Artykuły

Zły plan

Obserwowanie biegu z przeszkodami do happy endu raczej widza niecierpliwi niż bawi - o spektaklu "Dobrze zaplanowany zbieg okoliczności" w reż. Marta Rębacza w Teatrze Praga pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

"Dobrze zaplanowany zbieg okoliczności" to kolejne - po "Diabli mnie biorą" - autorskie przedstawienie Marka Rębacza jako koordynatora Polskiej Sceny Komediowej w Teatrze Praga. Celem działalności owej Sceny - jak wyjaśniają twórcy - ma być "wskrzeszenie polskiej komedii współczesnej", a także "przywrócenie należnej jej pozycji na polskich scenach teatralnych". Założenie szczytne, bo polska komedia współczesna jest obecnie w odwodzie i stanowi towar deficytowy, a jakże pożądany! Nie jestem jednak przekonana, czy obrany przez Rębacza sposób przywracania teatrowi tego gatunku jest najszczęśliwszy. Bo wprawdzie z ostatnią premierą przybyła nowa propozycja repertuarowa, ale jej jakość pozostawia wiele do życzenia.

Zamieszczony na ulotce reklamowej opis spektaklu obiecuje wiele: starcie charakterów, kryminalną zagadkę, piętrzące się przed bohaterami trudności. Na obietnicach się jednak kończy. Opowieść o tonącym w długach Jakubie Kiszce (Mirosław Konarowski) jest w każdym aspekcie przewidywalną komedyjką, niewolną od niekonsekwencji scenariuszowych i błędów logicznych. Zawiązanie akcji następuje w chwili przybycia do domu rzeczonego Jakuba Mietka Niezbędnego (Mirosław Zbrojewicz), żądającego zwrotu 50 tys. długu. Ukrywający się przed licznymi wierzycielami Kiszka, nie może sobie pożyczki przypomnieć, ale groźbę utraty życia traktuje zupełnie poważnie. Niby żona (Joanna Trzepiecińska) go wykorzystuje, za kochankę-służącą (Monika Buchowiec) musi sprzątać i gotować, jest ciamajdą i nieudacznikiem, ale rozstawać się z tym światem jednak by nie chciał... Tylko skąd wziąć pieniądze na zwrot długu? Pojawienie się nie widzianego od dekady ojca-ekskomandosa (Michał Breitenwalden) ma historię zagmatwać. Widzowi, który od tej chwili zna rozwiązanie, pozostaje śledzić zwroty akcji. Im dalej, tym pomysły na skomplikowanie fabuły stają się coraz bardziej nonsensowne. I tak na przykład ni z tego ni z owego dowiadujemy się, że Jakub (po tej pory jednak chyżo po scenie skaczący) przebył kilka lat temu ciężką operację, w wyniku której w ciele pozostało 4 kg [sic!] platyny w postaci protez i wstawek, które można przecież sprzedać dla spłacenia długu! Leciutko makabryczny żart. I umiarkowanie śmieszny.

Zarzuty dotyczą również konstrukcji: rozciągnięty w czasie początek kontrastuje z galopującym końcem, który następuje tak gwałtownie, jakby autorowi nagle zabrakło inwencji lub po prostu znudziło się mnożenie pomysłów. Widza bardziej niecierpliwi niż bawi obserwowanie biegu z przeszkodami do happy endu w wydaniu Rębacza. Dokładając do tego papierowe postaci i humor nie zawsze najwyższych lotów otrzymujemy mieszankę wybuchową. Gwoli sprawiedliwości przyznać należy, że zdarzają się zabawne momenty, nie ratują jednak spektaklu. Pojedynczych chichotów na widowni - z każdą minutą zresztą rzadszych - nie można na pewno nazwać huraganami śmiechu.

Literacka i dramaturgiczna strona "Dobrze zaplanowanego zbiegu okoliczności" wymaga dopracowania i poprawek. W obecnym kształcie nawet najwybitniejszym wirtuozom sceny nie udałoby się zatuszować jego mankamentów. Pięcioro aktorów dzielnie próbowało więc unieść intrygę, toczącą się wokół niespłaconego długu. Największe wyzwanie stało przed Mirosławem Konarowskim, który wcielił się w Jakuba Kiszkę. Główna postać pomyślana została - zgaduję - jako typ nieszczęśliwego i naiwnego wiecznego chłopca (choć według opisu to "inteligent zagubiony w świecie swych ulubionych powieści, domator, człowiek ceniący spokój". Jak już sugerowałam wcześniej, opis nie może stanowić niestety punktu odniesienia). Miotający się pomiędzy namiętnością do służącej, a obowiązkami wobec żony Kubuś, któremu nad głową w dodatku wisi morderca, mógłby być figurą nawet sympatyczną. Konarowski widać nie najlepiej czuje się w repertuarze komediowym - jego postać jest sztywna i mdła. Aktor obdarza też Jakuba swojego rodzaju wstydliwością, przy czym nie do końca jasnym jest, czy to Kuba jest wstydliwy, czy Konarowski zawstydzony, że Kubę gra...

Pozostali aktorzy radzą sobie lepiej, obsadzeni w typowych dla siebie rolach. Dotyczy to szczególnie Mirosława Zbrojewicza, którego wygląd predestynuje do kreacji typów spod ciemnej gwiazdy. Joanna Trzepiecińska z wdziękiem wcieliła się w rolę rozrzutnej żony, Monika Buchowiec sprawdza się jako sprytna służąca. Tatuś-ekskomandos - żwawy sklerotyk o gołębim w gruncie rzeczy sercu - znalazł dobrego odtwórcę w osobie Michała Breitenwaldena.

Na komediowej scenie współczesnej Marek Rębacz konkurencji właściwie nie ma. Co gorsza - wygląda na to, że nie ma także życzliwego ducha, który obiektywnym okiem przypatruje się jego twórczości i dokonuje niezbędnych korekt. Tymczasem i konkurencja, i życzliwy duch są po prostu niezbędne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji