Artykuły

Jakiś wygłup może mi się przytrafić

- Uprawiam zawód aktora i wiadomo, że dzieje się to na różnych polach. Każda z tych dziedzin dostarcza zupełnie innej, nieporównywalnej satysfakcji - mówi warszawski aktor JAROSŁAW BOBEREK.

Król Julian z "Madagaskaru", posterunkowy z "Rodziny zastępczej" czy Elling ze spektaklu Teatru Praga... W jakiej roli czuje się pan najlepiej?

- W każdej czuję się inaczej. Uprawiam zawód aktora i wiadomo, że dzieje się to na różnych polach. Każda z tych dziedzin dostarcza zupełnie innej, nieporównywalnej satysfakcji. Każdą lubię i cenię. Jak ktoś lubi jeździć samochodem, to lubi się przejechać i tą trasą, i tą,

i tamtą. Ze mną jest tak samo.

Jest pan mistrzem polskiego dubbingu, choć może nie wszyscy kojarzą pana twarz z dubbingiem właśnie. Nie żałuje pan, że sukces "Madagaskaru", "Kaczora Donalda" czy wielu gier, do których podkłada pan głos, nie przełożył się na pana popularność i fortunę?

- ...fortuna - fajnie by było. Należy żałować, że u nas praca w dubbingu nie przekłada się na pieniądze, jak ma to miejsce na świecie. Prawda jest taka, że aktorzy w krajach bardziej rozwiniętych niż nasz nie muszą działać na tylu polach. Mogą trzymać się jednej dziedziny, na przykład są aktorami dubbingowymi. Pamiętam, jak pracowałem kiedyś przy dubbingu w Kopenhadze. Realizator dźwięku, kiedy dowiedział się, ile ja rzeczy robię, stwierdził, że chyba jestem milionerem. Zrozumiałem, co on do mnie powiedział dopiero, jak dostałem pieniądze, takie jak oni tam zarabiają!

A gdyby zarabiał pan tu, tyle co tam, to zdecydowałby się na poświęcenie tylko dubbingowi?

- Myślę, że nie. Choć pewnie wielu ludziom ułatwiłoby to życie. Mnie pewnie też, bo nie musiałbym tyle biegać. Ale ja lubię swoją aktywność, lubię, jak coś się dzieje, pali, wali. Ja się wtedy dobrze czuję.

W wywiadach mówi pan, że rzadko daje się pan namówić na powiedzenie czegoś głosem Kaczora Donalda czy Króla Juliana...

- Nigdy tego nie robię! To jest moja praca. To tak, jakby ktoś dorwał śpiewaka i prosił go, żeby coś zaśpiewał na ulicy. Albo nawet motorniczego, żeby pokazał, jak jeździ. To absurd! Rozumiem, że ludzie z powodu sentymentu czy radości ze spotkania dostają często gęsto małpiego rozumu i się zaczyna: "Ojej, to pan! Jak pan to pięknie robi!". Czasem mnie pewne rzeczy wzruszają i ujmują, to wtedy, oczywiście to dotyczy dzieci, jakiś wygłup może mi się przytrafić. Ale bardzo rzadko. Kiedyś ktoś mi zaproponował publiczne wykonywanie piosenki "Wyginam śmiało ciało". Nie brałem w ogóle takiej możliwości pod uwagę. Zapytałem: "Jako kto mam występować? Jako Jarosław Boberek?". To jest piosenka Króla Juliana!

Artur Barciś w czasach, gdy prowadził "Okienko Pankracego", pytań o słynnego pieska kiedyś nie wytrzymał i wybuchnął: "Pankracy nie żyje!". Pan nie ma czasami dosyć postaci, którym użycza pan głosu?

- Zawsze jest jakaś furtka i jest możliwość odejścia. Nie jesteśmy przypisani do czegoś do końca życia. Może Artur robił to, na co nie miał ochoty i się męczył. Ja staram się, żeby tak nie było. Rzadko zdarza mi się robić coś, na co nie mam ochoty. Są czasami rzeczy, które męczą, dręczą, ale trzeba wytrzymać do końca. Nie lubię na przykład filmów, w których o nic nie chodzi. Tylko kupa wrzasku i planeta wyrzyna planetę. Tam nikt normalnym głosem się nie posługuje. Skoro to jest, to znaczy, że jest na to zapotrzebowanie. Ale ja za tym nie przepadam. Przy takich produkcjach na ogół zdziera się gardło i nic więcej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji