Artykuły

Czesi robią sobie "Gottland"

- W czeskim teatrze jest taki zwyczaj, że jeśli autor żyje, to musi napisać do aktorów list, inaczej przedstawienie się nie uda. Napisałem, że dziwię się, że moje notatki, które pisałem obgryzionym długopisem, trafią teraz na scenę Teatru Narodowego - mówi Mariusz Szczygieł, autor książki "Gottland", w Gazecie Wyborczej.

Książka reportera "Gazety" Mariusza Szczygła już zdobyła czeskie listy bestsellerów. Czy teraz podbije czeskie teatry? Dziś [15.01] premiera w Ostrawie, w marcu - w Pradze

Adaptację w Morawsko-Śląskim Teatrze Narodowym przygotowali reżyser Jan Mikulášek i dramaturg Marek Pivovar. Spektakl w praskim Švandovym Divadle - Petr Štindl.

"Gottland" opowiada o historii Czechosłowacji i Czech poprzez losy ważnych postaci czeskiego życia kulturalnego i społecznego. Są wśród nich Lida Baarová - kochanka Goebbelsa, rzeźbiarz Otakar Švec - twórca największego pomnika Stalina na świecie, piosenkarka Marta Kubišová, której komunistyczny reżim przez 20 lat zabraniał śpiewać, legendarny producent obuwia Tomáš Bata, a także król czeskiego popu Karel Gott. Od czeskiej premiery książki ukazało się już dziesięć wznowień.

Roman Pawłowski: Twoja książka bije rekordy popularności w Czechach, powstają według niej filmy dokumentalne, jest tematem naukowych dysertacji. Co takiego zobaczyli w niej Czesi?

Mariusz Szczygieł: Książka wyszła w Czechach trzy i pół roku temu i nie ma dnia, żebym nie dostał e-maila od czeskiego czytelnika.

Co piszą?

- Na przykład: "My, Czesi, produkujemy piwo od setek lat, ale zapomnieliśmy, że jego smak jest gorzki, dopiero pan musiał nam o tym przypomnieć". Ktoś napisał, że jego matka przeczytała "Gottland" na łożu śmierci i uznała, że to najlepsza rzecz, jaką przeczytała w życiu. Te reakcje mnie zaskakują, bo piszę o zdarzeniach i postaciach dobrze znanych. Myślę, że zadziałała forma, odmienna od tego, co publikuje się w Czechach. Jak powiedziała zmarła niedawno czeska poetka Viola Fischerová, piszę żyletką na krawędzi między dowcipem a tragedią, absurdem a rzeczywistością. Czesi piszą inaczej: w sposób zawoalowany, wszystko topią w słowach, nazywam to szwejkowską orgią gadulstwa.

Ostrawski teatr tak zaprasza widzów: "Popatrzcie sami na siebie z perspektywy człowieka, który nie urodził się Czechem, ale jest bliżej nas niż my sami". Jak udało ci się wejść w mentalność innego narodu?

- Odnalazłem w sobie podobne cechy, jakie składają się na czeski charakter narodowy. Kiedyś byłem we Francji i w nocy obudził mnie hałas. Usiadłem na łóżku i podzieliłem ludzkość na dwie grupy: jedni, wracając z przyjęcia, nie liczą się tym, że obudzą sąsiadów. I drudzy, którzy wracają na paluszkach, nie zapalają światła, żeby nikogo nie zdenerwować. Czesi, mam taką intuicję, na przestrzeni dziejów są w tej drugiej grupie. I ja też.

Interesują mnie ludzie, którzy są spokojni, ciekawi mnie, co się kryje pod tą warstwą spokoju. Kiedy to powiedziałem w Czechach, czytelnik napisał do mnie: "Szanowny panie pisarzu" - bo oni zawsze tak się do mnie zwracają: "Vážený pane spisovateli, ma pan rację, ale musi pan pamiętać, jak człowiek tak wraca po ciemku, to często się potknie i narobi więcej hałasu, niż gdyby zapalił światło i zachowywał się normalnie". Często czytelnicy chcą ze mną rozmawiać o byciu Czechem, jakby potrzeba im było jakiegoś psychoanalityka, ale ja kiepsko spełniam tę funkcję, bo jestem opowiadaczem historii.

Piszesz o postaciach dwuznacznych, jak pisarz Eduard Kirchberger, który współpracował z bezpieką. Nie spotkałeś się z oskarżeniami, że kalasz dobre imię narodu?

- Nie, zdarzają się tylko głosy, że tytuł jest ośmieszający i poniżający. Staram się tłumaczyć na spotkaniach, że jest wieloznaczny, nie chodzi tu tylko o Karela Gotta, że Czechy są jego poletkiem, tylko że Czechy to poletko Pana Boga. Cytuję im słowa poety Vladim~ra Holana: "Nie wiem, kto bogom pranie robi, ale brudy z niego pijemy my". Tłumaczę, że to jest nienapisane motto tej książki, i oni wtedy się uspokajają.

W Polsce "Gottland" odebrano jako opowieść tragiczną...

- A w Czechach ma opinię wesołej i dowcipnej. "Pełna zabawnych historii", jak to oni nazywają.

Historia lekarki, która zajmowała się śmiertelnie poparzonym Janem Palachem, nie należy do wesołych.

- Nie wiem, może są ślepi na te miejsca tragiczne? O tym opowiada moja nowa książka "Zrób sobie raj".

Jak się czujesz jako klasyk czeskiego teatru?

- Nie powiem, karmi to moją miłość własną. W czeskim teatrze jest taki zwyczaj, że jeśli autor żyje, to musi napisać do aktorów list, inaczej przedstawienie się nie uda. Napisałem, że dziwię się, że moje notatki, które pisałem obgryzionym długopisem, trafią teraz na scenę Teatru Narodowego. Chciałbym tylko, żeby nie zwracali się do mnie więcej "panie pisarzu". Jestem reporterem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji