Artykuły

Prawdziwa druga młodość

TADEUSZ WOŹNIAK, kompozytor i wykonawca kultowego "Zegarmistrza światła", spełnia się dziś w teatrze

W swoim dorobku ma muzykę do kilkuset piosenek i ponad stu inscenizacji w teatrach dramatycznych, wielu przedstawień telewizyjnych, programów poetyckich i artystycznych oraz filmów animowanych. Nagradzany na wielu festiwalach. Występował z zespołami Dzikusy i z grupą Czterech. Najbardziej jednak znany jest z kariery solowej. Największe sukcesy odnosił pod koniec lat 60. i w latach 70., ale niechętnie wraca do tego okresu.

Gdyby nie siwe włosy, prawie się nie zmienił. Mieszka na stołecznym Bródnie, 11 km od centrum w pięknym domu z ogrodem. - To absolutny cud, że nam się udało - mówi żona artysty Jolanta Majchrzak.

- Osiemnaście lat temu nic nie mieliśmy i trafiła się okazja.

Tuż przed naszym spotkaniem wrócił z żoną z sąsiadującego z osiedlem domków przedszkola. Mieli tam występ dla najmłodszej publiczności. - Czytaliśmy wiersze i zaśpiewaliśmy kilka piosenek - opowiada. - Taka społeczna, sąsiedzka zabawa. Wiadomo, przedszkola rzadko mają pieniądze. Przez kilkadziesiąt lat współpracuję z teatrami, napisałem muzykę do wielu bajek, więc mam co dzieciom zaprezentować.

Urodził się w Warszawie. Po IV klasie zmienił szkołę na baletową. - Wcześniej, przez dwa lata uczyłem się w szkole muzycznej, w klasie skrzypiec. I tam nauczycielka stwierdziła, że mam zdolności baletowe. Do dzisiaj lubi oglądać balet klasyczny, sam jednak nie chciał tańczyć. - Nie były to zmarnowane lata.

Zapachu kulis teatralnych się nie zapomina.

Już w pierwszej klasie szkoły baletowej występował w Sali Kongresowej. - Tańczyliśmy poloneza, a później statystowaliśmy w wielu teatrach, występowaliśmy w operach, baletach i innych przedsięwzięciach scenicznych. Śmieje się, że był w klasie rodzynkiem. On jeden, a reszta dziewczyny - wśród nich Zofia Rudnicka i Małgorzata Potocka. - Ta szkoła nie była ideologiczna, lecz artystyczna. Mieliśmy kontakt ze sztuką. Nikt nie chciał stamtąd odchodzić, dopiero ja... Dyrektor próbował mnie zatrzymać. Uważałem jednak, że to nie jest zawód dla mnie.

Wrażliwy na sztukę młodzieniec znalazł sobie miejsce w... technikum elektrycznym. - Miałem też zainteresowania techniczne i do dziś mi zostały. Potrafię coś rozkręcić i skręcić z powrotem. W technikum zaczął grać na gitarze. - Nauczyłem się od siostry. Grałem przede wszystkim dla siebie, choć nie brakowało występów na akademiach, w szkole.

Po maturze nie zdecydował się pójść w kierunku technicznym. Zaczął śpiewać. - Chciałem być astronomem, ale także konstruktorem i pisarzem. Przeciwstawne pomysły.

W technikum dojrzewał muzycznie, a kiedy skończył szkołę, zajął się nagraniami. - Znałem już środowisko młodego, polskiego rocka. Do współpracy zaprosił mnie zespół Dzikusy. Dość szybko nagraliśmy materiał dla radia. Jedna z naszych piosenek, "Na dobre i na złe", stała się przebojem.

Początkowo występował pod pseudonimem Daniel Dan. - Menedżer stwierdził, że mam nazwisko mało atrakcyjne, jak na artystę,

a Daniel Dan dobrze brzmiało. Z Dzikusami śpiewał niespełna rok. - Skomponowałem wtedy coś do poezji, lecz nie zostało dobrze przyjęte. I słusznie, bo było kiepskie. Poszukiwałem czegoś takiego, co robił Bob Dylan. Nie w sensie dosłownym, kopiowania, lecz jego drogi, pewnej formuły estetyczno-filozoficznej. Miałem już wypracowane pewne zaplecze artystyczne, zahaczające o poezję.

W 1967 roku zadebiutował jako kompozytor, pisząc muzykę do wierszy Juliana Tuwima, Bolesława Leśmiana i Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Rok później rozpoczął karierę solową. Śpiewał melodyjne ballady, które sam pisał, akompaniując sobie na gitarze.

Później spotkał zespół Czterech, w którym występowali m.in. Marek Bliziński i Andrzej Turski. - Mieli ambicje i grali na gitarach klasykę, np. Bacha. Dobrze im to nawet wychodziło. Zaczęliśmy razem występować. W tym czasie spotkał Katarzynę Gaertner. - Zaśpiewałem jej piosenkę z tekstem Andrzeja Waligórskiego. Zaowocowało to występem w Telewizyjnej Giełdzie Piosenki. Wkrótce otrzymałem propozycję wykonania piosenki ze słowami Agnieszki Osieckiej "Hej, Hanno". I zagrałem ją z zespołem Czterech. Od tego momentu tak naprawdę rozpoczęła się moja kariera.

"Hej, Hanno" wygrała Giełdę Piosenki. A on zaczął otrzymywać coraz więcej zaproszeń do udziału w koncertach, programach telewizyjnych, radiowych i festiwalach. Stał się bardzo popularny. Śmieje się, że wtedy w telewizji był tylko jeden program i wszyscy go oglądali. - Promocyjnie było łatwiej niż dzisiaj.

Dementuje informacje, jakoby kiedykolwiek występował jako gitarzysta zespołu Niebiesko-Czarni. - Zaraz po nagraniu "Hej, Hanno" Niebiesko-Czarni zaproponowali mi udział w programie, ale nie w zespole. Także Czesław Niemen zaprosił mnie do programu, zagraliśmy prawie sto koncertów.

Jesienią 1971 roku powstaje jego pierwsza płyta długogrająca dla Polskich Nagrań. Jest utrzymana w konwencji ballady i piosenki autorskiej. Album zawiera największy przebój "Zegarmistrz światła", nagrany wspólnie z Alibabkami i Henrykiem Wojciechowskim. Rok później ta piosenka zdobywa nagrodę na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu.

Jurorzy nie mieli łatwo, bo w tym samym roku startowała piosenka "Jej portret". Główną nagrodę otrzymaliśmy ex aequo.

Przez trzy lata podróżował po Polsce i Europie z Alibabkami i formacją Henryka Wojciechowskiego.

Potem się usamodzielnił. Otrzymał propozycję napisania muzyki do "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego na 100-lecie Teatru Polskiego w Poznaniu. - I tu gdzieś koło się zamknęło, bo teatrem interesowałem się od dziecka. Spodobała mi się ta praca i zostałem w teatrze na 20 lat.

Komponował też dla innych teatrów. - Napisałem muzykę do 120 przedstawień granych w całym kraju. Zapraszany był na koncerty i recitale. Jednak większość jego artystycznego życia to teatr. - W teatrze można było jeszcze oddychać. Ówczesna rzeczywistość tak odstawała od propagandy, że nie można było tego wytrzymać. A artyści estradowi w coraz większym stopniu byli dekoracją dla tych bzdur. Nigdy nie wystąpiłem na festiwalu w Zielonej Górze ani w Kołobrzegu. Nawet pod presją szantażu. To były trudne czasy. Odpowiadało mi, że mogłem realizować się w teatrze i zachować poczucie godności. Miałem więcej swobody.

Na początku lat 90. zniknął powód, dla którego nie uczestniczył w życiu estradowym. Dalej współpracował z teatrem. Pisał też muzykę do filmów animowanych dla łódzkiego "Semafora". Gdy miał mniej pracy w teatrze, zaczął grać koncerty. - W 1991 roku ukazała się płyta "Zegarmistrz światła", zawierała nowe wersje starych przebojów. Ta płyta pomogła mi wrócić na estradę i muzyczny rynek.

Rozpoczął występy rodzinne z żoną i synami. Zona - absolwentka łódzkiej Akademii Muzycznej, Piotr - wiolonczelista i gitarzysta, Mariusz - skrzypek. Nadal komponował muzykę do filmów dla dzieci i dokumentów. - Napisałem też muzykę do dziewięciu spektakli Teatru TV i serialu "Plebania".

Ogromnym sukcesem okazała się muzyka, którą skomponował do spektaklu "Lato Muminków". - Przedstawienie wystawiano w wielu teatrach. W konsekwencji ukazał się album płytowy, który nagrali m.in. Gustaw Holoubek, Ryszarda Hanin, Mieczysław Czechowicz, Krystyna Prońko, Bernard Ładysz. Naszym "Latem Muminków" (adaptacja Andrzej Maria Marczewski, teksty Bogdan Chorążuk) fascynuje się już trzecie pokolenie. To obok "Zegarmistrza" największy mój hit

Piosenki z jego muzyką wykonywali m.in. Elżbieta Adamiak, Michał Bajor, Anna Chodakowska, Bernard Ładysz, Andrzej Poniedzielski, Krystyna Prońko, Zbigniew Wodecki, Wojciech Malajkat, Jolanta Majchrzak, Krzysztof Majchrzak. Jego muzyka stanowiła integralną część wielu inscenizacji i była nagradzana na festiwalach teatralnych. Otrzymał nagrodę za muzykę do "Wesela" Stanisława Wyspiańskiego w reżyserii Romana Kordzińskiego, "Odprawy posłów greckich" Jana Kochanowskiego reżyserowanej przez Andrzeja Witkowskiego, i "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułhakowa, w reżyserii Andrzeja Marii Marczewskiego.

Ostatnie dwadzieścia lat były bardzo pracowite. Dzisiaj pisze muzykę do jednej sztuki na rok, kiedyś komponował ich dwanaście. W 2003 roku wydał płytę "Ballady polskie", z poezją Słowackiego, Mickiewicza, Kasprowicza, Ujejskiego, Leśmiana. Pojawiły się też reedycje płyt "Tak, tak - to ptak" i cyfrowe wersje pierwszych List Przebojów. Kilka teatrów czeka na jego propozycje.

Pracuje właśnie nad nowym krążkiem, we własnym studiu, w domu. - Nie wiem, czy się spodoba. Okres przygotowań jest bardzo ważny dla mojej kondycji artystycznej, intelektualnej. Wymusza dyspozycyjność, sprawność i nie pozwala na frustracje i depresje. Daje sens codzienności.

Większość ludzi marzy o powrocie do lat młodzieńczych. Ja jednak nie dzielę życia na młodość i starość, lecz na czasy PRL i po 1989 roku. I za żadną cenę nie chciałbym się cofnąć do okresu Polski Ludowej. Niechętnie do tego wracam, nawet do sukcesów. Ostatnie lata to pełna swoboda twórcza, komfort. Prawdziwa druga młodość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji