Artykuły

Nigdy więcej...

Przebiegający do tej pory spokojnie to znaczy bez szczególnych emocji ale i bez zakłóceń wrocławski festiwal natrafił wczoraj na przeszkodę nie do pokonaniu, mianowicie "Wesele raz jeszcze" Janusza Krasińskiego w wykonaniu warszawskiego Teatru Rozmaitości. Ale to i tak dobrze, zważywszy, że dopiero na półmetku imprezy zdarzyło się coś, co nazywamy nieporozumieniem programowym.

Nieporozumienie zaczyna się już od tytułu, który niedwuznacznie sugeruje powinowactwo z Wyspiańskim. Trzeba mieć dużo odwagi i tupetu, aby tę intelektualnie prymitywną sztukę wywodzić z tak wielkich narodowych tradycji. Obydwa "Wesela" wiąże bowiem zaledwie nikłe podobieństwo sytuacji mianowicie owa noc weselna z udziałem gości ze wsi i z miasta. Rozumiem ambicje twórcy, który zapewne chciał przeciwstawić tamtym wielkim sprawom, które nurtowały biesiadników bronowickiego wesela, nikłość problemów zajmujących uczestników współczesnej weselnej uczty. Ale powiedziałabym, że ta myśl przewodnia jest mało odkrywcza, w dodatku zrealizowana w sposób schematyczny. Bo oto mamy zestaw tzw. typowych Polaków: wiejski badylarz z prymitywną córką, kombinator prezes, uosabiający władzę były komendant milicji, ekshrabia wżeniąjacy się w pieniądze, oczywiście powstaniec warszawski, bufonowaty literat, naukowiec, który jedzie na stypendium do Ameryki itd. itd... W ten sposób dobrane postacie - typowe stereotypy - mogą być bohaterami satyrycznych monologów w "Podwieczorkach przy mikrofonie" ale nie sztuki. I znów ta finezyjność porównania - tamtych z Bronowic zaczadziła Sprawa, tych dzisiejszych - wódka, po której mówią głównie o d... i szmalu. Domyślam się, że chodzi o obraz konsumpcyjnej Polski tonącej w oparach alkoholu. Ale to przecież znów temat raczej na skecz, piosenkę...

Jednym słowem dramaturg nas nie oszczędził pokazując pryncypialnie i bez osłonek, ile jako społeczeństwo jesteśmy warci. Ten demaskatorski ton autora podchwycił skwapliwie reżyser spektaklu pokazując społeczne zdegenerowanie w sposób naturalistyczny. Weselni goście coś tam wprawdzie mówią ale przede wszystkim piją na umór, obłapiają się i rzygają. A wszystko to na tle białych ścian (że to niby takie kliniczne przypadki) podświetlanych czasem na czerwono (chyba aluzja do burdelu), na których pojawia się momentami wiejska drewniana chata z kwitnącym sadem, który to obraz uzupełnia śpiewanka "Miałeś chłopie złoty róg..."

Po obejrzeniu tego "Wesela raz jeszcze" można powiedzieć tylko: nigdy więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji