliłby się ktoś przypuszczając, że Grzegorzewski nie daje aktorom szansy na wykazanie swoich umiejętności. Ten teatr wymaga wielkiej techniki i dobrego aktorstwa.
- Jerzy Grzegorzewski realizuje na scenie własną wizję przedstawienia. Czy aktor jest więc wobec tego tylko narzędziem w ręku reżysera?
- Zupełnie tak się nie czuję, choć przyznaję, że na początku trudno mi z nim było współpracować. No, bo chociażby w "Powolnym ciemnieniu malowideł" cała trudność pracy polegała na znalezieniu wspólnego rytmu dla wszystkich biorących udział w tym przedsięwzięciu, które trudno nazwać widowiskiem, raczej zdarzeniem. Aktor nie tylko realizuje w teatrze Grzegorzewskiego jego wizję, on ją wypełnia. Pobudzony wrażliwością i sposobem myślenia reżysera nie - traci nic ze swej osobowości, a przeciwnie - wiele zyskuje. Czy mogę się identyfikować z wizją reżyserską, zawartą w "Powolnym ciemnieniu malowideł? Oglądałam fragmenty tego spektaklu na próbach generalnych i głęboko mnie poruszyły. Bo jest to dramat o namiętnościach i nieporozumieniach. O tym, że prawda nigdy nie zostaje powiedziana.
NA SCENIE: Teresa Budzisz-Krzyżanowska i Marek Walczewski.
Ona: - Patrząc stąd, odnosi się wrażenie, jakiego nie doświadczają tamci turyści, stoją za blisko - powolne ciemnienie malowideł, jeśli patrzeć na nie od prawej do lewej. Wydaje się, że to w jakiś sposób symbolizuje stopniowe narzucanie zwycięskiej woli Hiszpanów. Rozumiesz, co mam na myśli?
- Gdyby stanąć jeszcze trochę dalej, może zaczęłoby ci się zdawać, te to symbolizuje stopniowe narzucanie zwycięskiej przyjaźni, tylko tym razem od lewej ku prawej. Zwłaszcza tym, którzy oglądając freski nie mogą nie pamiętać, kto za nie zapłacił?
Ze sceny padają słowa - preteksty, które tworzą napięcie.
ZA KULISAMI: Marek Walczewski.
- Kończy się już czwarty sezon, odkąd gram na scenie Studia. Praktycznie od chwili, kiedy Grzegorzewski po odejściu Józefa {#os#5112}Szajny objął ten teatr. Obiegłem w Warszawie wiele scen. Były wśród nich lepsze i gorsze. Jednak w tym teatrze inaczej myśli się o sztuce. Nie szuka się np. sposobów wyrażenia dramatu bohatera przez to, że pada on na kolana i wyznaje, że świat mu doskwiera. Tworzy się skrótową sytuację sceniczną, która w efekcie wywołuje skojarzenia, a następnie emocje.
- Czy filozofia "Powolnego ciemnienia malowideł" jest filozofią Marka Walczewskiego?
- Aktor nie ma po co wychodzić na scenę, jeśli nie dokona zabiegu identyfikacji, dopóki myślenie postaci nie stanie się jego myśleniem. W tej sztuce, żeby znaleźć miejsce w sytuacjach, które odtwarzam, musiałem zbudować sobie podkład psychologiczny. Książka Lowry'ego traktuje o samotności człowieka. Każdy przeżywa taki problem, kiedy kocha i kiedy przygotowuje się do zejścia z "pasa transmisyjnego", zwanego życiem. Konfrontuje to, co zrobił z tym, co ma jeszcze do zrobienia. Zastanawia się, jakie ma możliwości w otaczającym świecie. Wnioski, do jakich dochodzi, nie zawsze są wesołe. Każdy człowiek ma taką "czarną skrzynkę" w sobie - psychologiczny zapis, z którym żyje. Moja "czarna skrzynka" to tajemnica. Nie będę mówił o własnych przeżyciach, bo dla widza najważniejsze jest to, co sam odbiera, obserwując moje wcielanie się w postać Konsula. Od lat szukam w teatrze wymiaru poetyckiego. Tu znalazłem zrozumienie dla swoich poszukiwań.
- Aktorzy mówią, że Jerzy Grzegorzewski i Marek Walczewski rozumieją się w pół słowa. Grzegorzewski twierdzi, że byłby szczęśliwy, gdyby tak również myślał Walczewski.
- On wie, jak ze mną postępować... Natomiast ja nie wiem dokładnie, jak go zadowolić. Znam przebieg swojej pracy nad rolą, ale nie znam jej efektów. Zawierzam reżyserowi. Daję swoje propozycje, a on je przemodelowuje i wstawia w odpowiednie miejsca. On jest kreatorem, kompozytorem tego przedstawienia, ja mam umiejętność metamorfoz aktorskich i siłę, żeby ich dokonać. Praca z Grzegorzewskim to wielka przyjemność, choć nikt z nas nie sięga jego wyobraźni, jego sposobów pracy. Nikt. Dlatego Grzegorzewski jest Grzegorzewskim, a nikt z nas.
NA SCENIE: Konsul - Marek Walczewski.
- Czy pamiętasz piosenkę Straussa, którą kiedyś śpiewaliśmy razem? Raz na rok umarli żyją przez jeden dzień. Och! Wróć do mnie, jak kiedyś w maju ogrody Generalife, ogrody Alhambra i cień naszego fatum, kiedy spotkaliśmy się w Hiszpanii... A przecież nikt i nic nie zabierze nam jedności, którą kiedyś posiedliśmy, i która, Chrystus jeden wie, gdzieś przecież musi istnieć. Umieram bez ciebie, Ivonne. Przez miłość Jezusa Chrystusa, Ivonne wróć do mnie choćby na jeden dzień.
Atmosfera zaduszkowego święta. Ludzie z zapalonymi świecami w dłoniach. Wchodzą doktor Virgil i Laruelle, przyjaciele Konsula. Strzępy rozmów, urywki rzuconych w przejściu zdań... "Nikt tu nie chodzi, tylko jak nie ma kogo, nikt". Zawiany świat - ni to pogrzebowy, ni karnawałowy.
ZA KULISAMI: Jacek i Gabriela {#os#}Kownacka.
"Powolne ciemnienie malowideł" to pierwsze przedstawienie Gabrieli Kownackiej w tym teatrze. Uważa, ze przeżywa wielką teatralną przygodą.
- Czuję, że to właśnie Jerzy Grzegorzewski nadaje ton i charakter teatrowi, chociaż reżyserują i inni. Jeszcze wciąż grane są przedstawienia Józefa Szajny. Właśnie parę dni temu wypadło 500 przedstawienie "Dantego". Maciej zaczął próby "Wiśniowego sadu" Czechowa. Gram również w tym przedstawieniu. W środowisku krąży opinia, że Grzegorzewskiemu aktor jest niepotrzebny. Dopiero kiedy przyszłam do tego teatru, zrozumiałam, że to nieprawda. Jerzy Grzegorzewski przecież "pisał" "Powolne ciemnienie malowideł" aktorami na scenie, wykorzystując ich indywidualne predyspozycje.
Jacek Jarosz zaczynał jeszcze w teatrze Szajny. Pamięta tworzenie, obok teatru, galerii malarstwa współczesnego. Dziś, obok galerii, przy teatrze działa również orkiestra kameralna Maksymiuka.
Czy inne sztuki inspirują aktorów? Może tak, ale teatr jest właściwie oddzielny. A podobieństwo teatrów Szajny i Grzegorzewskiego? Jacek Jarosz dopatruje się go w plastycznej "proweniencji" obu twórców. Choć teatr Grzegorzewskiego jest niewątpliwie bardziej literacki. W "Powolnym ciemnieniu malowideł" Jarosz mówi ledwie kilka wyrwanych z kontekstu zdań.
- Czy to wystarczy, żeby w tym przedstawieniu odnaleźć siebie?
Tak i coraz bardziej, w miarę, upływu czasu. To prawda, że człowiek ma tu centymetrowe zadania, w których musi zmieścić cały ładunek emocjonalny, potrzebny do wywołania określonego nastroju. Na początku, na pierwszych próbach, było coś takiego - brak słowa, ale teraz nie. Wchodząc na scenę, ładuję się myślami o mojej postaci. Myślę - jestem na jakimś zaduszkowym raucie, trochę wypiłem. Idę. Prowadzi mnie melodia. Rzucam słowa wyrwane jakby, ale znaczące, dopełniające nastrój, w jakim jestem.
NA SCENIE: Marek Walczewski i Wiesława {#os#479}Niemyska. Ona: - Tak jest, trzeba się z tym pogodzić, nie ma rady. Nie ma na to rady. Życie zmienia, wie pan, człowiek nigdy by o tym nie pomieszkał.
- Nie; człowiek by o tym nie pomieszkał, seniora Gregorio, tylko: nie pomyślał (poprawia Konsul).
- Tak to jest życie, zmienia, wie pan, człowiek by o tym nie pomie...szkał".
Niezmienność pomyłek w naszym życiu, utrwalonych schematów.
ZA KULISAMI: Wiesława Niemyska.
Jest asystentką reżysera w tym przedstawieniu, to już druga po {#re#27755}"Pułapce"{/#} Różewicza asystentura przy Jerzym Grzegorzewskim.
- Lubię teatr Grzegorzewskiego i jego sposób pracy. Znam go od lat. Uważam, że to właśnie powinno się robić na scenie. Nie teatr fabularny ani opowiadanie historyjek! Inny teatr mnie nuży. Ludzie mówią, że w "Powolnym ciemnieniu malowideł" nie ma właściwie książki "Pod wulkanem", a ja uważam, że jest cała. W każdym razie to, co dzieje się najważniejszego między ludźmi. Emocje, rozpacz, napięcia. Grzegorzewski dla każdej sceny znajduje rozwiązanie jak w zagadce kryminalnej. Każdy pomysł to skrót. Powtarza: "Napięcia, muszą być napięcia". Ma rację. W teatrze one są najważniejsze a nie gadanie. Role buduje się tu innym językiem scenicznym, nie stopień po stopieńku. Z węzłów a nie z supełków.
Kim jest Jerzy Grzegorzewski twórca teatru, w którym najwięksi aktorzy są zadowoleni ze swoich najmniejszych ról?
Absolwentem Wyższej Szkoły Plastycznej w Łodzi, gdzie mu mówiono, że jest zbyt literacki (mógł zostać dyktatorem mody, został reżyserem). Absolwentem Wydziału Reżyserii Szkoły Teatralnej, gdzie mu miano za złe jego plastyczne skłonności. Człowiekiem, którego pierwsze podyplomowe przedstawienie Brechtowskiego {#re#17138}"Kaukaskiego kredowego koła"{/#} w Teatrze im Jaracza w Łodzi było sukcesem, a następnie w warszawskim Teatrze Polskim totalną klęską. O sukcesie szybko zapomniano, za to klęska o mały włos byłaby mu zamknęła drogę do innych teatralnych realizacji. Kiedy zrobił swoje pierwsze {#re#14476}"Wesele"{/#}, zarzucono mu nihilizm i tylko nagroda na kaliskim festiwalu teatralnym pozwoliła korzystać dalej z prawa do sukcesów i klęsk.
Klęski nie pozostawiły w nim goryczy. Mówi, że katastrofa wpisana jest w ten zawód. Wie i nie ma z tego powodu żalu, że rzeczy zrobione powyżej oczekiwań są gorzej przyjmowane niż przeciętne.
Jerzy Grzegorzewski nie boi się napaści krytyków, przykra jedynie jest mu myśl, że widz jadący z odległego krańca miasta może się rozczarować w jego teatrze. Co mogłoby Grzegorzewskiego ucieszyć? Gdyby choć jeden przyszły poeta zapamiętał to przedstawienie. Tym, którzy mu zarzucają odstępstwo od książki "Pod wulkanem" tłumaczy, że równie dobrze można by z przedstawienia wycofać wszelkie teksty i też grać. Wtedy także byłby to obraz człowieka w labiryncie, ze wszystkimi jego wzlotami, upadkami i emocjami. Dodawać tekst? Bez trudu mógłby rozciągnąć w czasie "Ciemnienie malowideł", ale po co? Stworzył przecież zamkniętą całość. Czy jest zadowolony? Raczej zmartwiony, bo jakiś etap pracy został zamknięty.