Artykuły

"Ubu Król" w Teatrze Współczesnym

Płynność ocen i wyroków dotyczących literatury i sztuki jest regułą niemal kanoniczną. Dzieła genialne, lub te w których zagnieździł się wirus genialności budziły gwałtowny sprzeciw jednych a zachwyt innych, najczęściej nielicznych niestety, odbiorców. Ten paradoks stanowi siłę motoryczną i ożywczy ferment w obszarze dzieł i wartości. "Król Ubu" Alfreda Jarry to właśnie taki utwór, którego dzieje należą do historii skandalu nie tylko zresztą artystycznego. Namiętny spór o tę krotką, sztubacką niemal sztukę, toczył się także w Polsce międzywojennej, jak i powojennej, jako że "Polska", mityczny dla Jarrego (gdyż nie istniejący wówczas na mapie świata) kraj jest terenem akcji nie tylko sztuki, lecz i jej przerażających, choć groteskowych, bohaterów. Mógł autor "Króla Ubu" wyrazić się w dniu paryskiej premiery (1896 r.), że "rzecz dzieje się w Polsce, to znaczy nigdzie", gdyż nigdzie Polski, poza sercami jej patriotów i bohaterskich synów, nie było. To warto zapamiętać. W istocie bowiem "Król Ubu" nie jest ani paszkwilem ani dowcipkowaniem z Polski i Polaków (choć za naszą naiwność polityczną obrywamy złośliwe cięgi), lecz stanowi zjadliwą satyrę na stosunki i mentalnościowe dewiacje mieszczańskiej Europy schyłku XIX wieku. Najazdy, podboje, grabieże, bogacenie się kosztem innych, słabszych - to był przecież kamień węgielny wszelkich oficjalnych, uświęconych majestatem prawa, burżuazyjnych doktryn i zbójeckich praktyk politycznych. Tak myśleli władcy ówczesnego świata, tak myślał burżuj, tak wykładano w szkołach historię: jako ciąg mordów, wojen, i świętych krucjat za mamoną i niewolnikami. Piętnastoletni licealista, Alfred Jarry, zbuntował się wściekle przeciw takiej "historii" i takim jej "wykładowcom" i napisał swój zjadliwy, genialny paszkwil, a jego odrażającym bohaterem uczynił swego rodaka, wytwór francuskiej bigoterii, nazwał go Ojcem Ubu i wysłał do "Polski" po królewską koronę i majątek, który dzięki tej "koronie" można capnąć i schować do sejfu jako "fynans", kapitał i procent.

Tadeusz Żeleński-Boy, genialny tłumacz "Króla Ubu" i gorący propagator tego arcydzieła sztuki ironii, tak pisał w 1933 r.: "Aby żadnego blasku nie brakło legendzie "Króla Ubu" widzę dziś w tej bufonadzie piętnastoletniego malca utwór wróżebny, pamflet na wojnę. Czyż nie Ubu jako profesor historii jest autorem nowoczesnych wojen? (...) A skoro już kto widzi w "Królu Ubu" proroctwo, może przeciągnąć je jeszcze dalej. Gdyby ktoś chciał snuć analogie, mógłby ich znaleźć do syta w tym, co się dziś dzieje po świecie, aż do ostatnich wypadków niemieckich włącznie. I cele, i metody to już najczystszy król Ubu. Wszelki hitleryzm - gdziekolwiek święci swe orgie, w rzeczywistości czy tylko w marzeniu - poczęty jest z lędźwi mitycznego króla Ubu".

Nic dodać, nic ująć. Warto i o tym pamiętać wybierając się na tę prześmieszną w istocie i w swym kapitalnym pomyśle sztukę, która jest tak groteskowa, że aż zmusza do głębszej refleksji także i dziś, niestety.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji