Artykuły

Witkacy dla aktorów

OD kilkunastu lat odkrywa się coraz to nowe walory w sztukach Witkacego. Najprzód, zgodnie z doświadczeniami międzywojennymi próbowano na scenkach eksperymentalnych i studenckich posługiwać się jego tekstami dla celów inscenizacyjno - "Awangardowych" przez duże A w mocnym cudzysłowie. Miało to smak retrospekcji, lecz było także wielką zasługą Kantora, Puzyny i innych, że nie dali się zwariować i dzisiejszym ludziom przekazali, że przed pół wiekiem pisał w Polsce sztuki wielki prekursor późniejszej światowej awangardy teatralnej.

Po tym pierwszym kroku odnowicielskim nastąpił drugi - otwarły się przed Witkacym wielkie sale i tłumnie poszła na jego sztuki publiczność, dowodząc, że po latach i... historycznych doświadczeniach dorosła do prostego rozumienia jego tekstów.

I oto teraz w Teatrze Współczesnym uczyniono krok trzeci. Dowiedziono, ile także materiału dla subtelnej psychologicznej gry mogą dostarczvć sztuki Witkacego. Pod tym względem stało się historycznym przedstawienie "Matki" Witkacego w tym teatrze w reżyserii Erwina Axera i scenografii Ewy Starowieyskiej, jak zawsze u niej, ściśle podporządkowanej tekstowi i szukającej najbliższego odpowiednika stylowego.

Ale żeby dać dowód ile materiału także aktorskiego tkwi w tych sztukach trzeba mieć tak znakomitych i tak subtelnych artystów, jak Halina Mikołajska w roli tytułowej i jej jedenastoosobowa świta koleżeńska w tym pamiętnym przedstawieniu.

Mikołajska gra dwie postacie sceniczne: pięćdziesięcioczteroletnią matronę Janinę Węgorzewska i Nieznajomą w epilogu, czyli Janinę w młodości, co zresztą nie wyczerpuje jej transformacji, bo jako Janina w I akcie jeszcze utrzymuje trykotowaniem dorosłego syna, by w drugim akcie przedstawić bezbronną zgrzybiałość już utrzymywanej przez syna i synową o podejrzanych dochodach. W międzyczasie sceny z alkoholem, kokainą, ślepnięcie staruszki i jej śmierć piętrzą dodatkowe problemy interpretacyjne. Mikołajska gra wspaniale i groźnie. Jest wstrząsająco zachłanna w uczuciach do syna, w egoizmie i niewinnej, nieświadomej zbrodniczości, gdy w epilogu przedstawia Janinę w młodości.

Przy takiej grze nikogo, nawet Barbarę Krafftównę, nie może obrazić zaliczenie do aktorskiej świty. Krafftówna jako służąca Dorota była oczywiście wicekrólową przedstawienia, ale i pozostałe panie były godnymi damami dworu. Obok Janiny Horeckiej i Antoniny Girycz szczególny powód do pochwał daje Stanisława Celińska w roli synowej Janiny - Zofii Plejtus, jako że jest artystką raczej początkującą, nie tak znów dawno po egzaminach, a świetnie dotrzymywana kroku naszej aktorskiej czołówce.

Z panów najtrudniejsze zadanie miał Jan Englert jako Leon, syn Janiny, a więc w roli choć nie tytułowej, ale równorzędnie głównej. Dostał też słuszny poklask. Są jednak w tym przedstawieniu dwie role nieco krótsze, ale wycyzelowane w sposób doskonały, to jest ojca Zofii granego przez Edmunda Fidlera i Nieznajomego z epilogu, czyli ojca Leona, granego przez Józefa Nalberczaka. Znakomitą nieodłączną parę arystokratycznych bubków przedstawiają odpowiednio skontrastowani Włodzimierz Nowakowski i Ryszard Ostałowski i wreszcie jaskrawie charakterystyczne postacie dyrektora teatru i podejrzanego indywiduum tworzą Tadeusz Surowa i Marian Friedman.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji