Artykuły

Wrocław. Zapiski o życiu Tadeusza Różewicza

W Roku Tadeusza Różewicza możemy sięgnąć po zapiski dokumentujące nie tylko dzieje powojennej literatury, ale interesujące, twórcze życie poety - pisze Małgorzata Matuszewska w Polsce Gazecie Wrocławskiej.

O tym, jak oprowadzano go po Chinach w 1958 roku, ukrywając oczywiście to, czego zagranicznym gościom nie wolno pokazywać, jak oglądał XX-wieczną wersję "Cierpień młodego Wertera", czyli "King--Konga", jak odrzucano jego teksty w literackich pismach poważnych i niepoważnych, przeczytamy w sporym objętościowo tomie "Margines, ale..." - wyborze tekstów, które przedtem nie zostały opublikowane w zwartej formie literackiej.

Wyboru dokonał Jan Stolarczyk, redaktor i wieloletni przyjaciel Tadeusza Różewicza. Podzielił tom na cztery części, umieszczając w nim szkice krytyczne, rozprawy metaliterackie, wystąpienia z okazji nadania tytuł doktora honoris causa (Tadeusz Różewicz jest doktorem honoris causa m.in. Uniwersytetów: Wrocławskiego, Śląskiego, Opolskiego, Jagiellońskiego, Warszawskiego, Gdańskiego, Akademii Sztuk Pięknych we Wrocławiu), listy, recenzje, rozmowy, humoreski, reportaże.

- Biuro Literackie wydało książkę, której Różewicz nie chciał - o powstaniu tomu żartobliwie opowiada Jan Stolarczyk. Dlaczego? - Tadeusz Różewicz nie chce tworzyć nowych dzieł, żeby zaspokoić potrzeby rynku, ale rozmawia ze światem i ludźmi - tłumaczy Jan Stolarczyk.

Tytuł nawiązuje do publikowanych w miesięczniku "Odra" w latach 1969-1976 felietonów Różewicza. Książka jest przeznaczona do wielokrotnego wertowania, nie przeczytania "na raz", jak linearna fabuła. Warto do niej wracać, sięgając do historii. Najstarsze teksty autor napisał jeszcze w latach 50. ubiegłego stulecia. Niektóre z tych najstarszych mają urok nieistniejącego świata, zapisków pozornie marginalnych i błahych, ale pociągających swoją nieważnością.

Krótkie wspomnienie z Sorrento, odwiedzonego w 1960 roku nie jest wspomnieniem "piękności morza i nieba", ale zbyt wysokiej (bo kasjer źle wydał resztę) ceny biletu z Neapolu do Sorrento.

Najbardziej intymna wydaje się część korespondencji Różewicza. Wśród niej znajdziemy listy Juliana Przybosia, piszącego ciepło "Obiecuję sobie długą rozmowę z Panem o poezji, czyli o wszystkim", chwalącego nadesłane wiersze ("bardzo ładne i subtelne"), stwierdzającego "Pan jeden jedyny wyraził w liryce dramat swojego pokolenia".

Niechętnie, ale nie dlatego, że są kiepskie, ale dlatego, że bardzo intymne, sięgnęłam po korespondencję Różewicza z Pawłem Mayewskim, pisarzem i tłumaczem mieszkającym w Stanach Zjednoczonych. Różewicz zresztą docenił nadawcę listów, pisząc "to wszystko, co Pan napisał mi o swej pracy i o sobie, bardzo zbliżyło Pana osobę - przepłynął Pan na tym liście - jak na tratwie z papieru!

- Mogłem Pana przywitać u siebie w mieszkaniu". Trudno jednak nie docenić takiej możliwości zbliżenia czytelników i korespondujących ze sobą twórców. Dzięki tym listom łatwiej zobaczyć w piszącym po prostu człowieka, trawionego gorączką, smutkiem, odbierającego w połowie szarych i wciąż biednych polskich lat 60. paczkę ze spodniami i koszulkami, w których dzieci wybiorą się w góry.

Bardzo interesujące są listowne dyskusje Tadeusza Różewicza i Jana Brzękowskiego, pisarza i teoretyka poezji, urodzonego w Polsce, zmarłego w Paryżu. To listy dwóch profesjonalistów, piszących do siebie o najważniejszych sprawach twóczych. Trudno nie zgodzić się z Różewiczem, piszącym w latach 60.: "U nas wszystkie idiotyzmy popełniane w radio, filmie, telewizji, teatrze... sporcie... itd. składa się na karb >>poezji<<.

Recenzenci filmowi piszą o >>poezji<<, recenzenci teatralni o >>poezji<<, wszelki bigos monstrualny w sztuce - nazywa się poezją - jeśli coś w filmie jest niejasne, głupie i infantylne - recenzenci piją z tego pełn gębą >>poezję<<. Obraz nędzy i rozpaczy". Nic dodać, nic ująć, choć od napisania tego dopisku do listu minęły dziesiątki lat.

Z korespondencji z Barbarą i Konradem Swinarskimi wyłania się obraz Tadeusza Różewicza pilnującego inscenizacji swoich sztuk. W 1966 roku niepokoił się o losy "Kartoteki" na scenie i to, jak bohatera przedstawi Andrzej Łapicki.

Interesującym dokumentem tamtych czasów jest rozdział zatytułowany "Różne oblicza cenzury" i zawarte w nim pisma skierowane do "Ob. Tadeusza Różewicza". Lektura krótkich listów może stać się swoistym pocieszeniem dla autorów, których twórczość i dziś jest odrzucana przez wydawców. Autorką większości z nich jest Anna Kamieńska, ówczesna kierowniczka działu poezji "Nowej Kultury", w latach 50. pisma propagującego socjalistyczny realizm.

Przykro czytać te słowa: "Chciałabym osobiście, aby ten wiersz nigdzie się nie ukazał, gdyż przedstawia Pana w złym świetle". Utwory Różewicza odrzucały także: "Przegląd Kulturalny" i Tygodnik Satyryczny "Szpilki". Pewnie po latach autorzy odmów plują sobie w brodę, o ile oczywiście jeszcze żyją.

Bardzo ciepłe słowa poświęcił Różewicz Monice Żeromskiej, pisząc "Wspomnienia, styczeń 2005 r.": "Czas nie mija, to tylko idą nasze zegary i zegarki, czas nie umiera, to tylko my umieramy, mijamy, odchodzimy" - napisał pięknie zmarłemu w 2005 roku Henrykowi Beresce, wybitnemu tłumaczowi jego poezji na język niemiecki.

Różewicz pisze o swoich związkach z poprzednikami. Mickiewiczem, Staffem, Przybosiem, Kochanowskim, Norwidem, Lenartowiczem, Asnykiem, Gałczyńskim, Czechowiczem, Miłoszem. Wrocławskim teatromanom bliski będzie tekst "Planeta Jerzy Grzegorzewski", poświęcony spotkaniom z zaczarowanym światem mistrza teatru. Kontrapunktem dla tego tekstu jest "Zamykanie i otwieranie", w którym Różewicz mówi: "Po czterdziestu latach od pierwszej premiery wychodzę powoli z teatru". Ale wciąż jest "człowiekiem, człowiekiem, który pisze wiersze".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji