Artykuły

Love Story u Hanuszkiewicza

Kordian na drabinie, Balladyna na hondzie, Izabella Łęcka w klasztorze. Hanuszkiewicz się bawi. Obsesyjnie wraca do klasyki, podobno martwej, dla niego podniecającej, zachęcającej do gier i puzzli. Bawił się w Powszechnym, bawił w Narodowym, bawi teraz na Puławskiej, znajdując wiernych fanów wśród młodzieży. I tych samych adwersarzy wśród krytyków.

Na Puławskiej gra się "Pannę Izabellę", jak kiedyś "Pana Wokulskiego" na Pradze, nową, szaloną Hanuszkiewiczowską adaptację "Lalki" Prusa (kto chce wdawać się w filologiczne spory, może otrzymać książkowe wydanie scenariusza). Gra się, to znaczy, że teatr bezwstydnie odsłania cały mechanizm iluzji, buduje nawias, cudzysłów, nie pozwalając na odebranie tego przedstawienia w kategoriach, realizmu i scenicznej prawdy.

Cóż zatem? Jeszcze raz to samo. Trochę dramatu, farsy, szczypta wodewilu. Żart, zabawa, śmiech. Wokulski głosem z roli pyta: "Co ja mówię?" i sufler, równie donośnie, podrzuca tekst. Irena Kwiatkowska-Zasławska oświadcza: "Adam powiedział: mów coś, byle by to była prawda, a więc idę do garderoby napić się kawy". A dalej - jak w kole fortuny: zawsze musi wyjść jakieś hasło.

Hasłem na dziś jest miłość. Miłość panny i kupca, podstarzałej dziewicy i romantycznego kochanka. Hanuszkiewicz wcale się nie wstydzi, że gra love story. Tnie tekst, szatkuje, ozdabia ("tego nie ma u Prusa - powiada Izabella - porozmawiajmy, panie Stanisławie, poza konwencją naszej epoki..."). Postaciom z Prusa zostawia tylko kostium (Łęckiej nawet całą rewię toalet), odnajdując bohaterów w końcu XX stulecia. Czyż Wokulski nie mógłby być członkiem jakiegoś biznes klubu znad Wisły? Aferzystą, który właśnie zniknął bez śladu, jak kilku bohaterów dzisiejszych prasowych sensacji? Stefan Bratkowski, obecny na premierze, zajął się podstawianiem nowych nazwisk do postaci z "Lalki" - świetna zabawa.

Ciągoty Hanuszkiewicza do komentowania współczesności znane są od zawsze. Założę się, że finał (Łęcka idzie do klasztoru!) wymyślił, kiedy zdjęto prowokacyjne plakaty Benettona z księdzem i zakonnicą. Ale też czyta u Prusa po stu latach (!) niestety wiecznie aktualne publicystyczne wywody, jak byśmy dziś słuchali burmistrzów, posłów, polityków.

Izabellę gra Magdalena Cwenówna, Wokulskiego - wbrew całej tradycji (Kamas-Dmochowski) Paweł Szczęsny. Buduje obraz butnego nuworysza, jest wyrazisty i przekonywający. Oboje dźwigają ciężar tej układanki scenicznej, inkrustowanej prawdziwie miłymi momentami. Przede wszystkim Irena Kwiatkowska, porywająca prezesowa Zasławska - choćby dla niej jednej trzeba tę "Lalkę" zobaczyć. A jeszcze Małgosia Duda, trochę zbyt impulsywna, ale soczysta Wąsowska-Szuman - nieoczekiwanie tragikomicznie potraktowana przez Włodzimierza Panasiewicza, zwariowany Ochocki Józefa Miki, dyskretna Flora Sławki Łozińskiej, uroczy hrabia Łęcki Ryszarda Baccierellego, safandułowaty Rzecki Jerzego Karaszkiewicza, sporo dobrze obsadzonych epizodów (adwokat - Andrzej Niemirski).

Będą tę "Izabellę" odsądzać od czci i wiary. I będzie ją oklaskiwała młoda publiczność, którą niezmiennie kokietuje Hanuszkiewicz. Ma rację.

(data publikacji artykułu nieznana)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji