Andrzej Łapicki: Grajmy Teatr Telewizji na żywo
Proponuję zamiast pięciu czy dziesięciu przedstawień zrobionych metodą filmową, byle tanio, dać dwa przedstawienia na żywo. Aktorów brać tylko z najwyższej półki - nazwijmy ją "półką Gajosa" - bez głupich eksperymentów. Aktor niech dostaje za rolę względnie duże pieniądze, jakieś 30 000 zł, za to próby przez miesiąc codziennie. Żadnych zwolnień. Próby, jak w teatrze. Kto nawali, zostaje skreślony. Żadnych ulg - postuluje Andrzej Łapicki w Rzeczpospolitej..
Ogromny hałas się zrobił wokół Teatru Telewizji. Ma natychmiast wrócić i żeby było tak, jak było. To znaczy znowu mamy grać "Zemstę", "Antygonę", "Cyda", dramaty Szekspira i cały tzw. kanon.
Jak to się zaczęło? Teatr TV wynalazł Adam Hanuszkiewicz. Nadał mu formę. Wprowadził grę na zbliżeniach, ogrywanie detalu itp. Ma ogromne zasługi. Potem teatr stał się niszą filmowców, którzy zaczęli kleić ni to filmiki, ni to teatrzyki. Przede wszystkim zrezygnowano z ciągłości nagrywania, z nagrywania na żywo, a właściwie z grania premiery na żywo. To tak, jakby Ligę Mistrzów pokazywać z miesięcznym opóźnieniem. Przecież atutem dla widza było to, że przedstawienie powstaje na jego oczach, że jest uczestnikiem niepowtarzalnego wieczoru. Oczywiście filmowcom wszystko jedno, bo i tak przyklejają kawałek do kawałka. To pierwszy błąd - widz przestał być świadkiem, stał się oglądaczem. Kiedy wszystkie dramaty z półek zostały nagrane - wynaleziono teatr faktu. Teatr z gazet. Też już było, grano pięknie Stalinowi Mołotowów, za to teraz ubeków wszelkiej maści. Ostatni dobił teatr tzw. bojkot. No i co komu z tego przyszło. Telewidzowie zapomnieli, że w każdy poniedziałek jest premiera teatralna. Premiera w tym przypadku oznacza, że artyści grają pierwszy i ostatni raz. Tak jak mecz. Sam w tym brałem udział i dziś widzę, że "bojkot", tak jak wiele "patriotycznych" odruchów, był bez sensu.
Jak wrócić, jak zachęcić ludzi do oglądania teatru? Coś trzeba wymyślić. Nie jeszcze jednego "Mazepę" w plenerze czy na hali. Musi pojawić się nowy chwyt. Zastanówmy się, co było największą atrakcją Teatru TV. Równoczesne granie i oglądanie. Czyli NA ŻYWO!
Proponuję zamiast pięciu czy dziesięciu przedstawień zrobionych metodą filmową, byle tanio, dać dwa przedstawienia na żywo. Aktorów brać tylko z najwyższej półki - nazwijmy ją "półką Gajosa" - bez głupich eksperymentów. Aktor niech dostaje za rolę względnie duże pieniądze, jakieś 30 000 zł, za to próby przez miesiąc codziennie. Żadnych zwolnień. Próby, jak w teatrze. Kto nawali, zostaje skreślony. Żadnych ulg. Przedstawienie zostaje na próbie generalnej komisyjnie przyjęte lub odrzucone. Jeżeli przyjęte, zaczyna się kampania reklamowa. A potem emisja - jeden jedyny raz na żywo - Gajos jako Cezar. Ręczę, że w taki poniedziałek ruch zamrze na ulicach jak za czasów Manchester United - Arsenał.
Po premierze - dyskusja, głosowania, plebiscyty to już sprawa marketingu. W ten sposób przywrócimy największą zaletę Teatru TV: NA ŻYWO. To jedyny sposób, żeby zwiększyć oglądalność. Tylko dziś. Jedyny raz. Na żywo.
