Artykuły

Wariacje na temat Ajschylosa

Z UPOREM i złośliwością Ery­nii dręczy mnie myśl o dziu­rach, którym Józef Szajna "ozdo­bił" kostiumy Chóru starców i Chóru służebnic. Jest tych dziur kilkadziesiąt. Na linii biustu i poniżej pasa. Majaczą mi przed oczami, gdy wspominam dzisiej­szy wieczór. Nie wiem dlaczego kostium jednego ze starców ma sześć dziur, inne tylko po cztery. Czy to coś znaczy? Postacie "Orestei" poubierał Szajna w trykoty oblepiające nogi, ręce, ramiona i szyje aż po brody. Trykoty są szaro-bure. Na nie narzucił długie koszule nocne w różnych kolorach. Niektóre figu­ry mają współczesne spodnie i buty, a na ramionach fantazyj­nie skrojone pelerynki z plastiku. Apollo zjawia się w krótkich, obcisłych spodenkach rokoko­wych, natomiast Atena w dłu­giej, srebrzystej sukni balowej, narzuconej na czarne trykoty zakrywające kończyny bogini. Nie można znaleźć jakiejkolwiek za­sady stylizacyjnej w tym chao­sie form i kolorów. Nasuwa się myśl o śmietniku, którym się "radował" zespół teatru Skuszanki inscenizując powieść Kadena o generale Barczu. Wrażenie śmietnika wywołuje też dziwacz­na scenografia. Scena wygląda jak magazyn bezładnie porozrzucanych i zniszczonych dekoracji do różnych sztuk. Dezorientują widza, rozpraszają uwagę, nie pozwalają na skupienie, którego wymaga odbiór trudnego tekstu Ajschylosa.

W programie przedstawienia pisze Jerzy Broszkiewicz o "poczuciu porywającej bliskości", jaką budzi "Oresteja" w dzisiej­szych czytelnikach. Zadaniem teatru było spotęgować tę bli­skość środkami scenicznymi. A więc znaleźć formę, ton, klimat, które pomogłyby współczesnemu widzowi przeżyć tragedię sprzed wieków: jej wielkość, niezwy­kłość, surową monumentalność. Zabiegi inscenizacyjne Skuszanki, Krasowskiego i Szajny świadczą o bardzo zewnętrznym i płytkim pojmowaniu tego zadania. Wyda­je się, że tekst Ajschylosa był dla nich tylko pretekstem do skomponowania utworu, który niewiele ma wspólnego z arcy­dziełem greckim. Powstało coś w rodzaju parodii "Orestei", przykro rażącej szczególnie w Teatrze Polskim, gdzie kilkana­ście lat temu dzieło Ajschylosa ożyło w opracowaniu reżyserskim dyr. Szyfmana, w świet­nym wykonaniu aktorskim i wtórującej nastrojowi tekstu pięk­nej oprawie plastycznej Wacława Borowskiego; artysty nowoczesnego, który operując wielkimi bryłami architektonicznymi i ma­larskimi plamami pomagał wi­dzowi w odczuciu poetyckiej prawdy i tragedii. Silnie przema­wiała do wyobraźni obrazowość, a zarazem monumentalność Ajschylosowej trylogii, jej dostoj­ny ton misteryjny.

SPEKTAKL nowohucki jest po­kazem wymyślnych "smacz­ków" i udziwnień scenografa. Wśród efekciarskich często pomy­słów reżyserskich, eksponujących zresztą głównie (może mimo woli?) wątek fabularny dzieła, gubi się jego wstrząsający sens tragiczny, jego poetyckie piękno i powaga, jaką są nacechowane przeniknię­te żywiołem dionizyjskim trage­die Ajschylosa. Realizacja sceniczna tych utworów należy do najtrudniejszych zadań reżyser­skich i aktorskich. Skompliko­wanym problemem jest włącze­nie trzech chórów w tok akcji dramatycznej, czy też stopniowa­nie tonacji poszczególnych partii trylogii. Są to zadania - jak się okazało - przewyższające możliwości zespołu z Nowej Huty.

Rolę "Orestei" udźwignąć mogą aktorzy nieprzeciętnej miary. Jest w tej trylogii kilka wyjątkowo trudnych ról kobiecych. Przede wszystkim Klitaimestra. BRONI­SŁAWA GERSON DĄBROWSKA grała tę wielką rolę tragiczną dosłownie w stylu Grand Guignolu; zabijała tekst sztuczną into­nacją i wadami dykcji (mówi zaciskając zęby!). Nawet do czwartego rzędu parterowego nie dobiegały w całości deklamowa­ne przez nią zdania. To samo trzeba powiedzieć o wykonawcach paru innych ról, którzy ob­ficie połykali słowa. Wybaczam to Eryniom - biedaczkom prze­szkadzały umieszczone na zawoalowanych głowach jakieś kosze ze śmieciami. Nie ocaliły przed­stawienia, wysiłki ANDRZEJA HRYDZEWICZA, który miał pa­rę dobrych scen jako Orestes. Są w nim zadatki na interesującego aktora. Także WANDA UZIEMBŁO zaprezentowała się w roli Elektry jako artystka skupiona i nie pozbawiona wrażliwości. AN­NA LUTOSŁAWSKA z przeję­ciem grała Kasandrę; nie była to jednak wieszczka trojańska, lecz raczej nieuczesana egzystencjalistka. A scena konwulsyjnego miotania się Kasandry z obnażo­nymi udami była wręcz nie­smaczna i na pewno sprzeczna z duchem tragedii Ajschylosa.

NIEPOROZUMIENIEM wydaje mi się prezentowanie w tej formie dzieła poetyckiego. Sądzę, że źródłem nieporozumienia jest fałszywe pojmowanie sprawy unowocześniania sztuk klasycz­nych. Dowolne fantazjowanie i "upraszczanie" to tylko sposoby służące do unikania istotnej trud­ności: zrozumienia myśli i stylu poety. To wymaga wielkiej pra­cy i jeszcze większej pokory w stosunku do twórców miary Aj­schylosa. Nic nie pomogą nawet natchnione pomysły inscenizacyj­ne, jeśli teatr rozmija się z prawdą dzieła dramatycznego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji