Artykuły

Kabaret liryczny

Chcę "trochę" nie zgodzić się ze Stanisławem Grochowiakiem, albo może trochę poszerzyć to, co napisał w programie teatralnym o sytuacji Gałczyńskiego w pierwszej połowie lat 1950-tych. Pomniejszające poezję i poniżające poetę sądy sankcjonowanych arbitrów w najmniejszym stopniu nie zobowiązywały czytelników. Kiedy umierał, byłem wówczas na drugim roku, w pokoju obok czytywało się go po nocach i komentowało już od pewnego czasu. Jego liryka i liryczna satyra określiła nasze pokolenie w stopniu być może teraz zapoznanym, a najmocniej wyraził się ten wpływ w studenckim teatrze sprzed roku 1956. Proszę tylko przypomnieć sobie pierwsze programy Bim-Bomu, ale nie tylko te: także szeregowe teatry inspirowały swe chwile liryczne u autora Porfiriona Osiełka. Gałczyński określał "sub"-kulturę młodych, dialog miłosny, noktambuliczne ucieczki... To się potem, rzecz jasna, skończyło, i dopiero później zdarzyła się ta prawdziwa chwila ciszy i zapomnienia. Ale - czy wiemy też, jaką poezję wybiera dzisiejszy młody człowiek z pierwszego czy drugiego roku uniwersytetu? Wiemy, jaką pisze poniektóry. Jaką jednak chce czytać kolega - tego już nie wiemy.

Tak samo niepewna jest Krystyna Meissner, adaptatorka i inscenizatorka najnowszego Gałczyńskiego, "Porfiriona Osiełka" w Teatrze Kameralnym. Jest niepewna, a na wszelki wypadek tę swą niepewność i sceptycyzm swój objawia zaraz na wstępie: bo Porfirion nie tylko w finale spektaklu rozpuści się w ciemnościach "jak malutki osiełek z czekolady", ale także na początku uczestniczyć będzie we własnym pogrzebie. I potem dopiero - po mowie pogrzebowej - wyłoni się z żałobnego tłumu, by z niejakim wdziękiem i nawet widokami na powodzenie podjąć próbę obrony swej egzystencji scenicznej. A rolę nie byle jakiego atutu gra w tych usiłowaniach młodzieńcza powieść Gałczyńskiego, będąca przecież jakby antycypacją i zarazem kwintesencją i całego kabaretu lirycznego mistrza Ildefonsa. Pokazuje się tam Orfeusz, rzucony w świat barszczu z uszkami i pluszowych i kanap, gdzie co chwila czegoś nie wypada. Ten świat irytuje go i śmieszy, ale nie zaślepia - i dlatego jest to Orfeusz żartowniś, sam siebie nie biorący zbyt poważnie, rozbawiony grą w straszenie i prowokowanie wdów. Ciężki, serio pomyślany i krowio poważny atak przeciw pluszowym kanapom podjęli wszak dopiero profesorowie z lat 1950-tych.

I myślę, że jest to próba obrony udana, zwłaszcza, jeżeli przypiszemy "Osiełkowi" Krystyny Meissner tylko tę jedną funkcję: kabaretu lirycznego czy też kabaretu z liryką. Brakuje go w dzisiejszym repertuarze. A z punktu widzenia teatralnego sukces Krystyny Meissner jest może nawet nieco większy: adaptacja sceniczna, w minimalnym stopniu wzbogacona innymi tekstami, daje teatralny ekwiwalent powieści. Oglądaniu przedstawienia towarzyszą te same reakcje, jakie wywołuje lektura, tylko ich natężenie jest inne: śmiech bywa swobodniejszy, irytacja głębsza. W kabarecie z liryką - kabaret pozostał stroną mocniejszą. Za to długi monolog liryczny o księżycu po prostu męczył.

Dając sceniczny ekwiwalent, a może precyzyjniej - sceniczną konkretyzację powieści, pominęła jednak Krystyna Meissner niektóre jej fragmenty; z żalem np. stwierdziłem nieobecność rozkosznego lever i toalety Porfiriona, wybornie napisanej - dla mima. Ale w innych miejscach zrekompensowała reżyserka te straty. Zwłaszcza noc poślubną Porfiriona i Pifci zaaranżowała pomysłowo i porywająco, a aktorzy - Andrzej Szajewski i Jadwiga Barańska - zagrali brawurowo. Innych nie wymieniam, bo należałoby przepisać trzy czwarte afisza: Henryk Boukołowski, Józef Duriasz, Tadeusz Pluciński, Zofia Komorowska, Eugenia Herman, Aniela Świderska i - mimo szarży - Wacław Kowalski bardzo dobrze "czują" poetykę lirycznego kabaretu. Tak samo scenograf, Ryszard Winiarski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji