Artykuły

Niech sczezną artyści?

Ilość menedżerów teatru w Polsce jest obecnie chyba rekordowa w skali świata - w felietonie dla e-teatru pisze Paweł Wodziński.

Na portalu e-teatr znalazłem wypowiedź Joanny Nawrockiej: "W Polsce jest taki sztuczny podział, że teatr musi mieć dyrektora naczelnego i artystycznego. Tymczasem wielu osobom udaje się z sukcesem prowadzić instytucje organizacyjnie i programowo. Na Zachodzie to wręcz standard. Dobry menedżer instytucji sztuki wcale nie musi być artystą. Wystarczy, że zna się na branży, potrafi ocenić sztukę, z którą się styka, umie ułożyć program".

Od jakiegoś czasu czytam w różnych miejscach wypowiedzi na temat możliwości działania menedżerów kultury w teatrze i kuratorskiego sposobu prowadzenia teatru. Ale do tej pory nikt tak wyraźnie nie powiedział, że artysta będący dyrektorem teatru jest w zasadzie zbędny.

Sam zastanawiam się, na ile system kuratorski, sprawdzony w sztukach wizualnych, sprawdziłby się też w teatrze. Mój dobry znajomy, wybitny kurator, kierujący wielkimi galeriami, twierdzi, że takiej możliwości nie ma. Pomiędzy obydwoma dziedzinami istnieje przepaść, nie ma wręcz dwóch równie odległych od siebie dziedzin. Różnią się od siebie tak jak unieruchomiony w fotelu teatralnym widz różni się od będącego w ciągłym ruchu widza galerii, jak dzieło teatralne rozgrywające się na oczach publiczności różni się od nieruchomego obiektu, jak niezależni artyści krytyczni różnią się od zależnych od wizji reżysera aktorów. Inny punkt widzenia, inne poczucie realności.

Zasadniczy kłopot z zastosowaniem systemu kuratorskiego w teatrze polega chyba na tym, że teatr jest zarówno miejscem publicznej prezentacji , jak i miejscem pracy artystów. Nie chodzi więc tylko o skonstruowanie ciekawego programu wydarzeń, ale także o stworzenie mechanizmu codziennej, żmudnej pracy nad spektaklami, o dbałość o ich niezmienny kształt artystyczny, o spójną linię programową, skupiającą reżyserów i aktorów, o dziesiątki zawodowych rozmów na temat teatru i aktorstwa. Dyrektor teatru nie styka się ze sztuką, on ją codziennie tworzy, poprzez dziesiątki małych działań. W przestrzeni pracy artystów, nie będący artystą menedżer zawsze będzie się bał, że jest niekompetentnym intruzem, że nie umie komunikować się z artystami, za pomocą ich języka. Do dziś pamiętam uwagi pewnego menedżera, który przychodząc do garderób po spektaklach, mawiał albo: "dzisiaj trochę lepiej", albo: "dzisiaj trochę gorzej".

***

Menedżerowie teatru nie będący artystami (konia z rzędem, skąd się oni się wzięli) na większą skalę pojawili się w latach 80-tych. To wtedy właśnie przestano ufać artystom, zamiast nich teatry obejmowali menedżerowie, a właściwie działacze kultury, to w tym czasie zaczęto na dobre rozdzielać stanowiska dyrektora naczelnego i artystycznego. W latach 90-tych i później twórczo rozwinięto ten system, ilość menedżerów teatru w Polsce jest obecnie chyba rekordowa w skali świata. W niektórych teatrach przestało już nawet istnieć stanowisko dyrektora artystycznego, a pozostał jedynie zastępca dyrektora, a w zasadzie menedżera, do spraw artystycznych.

Jeszcze w roku 1981 (lubię ten rocznik) zestaw nazwisk dyrektorów naczelnych i artystycznych teatrów warszawskich wyglądał następująco: Ateneum - Warmiński, Powszechny - Hübner, Współczesny - Axer, Narodowy - Hanuszkiewicz, Polski - Dejmek, Dramatyczny - Holoubek, Studio - Szajna, Na Woli - Łomnicki. Zestaw dosyć patriarchalny, ale trzeba przyznać, że dyrektorami teatrów w tym czasie byli wielcy artyści teatru i każdy z nich będąc dyrektorem, prowadził teatr samodzielnie, wytyczając jego oryginalną linię.

Obecna formuła teatru powinna być bardziej pojemna i demokratyczna niż w 1981 roku. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ale dalej rozumiałbym ją jako współistnienie wielu silnych, różnorodnych programów, tworzonych przez samodzielnych artystów i artystki, prowadzących teatry.

Gdyby tu chodziło o formułę obywatelskiej aktywności, może dałbym się przekonać, ale pozbawianie teatrów kierownictwa artystycznego oznacza także osłabianie miejsc sztuki na rzecz miejsc bezideowej rozrywki. To jest także w pewnym sensie formatowanie teatru.

***

Mój nowy znajomy, którego poznałem miesiąc temu, kurator z Zachodu, oglądał spektakle na międzynarodowym festiwalu w Polsce. Gdy wrócił do Warszawy, zadał mi na samym początku serię ważnych dla niego pytań. "Wytłumacz mi, jakie są relacje w polskim teatrze pomiędzy reżyserami, a dyrektorem artystycznym? Czy stanowisko dyrektora artystycznego istnieje, czy nie? Czy jest to znacząca funkcja, czy tylko organizacyjna? " Większość obejrzanych spektakli wydała mu się niczym nie ograniczoną indywidualną kreacją. Odniósł wrażenie, że reżyser i teatry w Polsce nie współpracują ze sobą, i każdy może zrobić takie przedstawienie, na jakie ma ochotę. Wyjechał przekonany, że największym problemem polskiego teatru jest niespotykana nigdzie słabość pozycji dyrektora oraz brak konsekwentnych linii programowych teatrów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji