Artykuły

Rockowe "Zmartwychwstanie"

Piotr Cieplak ma w swoim dorobku pięć realizacji teatralnych. W 1993 r. zrobiło się o nim bardzo głośno z powodu wyreżyserowania we Wrocławiu staropolskiego tekstu "Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu pańskim". Tekst Mikołaja z Wilkowiecka ma znakomite tradycje realizacyjne. Sięgnął po niego sam Leon Schiller i Kazimierz Dejmek. Szczególnie głośna była inscenizacja Dejmka.

Wrocławska realizacja Cieplaka ukoronowana została licznymi nagrodami. Przeniesiona została również do teatru telewizji (mogliśmy oglądać ją w poniedziałkowym teatrze Wielkiego Tygodnia). Zachęcony takim powodzeniem i rozgłosem sięgnął reżyser po raz kolejny po staropolski tekst. Na scenie (w dosłownym tego słowa znaczeniu) Teatru Dramatycznego zrealizował ponownie "Historyję". To właśnie widzowie siedzą na scenie, na której rozgrywa się misterium zmartwychwstania. Bohaterowie "Historyi" w interpretacji Cieplaka to zwykli ludzie. Szczególnie od tradycyjnej wizji odbiega sam Chrystus. Reżyser uważa, że wyposażenie tej postaci w elementy religijno-liturgiczne byłoby profanacją i kiczem. Dlatego Chrystus Cieplaka jest prostym, zwyczajnym człowiekiem. A jego wielkość określają czyny. Zwyczajna, prosta jest Jezusowa matka i Maryje, które zastały pusty grób (reżyser podkreśla to współczesnym niemal prywatnym kostiumem aktorek). A i anioły, i diabły nie mają nic z konwencjonalnego konterfektu. Anioły Cieplaka są bez skrzydeł, a diabły bez kopyt. Grobem jest olbrzymi drewniany stół. Niebo stanowi rozpinający się nad głowami widzów spadochron.

Nie ma w spektaklu Cieplaka tragedii męki Pańskiej. Jest od razu radość zmartwychwstania. U grobu Chrystusowego spotykają się trzy Maryje. Scena ta nie ma nic z patosu. Przeciwnie, jest zdecydowanie humorysty zna. Brakuje też postaci Starego Testamentu, od których roi się w tekście Mikołaja z Wilkowiecka.

Tę specyficzną inscenizację tłumaczy reżyser chęcią przybliżenia tekstu i problem i współczesnego widzowi. Reżyser uważa, że samo życie staje się piekłem. W spektaklu życiowe piekło symbolizowane jest ogromną metalową rurą, przez którą przechodzą postacie dramatu. Po przejściu, mimo że weselą się, czeka ich śmierć. Bo wszyscy z wyjątkiem Chrystusa podlegają śmierci. Najbardziej optymistyczną i chyba najpiękniejszą sceną jest zjawienie się Chrystusa w Emaus. Uczniowie, kiedy pojawia się, nie rozpoznają Go. On zaś łamie i rozdaje chleb. Dopiero wtedy wśród apostołów rodzi się myśl, że to właśnie zmartwychwstały Chrystus. Ich chwilowe zwątpienie zostało pokonane. Podążają więc za Chrystusem, swoim Panem i Nauczycielem. Każdy robi to na swój sposób. Reżyser bo wiem zostawił aktorom interpretację tej sceny. Ruchy i gesty są więc na każdym spektaklu inne. Aktor bierze interpretację z samego siebie.

Całej "Historyi" towarzyszy rockowy zespół Kormorany. To kolejny zabieg przybliżenia tekstu współczesności. Mimo że instrumenty są rockowe - muzyka jest subtelna i wzniosła. Gitary, perkusja i saksofon nie mają w sobie nic z agresywności. Wiążą w pełną kompozycie staropolskie misterium.

Praca nad spektaklem stworzyła rodzaj scenicznej symbiozy. Aktorzy i muzycy pod batutą reżysera, stali się autorami niecodziennej nie tylko artystycznej, ale i ludzkiej więzi. Krok po kroku zbliżali się ku sobie. Zaczęli wierzyć i ufać sobie. A to sprawiło, że widzowie stali się również uczestnikami tego wzruszającego misterium.

Klimat działań scenicznych wzmaga funkcjonalna, choć bardzo oszczędna scenografia Beaty Wodeckiej. W tym niezwykle mądrym, pięknym spektaklu zabrakło tylko większej ilości staropolskiego tekstu.

No cóż? Nie zawsze można mieć wszystko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji