Artykuły

Cudowny wariat Stach, Staszek, Stasiek

Nie zjawi się już nigdy w swoim teatrze, nie wstąpi do garderoby ani do bufetu w "Wybrzeżu", ale przede wszystkim nie zagra już ani Bukaricy, Dantona, Cześnika Raptusiewicza, ale i Fikalskiego czy Piszczalskiego. Nie założy kostiumu Antoniusza czy Czepca - STANISŁAWA MICHALSKIEGO wspomina Barbara Kanold.

Nie zachwyci widowni w przejmujących rolach Ojca w "Pułapce" Różewicza i starego Fieraponta w "Trzech siostrach" Czechowa. Ani jako Pułkownik w telewizyjnej "Rodzinie zastępczej"

Stanisław Michalski, aktor, który całe swoje zawodowe życie poświęcił gdańskiemu teatrowi, odszedł wczoraj po długiej chorobie. Był jednym z najbardziej żywiołowych polskich aktorów i to, co zagrał na scenie, na dużym i małym ekranie, zasługuje, aby, od pierwszej roli Lolusia w "Maturzystach", pozostało w naszej pamięci.

Przez pięćdziesiąt lat zmieniał mieszkania, role, kobiety. Nie zmienił tylko miasta i sceny. Pytany, czy nie miał żadnych ciekawych propozycji, odpowiadał: "Miałem, zwłaszcza po rolach filmowych, były propozycje z Teatru Narodowego, z Dramatycznego, ale ja szybko wrosłem w nadmorski klimat, w atmosferę tutejszej sceny i zespołu".

Nie chciał się stąd ruszać pewnie i dlatego, że grał zawsze dużo, role otrzymywał satysfakcjonujące. Gdyby tak nie było, na pewno szukałby innego teatru, a wiele lat później, jako dyrektor, kolegom narzekającym, że nie są obsadzani, docenieni, zawsze radził - spakuj manatki i zmieniaj teatr. Szukaj miejsca, gdzie cię potrzebują, gdzie będziesz grał. I jeszcze dodawał, że w teatrze nie może być mowy o demokracji. Jeżeli jest równość, to kończy się sztuka.

Bywają aktorzy traktujący teatr jako zawód, "pójście do biura", co ich, oczywiście, nie dyskwalifikuje. W przypadku Staszka mieliśmy do czynienia z typem aktora, dla którego teatr jest miejscem, w którym wstępował w niego duch, tylko w tej przestrzeni potrafił funkcjonować, urodzony do tego, by być aktorem.

W artystycznym dorobku miał Michalski kilkadziesiąt ról filmowych i przeszło dwieście teatralnych. Szczyt swoich możliwości aktorskich osiągnął w rewelacyjnym Ojcu w "Pułapce". Ta rola była dla wielu zaskoczeniem, bo Staszek przyzwyczaił swoich widzów, że jest specjalistą od trochę lżejszego repertuaru, tymczasem pokazał niesamowitą siłę. Okazało się, że ma w sobie niezwykłe pokłady aktora dramatycznego, wręcz tragicznego. To była jego życiowa rola.

Był wielką osobowością aktorską, ale i zwykłym, przyjaznym ludziom człowiekiem, ze wszelkimi zaletami i wadami. Nic, co ludzkie, nie było mu obce, kochał swój zawód, kochał życie, brać aktorską. Był, jak rzadko kto, czuły na ludzką krzywdę. Oddałby ostatnią przysłowiową koszulę przyjacielowi. Dlatego pewnie stał się społecznikiem. I nigdy nie tracił humoru - gdy był na wozie czy pod wozem, a pytany o swoją życiową dewizę zawsze powtarzał - móc pracować, zrobić dużo dobrego dla innych i nie być "najbogatszym" na cmentarzu.

Taki cudowny wariat, Stach, Staszek, Stasiek pozostanie w naszej wdzięcznej pamięci, choć "Wybrzeże" zmienił na teatr niebiański i pewnie w tamtejszej obsadzie znajdzie swoje znaczące miejsce.

A widzowie i przyjaciele, dziękując za chwile wzruszeń, zadumy i zabawy żegnają GO z wielkim żalem.

Na zdjęciu: Stanisław Michalski (z prawej) jako junak Franek Mazur w filmie "Pierwszy start", reż. Leonard Buczkowski, 1950 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji