Artykuły

Beckett w Polskim

- Nie uważam, by "brutalistyczna" dramaturgia ostatnich dekad przyćmiła dramaturgię Becketta, podobnie jak, dajmy na to, dramaturgia XVIII czy XIX wieku nie przyćmiła dramaturgii Szekspira, a z kolei sam Szekspir nie przyćmił dramatu antycznego. Istnieją wielkości w historii dramatu, które nie poddają się chwilowym modom czy estetycznym fluktuacjom - mówi Antoni Libera, tłumacz i reżyser, przed premierą spektaklu "Szczęśliwe dni/Końcówka" w Teatrze Polskim w Warszawie.

W Teatrze Polskim pierwsza premiera pod nową dyrekcją Andrzeja Seweryna - dwie sztuki Samuela Becketta - "Szczęśliwe dni" i "Końcówka" w reżyserii Antoniego Libery [na zdjęciu].

Antoni Libera, tłumacz dramatów Becketta i znawca twórczości autora "Czekając na Godota", wielokrotnie reżyserował jego utwory. Pracował nad tym materiałem m.in. z Tadeuszem Łomnickim czy ze Zbigniewem Zapasiewiczem (któremu dedykowany jest premierowy wieczór w Teatrze Polskim) czy wreszcie z Mają Komorowską, która stworzyła wybitną kreację w granych od wielu sezonów w Teatrze Dramatycznym - "Szczęśliwych dniach". Czy Beckett w Polskim z Andrzejem Sewerynem w roli Hamma będzie wydarzeniem? Jak przyjmą ten spektakl widzowie, którzy ostatnio w Łodzi oglądali znakomitą "Końcówkę" z Madrytu w reżyserii Krystiana Lupy? Dwa premierowe przedstawienia - w sobotę i niedzielę w Teatrze Polskim.

Rozmowa z Antonim Liberą, reżyserem i tłumaczem:

Dorota Wyżyńska: "Szczęśliwe dni" i "Końcówka" to dwie sztuki pokazywane razem podczas jednego wieczoru. Trudno jednak nie zapytać, dlaczego zdecydował się pan połączyć akurat te dwa teksty? Można szukać tu różnych znaczeń - wspólny jest na pewno motyw zbliżającego się końca. A co dla pana w tym połączeniu jest szczególnie ważne?

Antoni Libera: Jest kilka powodów, dla których warto zestawić te dwie sztuki w jednym spektaklu. Po pierwsze, świetnie komponują się one wizualnie: w "Szczęśliwych dniach" mamy przestrzeń otwartą i pejzaż naturalny - spaloną ziemię pod słońcem; w "Końcówce" zaś - przestrzeń zamkniętą i sztuczną - wnętrze jakiegoś schronu w nieokreślonym świetle. Są to więc jakby dwa oblicza świata: oblicze Natury i oblicze Kultury. Po drugie, utwory te prezentują dwie podstawowe formy dramatyczne: sztukę monologu i sztukę dialogu; "Szczęśliwe dni" to przy pozorach duetu jedna wielka aria; "Końcówka" jest dziełem zespołowym: to rodzaj kwartetu. Te dwa aspekty odpowiadają z kolei dwóm podstawowym obliczom ludzkiej kondycji: człowieka jako jednostki i człowieka jako gatunku lub zbiorowości tworzącej rzeczywistość swoiście ludzką. Wreszcie, po trzecie, oba dramaty dopełniają się, jak to się dzisiaj mówi, "genderowo": "Szczęśliwe dni" to sztuka eksploatująca pierwiastek żeński, archetyp kobiecości; "Końcówka" z kolei jest na wskroś męska, odwołuje się do prawzoru "patriarchalnego". Łącznie daje to "przekrój Człowieka" dokonany według rozmaitych kryteriów.

Co o "Końcówce" i "Szczęśliwych dniach" mówił sam Beckett?

- Beckett uważał "Końcówkę" za swój najlepszy dramat. Zwykł mawiać z dozą autoironii, że jest to jedyny utwór, którego się nie wstydzi. Traktował go niemal jako utwór muzyczny, oparty na czwórce, i kiedy sam go realizował, przykładał ogromną wagę do formy: do rytmu mówienia i ruchu. O jej sensie nie wypowiadał się wprost. Niemniej w korespondencji, jaką prowadził z amerykańskim reżyserem Alanem Schneiderem, i w rozmowach z aktorami w Schiller Theater w Berlinie, z którymi pracował, padło z jego strony trochę uwag, które mogą być tropem prowadzącym do jego założeń czy intencji. Najogólniej chodzi o doświadczenie fundamentalnego kryzysu cywilizacji europejskiej, opartej na tradycji judeochrześcijańskiej, która oto, niejako na naszych oczach, osiągnęła jakiś punkt krytyczny i teraz albo się ostatecznie zawali, albo nastąpi trudne do wyobrażenia przesilenie. Diagnoza Becketta jest prosta: człowiek europejskiego Zachodu niejako z własnej woli, na własne życzenie, zdehumanizował się: dokonał autodegradacji. "Końcówka" jest obrazem tej właśnie sytuacji. Z kolei "Szczęśliwe dni" były dla autora zasadniczą polemiką z chrześcijańską teodyceą, czyli wiarą, iż dany nam świat jest najlepszym z możliwych, a człowiek powinien się nim cieszyć. Heroiczny lub niepoprawny optymizm Winnie wyraża - najogólniej - niepokonaną wolą życia, jaką mimo narastającego zwątpienia w sensowność ludzkiej egzystencji, skazanej na zagładę, człowiek wciąż zachowuje.

Czy po tym wszystkim, co zdarzyło się w dramaturgii ostatnich lat, brutalnych, drastycznych sztukach, które starają się niczego nie udawać, inaczej czyta się dziś Becketta?

- Nie sądzę. Zresztą zależy, kto czyta. Co do mnie, nie uważam, by "brutalistyczna" dramaturgia ostatnich dekad przyćmiła dramaturgię Becketta, podobnie jak, dajmy na to, dramaturgia XVIII czy XIX wieku nie przyćmiła dramaturgii Szekspira, a z kolei sam Szekspir nie przyćmił dramatu antycznego. Istnieją wielkości w historii dramatu, które nie poddają się chwilowym modom czy estetycznym fluktuacjom. Warto zwrócić uwagę, że mimo upływu lat Beckett jest nie tylko najbardziej znanym autorem z całej plejady dramatopisarzy należących do tzw. teatru absurdu, lecz również najczęściej, a nawet coraz częściej granym na świecie. Świadczy to o jego atrakcyjności nie tylko intelektualnej i estetycznej, lecz również czysto teatralnej; o tym, że jego sztuki z niezmienną siłą pociągają aktorów i reżyserów.

Kiedyś pracował pan nad Beckettem z Tadeuszem Łomnickim, nie tak dawno ze Zbigniewem Zapasiewiczem, teraz z Andrzejem Sewerynem. Wiem, że nie sposób porównywać tych wielkich aktorów. Ale może uda się panu odpowiedzieć na to pytanie inaczej - co "dawali od siebie", co szczególnego wnosili do beckettowskich spektakli.

- Rzeczywiście niełatwo porównać ze sobą tych artystów. Wszyscy oni byli lub są na swój sposób znakomici. Mogę powiedzieć tyle, że praca z każdym z nich mnóstwo mnie nauczyła i dała mi wiele satysfakcji. W największym skrócie: Tadeusz - "Łom" - to był "żywioł", fascynująca osobowość; Zbyszek - "Zapas" - to była głębia, subtelność, fenomenalny głos i niebywałe opanowanie; a Andrzej - "Sew" - to niesłychana technika i tytaniczna pracowitość, "instrument", który potrafi zagrać wszystko.

Teatr Polski: "Szczęśliwe dni/Końcówka" Samuela Becketta. Przekład i reżyseria - Antoni Libera. Scenografia: Dorota Kołodyńska, reżyseria światła: Piotr Pawlik. Występują: Olga Sawicka, Zdzisław Wardejn, Jarosław Gajewski, Andrzej Seweryn. Premiera 15 i 16 stycznia na dużej scenie Teatru Polskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji