Artykuły

Malina Prześluga: Związek toksyczny

Poświątecznych powrotów do formy i treści życzy w felietonie dla e-teatru Malina Prześluga.

- Odchodzę - stwierdza moje pisanie.

- Ale jak to odchodzisz? Przecież nie masz nóg, poza tym idą święta! - jestem przerażona.

- Ale ty właśnie w święta nigdy o mnie nie pamiętasz! - wybucha moje pisanie - Jestem ci potrzebne tylko, gdy ci źle, gdy leje, gdy nie masz nic ciekawszego do roboty!

- Czyli często... - próbuję załagodzić - Pisanie, pisanko moje, nie odchodź, błagam pomęczmy się razem jeszcze, tak wiele dla mnie znaczysz...

- Ja dla ciebie wiele znaczę?! Wystarczy, że pojawi się pierwszy lepszy facet, natychmiast przestaję dla ciebie istnieć!

- To nie tak, zrozum, ja kocham pisać, no dobra, czasami nam nie wychodzi, często jest do dupy...

- Zawsze wszystko spłycasz. I te twoje tanie żarty - moje pisanie się rozkręca - w ogóle mnie nie doceniasz! Ciągle mi mówisz, jakie jestem niedoskonałe, bawisz się mną, zamykasz mnie w szufladzie, przerywasz mi, tylko udajesz, że mnie rozumiesz! I ten parszywy charakter pisma. Mam dosyć, rozumiesz? Dosyć! Odchodzę!

- A co będzie ze mną? - pytam zrozpaczona, wściekła, przejęta i obojętna.

- A gówno! - kwituje moje pisanie i rzeczywiście odchodzi, tak jak stało, z kawą, w niebieskim szlafroku, w pół zdania.

I tak sobie odchodzi ode mnie moje pisanie raz po raz, pełne wyrzutów, brak wiary mi wytyka, grozi alkoholizmem, zarzuca wykorzystywanie tekstualne, wypomina nieregularność kontaktów fizycznych. A bez mojego pisania jestem jak Romeo bez Julii, jak George Michael bez Last Christmas, jak szlachcic bez wąsa - da się żyć, tylko po co?

Bez pisania często puste, blondyńskie słowa lecą z ust i tylko klawiatura mnie ratuje, w którą walę jak chłop walonkami wali w klepisko, z przytupem, z echem, z za głośno. Paluchy przy waleniu w klawiaturę wypełniają się tak jakoś same treścią, dają po garach tym wszystkim, czym usta milczą, bo się wstydzą gadać. I pęcznieją te paluchy przy tej klawiaturze, nie z bólu, bo do walenia przywykły, ale z odwagi pęcznieją, z hartu ducha, z frajdy papilarnej, że może znów się da to moje pisanie niecnie wykorzystać. Tymczasem pisanie opuszcza mnie bez ostrzeżenia, wymyka się cichaczem tuż przed Bożym Narodzeniem, gdy tyle życzeń, tyle esemesów przed nami. I co?

I nic. Ocieram łzę i zarzucam dziarsko z biodra, bo wiem, że im bardziej toksyczny jest nasz związek, tym lepiej dla nas. Szarpmy się z pisaniem, tłuczmy się po twarzach, obrzucajmy epitetami, gardźmy, gwałćmy i kochajmy. Niech się leje krew, wzajemna nienawiść niech nas pochłania jak bezdomny pochłania kanapkę. I odchodźmy i wracajmy, porzucajmy i przepraszajmy się nawzajem, nie ufajmy sobie, zdradzajmy się, pokazujmy sobie faki, byle tej nudy, rutyny uniknąć. Byle ten związek nie opierał się tylko na przytulnej drabince i bezpiecznym treatmencie. A gdy nas złośliwie pisanie w święta opuszcza, to i dobrze - jak kocha, to wróci.

W święta to my kochajmy bliskich, całujmy ich, przytulajmy, zróbmy im gorącą czekoladę. Bo taka miłość to dopiero sztuka! I trzeba o nią dbać.

Świąt pełnych miłości życzę. I poświątecznych powrotów do formy. I treści.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji