Artykuły

Judyta contra Judyta

Judyta nie wzbudza wyłącznie współczucia, chociaż od początku wiemy, jakie jest jej przeznaczenie - o "Judycie" w reż. Wojtka Klemma w Teatrze Współczesnym w Szczecinie pisze Joanna Flis z Nowej Siły Krytycznej.

"Judyta", tragedia XIX-wiecznego dramatopisarza Friedricha Hebbela, wyreżyserowana przez Wojtka Klemma, to pierwsza premiera szczecińskiego Teatru Współczesnego w nowym roku. Jego twórcy zmierzyli się z historią religijnej męczennicy, Joanną d'Arc Starego Testamentu, kobietą - symbolem. Ale zaproponowana przez nich opowieść mocno odbiega od biblijnego pierwowzoru.

Starotestamentowa historia Judyty na myśl przywodzi nam obraz bohaterskiej wojowniczki - cnotliwej niewiasty, która z Bogiem w sercu i modlitwą na ustach rzuca się do walki o dobro mieszkańców Betuli. Wchodzi do "paszczy lwa" - obozu najeźdźcy - okrutnego Holofernesa, by omotać go, uwieść i zabić. Przed oczami staje nam postać kobiety z trofeum w dłoniach - uciętą głową najokrutniejszego z wojowników. Odtąd Judyta postrzegana będzie jako ta, która wyzwoliła uciemiężony naród. Wykazała się sprytem i odwagą, jednocześnie pozostając wierną Bogu. Ale czy do końca tak było? Może Judyta nie była bohaterką, ale morderczynią? Dlaczego naprawdę zadała śmierć Holofernesowi?

Pytania te stawiają przed widzami autorzy szczecińskiej realizacji. Ich Judyta (Marta Malikowska-Szymkiewicz) przechadza się po scenie w skąpych sukienkach i butach na obcasach. Bawi się mężczyznami, jest próżna i bezczelna. Budzi lęk, jest nieobliczalna, nikt nie potrafi przewidzieć jej wyborów. Popada ze skrajności w skrajność - bluźni, by za chwilę oddać się modlitwie. Przestaje bowiem być tylko i wyłącznie biblijną męczennicą, którą okrutny los rzuca w ramiona bezdusznego Holofernesa (Arkadiusz Buszko). Nie jest też cnotliwą wdową, zaślepioną wiarą w jednego Boga. Jest kobietą z krwi i kości, roztaczającą wokół swój urok, świadomą tego, jaką bronią jest jej uroda. Judyta nie wzbudza wyłącznie współczucia, chociaż od początku wiemy, jakie jest jej przeznaczenie.

Przekonanie o sile własnej płci zaprowadzi Judytę do obozu wroga. Przed Holofernesem nie stanie Judyta - wojowniczka, ale Judyta - kobieta. Kobieta, która nie wie jeszcze, że jej cielesność i seksualność będzie zgubna dla niej samej. Zgwałcona, poniżona, bezsilna będzie pragnęła jednego - śmierci swojego oprawcy. Już nie dla nękanych mieszkańców Betuli, nie dla Boga, ale dla siebie. Do walki o resztki zdeptanej godności stanie z siekierą w dłoniach, ale śmiertelne ciosy zadane Holofernesowi nie przyniosą jej ukojenia.

Hebbel nie stworzył postaci czarno-białych. Obok zagubionej i uwięzionej we własnej fizyczności Judyty jest przecież Holofernes - najpotężniejszy wódz Nabuchodonozora, który zdaje się być samotnym, zakompleksionym człowieczkiem, ukrywającym swoje lęki pod maską bezwzględności. Są jego żołnierze - muszą położyć go spać, gdy za dużo wypije i nie mogą zawahać się, gdy przyjdzie za niego zginąć. Tańczą, jak wódz im zagra, nienawidzą go i podziwiają równie mocno. Jest też "ta brzydka", czyli Służąca (Maria Dąbrowska), towarzysząca Judycie w jej działaniach, potrafi wesprzeć i zdradzić jednocześnie. Wreszcie tchórzliwi mieszkańcy Betuli (u Hebbela zwłaszcza mężczyźni) biernie wyczekują cudu, zamiast działać - bezmyślnie powtarzają modlitewne formuły. To nie są bohaterowie "do lubienia". Zadają sobie wzajemnie ból fizyczny i psychiczny, emanują niepohamowaną żądzą, momentami przejawiają skłonności sadomasochistyczne. Ciężko się nad nimi litować, są raczej straszni i śmieszni, czasem wręcz odpychający. I chyba bliżej im do człowieka XXI wieku, niż tego z czasów biblijnych.

Wielka w tym zasługa aktorów. Doskonałe kreacje stworzyli Marta Malikowska -Szymkiewicz i Arkadiusz Buszko. Ich duet Judyta - Holofernes wręcz elektryzuje widzów. Uwagę zwracają również aktorzy drugoplanowi: Maria Dąbrowska jako Służąca, Adam Kuzycz - Berezowski, Przemysław Walich i Konrad Pawicki - żołnierze Holofernasa oraz Wojciech Sandach, Marian Dworakowski, Robert Gondek, Wiesław Orłowski i Jacek Piątkowski jako mieszkańcy oblężonej Betuli.

Dobrze się stało, że Judyta trafiła na deski szczecińskiego teatru. Tekst Hebbla daje duże możliwości interpretacyjne, co umiejętnie twórcy pokazali. Przedstawienie, poza niektórymi słabszymi fragmentami, jest równe. Całość uzupełnia świetna scenografia (Mascha Mazur), dopracowany w najmniejszym szczególe (i jakże fantastyczny!) ruch sceniczny (Maćko Prusak) oraz muzyka Dominika Strycharskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji