Artykuły

Katastrofizm i pakuły

"W ciągu niewielu lat Witkacy stał się klasykiem. Nagle, z dnia na dzień, w naszych oczach".

Te słowa Konstantego Puzyny odzwierciedlają stan faktyczny. Witkacy stał się klasykiem, jest klasykiem. Grywa się go raz po raz w rodzimych a nawet zagranicznych teatrach. Pisze się o nim wiele i często, czasopisma teatralne są go pełne - ani chybi, klasyk. Ludzie inteligentni "muszą" o nim wiele wiedzieć i "powinni" się zachwycać jego sztukami. To już sprawa przesądzona. Ale jaki to klasyk ów Stanisław Ignacy Witkiewicz, czyli Witkacy? Bo bywają różni klasycy w literaturze, nawet "klasycy spod ciemnej gwiazdy". Witkacy jest klasykiem teatru Czystej Formy, którą głosił uparcie, niczym Leon Węgorzewski z "Matki" swoje bliżej nieokreślone idee.

Jego teorie obrosły uczoną literaturą, która objaśnia. Ale dzieło teatralne powinno tłumaczyć się samo. I to na scenie. "Matka" na scenie tłumaczy się niejasno, widz ją zalicza po prostu do rozleglej krainy teatru absurdu, o którym skądinąd wie, że się kończy. Witkacy bardzo rzadko bywał absurdalny. Ale "niepokój istnienia", "nihilizm zdegenerowanego burżuja"... hm, bardzo skomplikowana jest edukacja i droga do upadku wielkiego (we własnym mniemaniu) filozofa Leona, jednakże co nas ostatecznie obchodzą jego duszne rozterki copyright 1924? Również turpizm, jaki zapowiadał Witkacy określając "Matkę" jako "sztukę niesmaczną", bardzo, po upływie lat, upodobnił się do często stosowanej pigułki. Więc po cóż doszukiwać się filozoficznych głębi, po cóż zanurzać się w odmęty formizmu, któremu Witkacy hołdował przed blisko pół wiekiem, gdy jeden po drugim pisał swoje dramaty, na ogół nie wystawiane, nieznane, a jeśli wystawione i ogłoszone drukiem to okrzyczane jako pospolita: brednia lub zuchwały piórblagizm?

Widz jednak na Witkacego obecnie chodzi, odnajdując w jego sztukach wiele aluzji, wiele pomysłów, które stały się z czasem ogólną własnością teatru awangardy. Pójdzie też widz i do Teatru Współczesnego, gdzie mu z dużej sceny aplikują dużą porcję dobrej reżyserii i dobrego aktorstwa. Halina Mikołajska daje kapitalne studium matki, w przerwach pomiędzy piciem, robiącej na drutach, groteskowej a przecież realistycznej. Jej gierki smakują jak lody w upał i budzą szmerek podziwu. A w epilogu jakby realizuje marzenie Fausta w wydaniu kobiecym, Jan Englert pokazuje postać bardzo witkacowską w gestyce, modulowaniu głosu itp. Duet tej pary jest pokazem świetnej sztuki aktorskiej. Nie porusza się ona w próżni. Nikt z aktorów nie zawiódł, każdy przyczynia się do witkacowskiej fatamorgany, przed innymi chcę tu wymienić Barbarę Kraftównę, Stanisławę Celińską, Tadeusza Surowę. Zwarty zespół uzupełniają: Irena Horecka, Edmund Fidler, Marian Friedman, Antonina Girycz, Józef Nalberczak, Włodzimierz Nowakowski, Ryszard Ostałowski.

Erwin Axer pokazał "Matkę" przewrotną. Formalnie i formistycznie. Pokazał "Matkę" przez jej nowatorstwo i zarazem przez jej wiek stateczny. Mniejsza o sens, w tradycyjnym rozumieniu, gdy stary, międzywojenny katastrofizm mieni się barwami egzystencjonalizmu, kafkizmu, ioneskizmu. Czy epilog nie jest wczesną wersją "Drzwi zamkniętych" Sartre'a?

A finał tego epilogu, czyż nie przypomina zagłady Józefa K. czy nawet Alfreda Illa? Witkacy na pewno wyprzedzał swoją epokę i w błyskach jasnowidzenia zwiastował pewne takie nawet zjawiska, które dopiero lata siedemdziesiąte naszego wieku oblekają w ciało. Ale prorokiem, tak jak poetą, tylko się bywa, na co dzień zostaje rzeczywistość własnego czasu, a więc dla Witkacego dziesiąte wody po młodopolskich kisielach i towarzyskie polemiki z Leonem Chwistkiem. Axer i tę dawność Witkacego wywala na wierzch, nie i pozostawia wątpliwości, że w Witkacym kłębiły się dwie dusze: modernisty trochę w stylu skandynawskim, i wizjonera, śmielszego niż futuryści (a przede wszystkim - bardziej od nich przenikliwego). Początek "Matki" to niemal mieszczańska sztuka psychologiczna - z robótkami, rodzajową służącą i poglądowym konfliktem między kochającą matką a kochającym synem. Dopiero później - i niezbyt konsekwentnie - Czysta Forma budzi stare ramy, potem je łamie na kawałki, mamy typową witkacowską drakę ze strzelaniną, fałszywym trupem i manekinem, z którego wysypują się pakuły. Ale już jest za późno.

Oglądamy tę "Matkę" w kapitalnych dekoracjach Ewy Starowieyskiej, nawiązujących do malarstwa Witkacego. Aktorzy są ubrani podług deformacji z epoki. Charakteryzacja, styl gry - wierne życzeniom autora. U Axera tak zwykle: albo ufa pisarzowi, albo jego sztuki nie reżyseruje. Tylko witkacowski "wiosenny pejzaż z górami, zalany słońcem" zastąpiła scenografka ornamentyka jak z tła "wylizanych" obrazów "firmy portretowej S. I. Witkiewicz"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji