Artykuły

Żebrowski: wielkim ryzykiem było otwarcie teatru

- Wielkim trudem było w ogóle założenie teatru. Musimy płacić za to, że rezydujemy w Pałacu Kultury. Musimy ciężko pracować, żeby spłacać kredyt, który zaoferowało nam miasto. Ryzykiem było otwarcie teatru - mówi aktor w rozmowie z PAP.

Dominika Gwit Teatr 6. piętro przygotował dla swoich widzów niespodziankę karnawałową. Co to takiego?

Michał Żebrowski: Od 25 do 30 stycznia zagramy osiem przedstawień spektaklu "Fredro Dla Dorosłych Mężów i Żon". To nasz hit w znakomitej obsadzie: Jolanta Fraszyńska, Joanna Liszowska, moja skromna osoba i debiutujący w roli Alfreda - Konrad Darocha, bardzo obiecujący, tegoroczny absolwent warszawskiej Akademii Teatralnej, aktor wszechstronnie utalentowany. Bardzo cieszymy się z tego nabytku w naszym teatrze. Podczas karnawałowych przedstawień będą niespodzianki i losowania nagród. Nic więcej nie powiem. Żeby się przekonać trzeba po prostu przyjść.

Czy jest pan zadowolony z pierwszego roku działalności Teatru 6. piętro, który założył pan z reżyserem i pedagogiem Eugeniuszem Korinem?

- Wielkim trudem było w ogóle założenie teatru. Musimy płacić za to, że rezydujemy w Pałacu Kultury. Musimy ciężko pracować, żeby spłacać kredyt, który zaoferowało nam miasto. Ryzykiem było otwarcie teatru, a wielką odpowiedzialnością jest utrzymanie poziomu i rozwijanie repertuaru oraz poszerzanie grona aktorskich indywidualności.

Zaangażowanie Kuby Wojewódzkiego do głównej roli w pierwszym spektaklu - "Zagraj to jeszcze raz, Sam" Woody'ego Allena - to była chyba dość ryzykowana decyzja. Środowisko się oburzyło. Wojewódzki to przecież nie aktor.

- Woody Allen też nie jest aktorem. Jest pisarzem. W tym spektaklu debiutował w 1969 roku. Zagrał to około 500 razy i wszyscy wiemy, jak potoczyła się dalej jego kariera. Oglądając dziś filmy z jego udziałem, nie widzimy aktora, tylko prywatnego Woody'ego Allena, który jest po prostu sobą.

Ostatnią premierą w Teatrze 6. piętro była "Maszyna do liczenia". Zagrało w niej 13 studentów i świeżo upieczonych absolwentów szkół teatralnych. Dla nich praca w warszawskim teatrze to szansa. Ale co dalej?

- Wszyscy, którzy zagrali w tej sztuce, zostali wybrani w ogólnopolskim castingu szkół teatralnych. Ośmiu z nich, to laureaci ostatniego przeglądu szkół teatralnych w Łodzi. Każdy to wielka indywidualność i wszyscy zapewne mają duży apetyt na karierę. Część z nich jest już rozchwytywana. Jestem przekonany, że wszyscy zostaną w zawodzie i będą grać, a naszym zamiarem było im w tym pomóc.

"Maszyna do liczenia" pozostanie w stałym repertuarze teatru?

- Przez kilka następnych miesięcy "Maszyna do liczenia" będzie jeszcze parę razy wystawiona. Nasz teatr jest postrzegany, jako elitarny i prestiżowy. Nie kryję, że jest dość drogi, bo za bilety trzeba zapłacić nawet 150 zł. Ludzie często wybierają się do nas na urodziny lub na rocznicę ślubu. Robiąc "Maszynę do liczenia" wyszliśmy z zupełnie innego założenia niż wszyscy. Podjęliśmy ryzyko i przy kompletowaniu obsady nie szukaliśmy znanych nazwisk.

Czy teatr pochłonął pana bez reszty? A może planuje pan powrót na duży ekran?

- Tak naprawdę nie zniknąłem z ekranu, ponieważ dużo grałem w Rosji. Na pewno zagram w filmie, który będzie realizowany w wakacje w Polsce. Wezmę też udział w 13 - odcinkowym serialu telewizyjnym. Poza tym dziesięć miesięcy temu urodziło mi się dziecko i ostatnią rzeczą, której teraz bym chciał, są wyjazdy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji