Artykuły

Najgłośniejsze słuchowisko

Słuchowisko Krzysztofa Czeczota "Jeszcze się spotkamy młodsi" zdobyło nagrodę Grand Prix na X Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Telewizji "Dwa Teatry" Sopot 2010. Pisze o nim Zbigniew Jarzębowski w Pograniczach.

Sam Krzysztof Czeczot otrzymał nagrodę za reżyserię, jego scenariusz do słuchowiska uznany został za najlepszy scenariusz oryginalny; Marcina Borsa nagrodzono za realizację akustyczną, Stanisława Sojkę za opracowanie muzyczne, Roberta Więckiewicza za aktorską rolę męską - kreacja Syna w słuchowisku. Jury festiwalu w składzie: Danuta Stenka - przewodnicząca, Wojciech Fułek, Janusz Głowacki, Tadeusz Skoczek i Wacław Tkaczuk wybrało szczecińskie słuchowisko spośród 14 finałowych spektakli radiowych prezentowanych w ramach festiwalu.

Sopockie Grand Prix dla słuchowiska szczecińskiego radia to z pewnością honor i wyraz uznania dla naszej rozgłośni, która od początków swojego istnienia (a to już blisko 65 lat) tworzy i prezentuje na antenie artystyczne dzieła sztuki radiowej - słuchowiska. Zdobywały one nagrody i wyróżnienia także podczas poprzednich edycji konkursu Dwa Teatry, a i Krzysztof Czeczot znany był wcześniej festiwalowej publiczności - jest laureatem nagrody za reżyserię słuchowiska "Dublin. One Way" (ósma edycja w 2008 roku). Dodać w tym miejscu warto, że najnowsze słuchowisko Krzysztofa Czeczota - "Pętla" - nominowane zostało do tegorocznej Prix Europa, konkursu organizowanego przez Radę Europy.

Z jednej strony słuchowisko osadzone jest w bardzo prywatnej, intymnej wręcz przestrzeni emocjonalnych relacji między ojcem i synem, przestrzeni więzi rodzinnych, skomplikowanych i niewytłumaczalnych, niepoddających się racjonalnemu zewnętrznemu oglądowi analitycznemu, relacji tak "zasupłanych" za życia, że próbować je rozwikłać, naprawić to, co zaszłe, będzie można dopiero w... niebie. Z drugiej zaś operuje w planie uniwersalnym, dotyczącym nas wszystkich, sytuuje się w polu odwiecznej ludzkiej epistemy - trudnej drogi człowieka poprzez labirynt własnych emocji i uczuć, drogi, która może prowadzić tylko do drugiego człowieka. Szkoda, że często nie mamy czasu sobie tego uświadomić. Czy zaś będzie nam dane spotkać się w niebie, po śmierci, tak jak bohaterom słuchowiska? No cóż, kwestię tę pozostawiam otwartą.

Metaforyczne "spotkanie w niebie" pozwala im "odmłodzić się" emocjonalnie, mentalnie, etycznie i... spotkać się jeszcze raz, szczerze, bez obciążeń egzystencjalnej codzienności świata ziemskich interesów, uprzedzeń, nieporozumień... i to nie tyle bez całego balastu zakrzepłych emocji, win i niewybaczeń, niedopowiedzianych i niewypowiedzianych słów, ile z nową, łagodniejszą perspektywą ich widzenia i rozsądzenia, zrozumienia i docenienia tego wszystkiego, co w powszednim życiu doczesnym gdzieś umykało. A może też to my sami, tak jak słuchowiskowi Ojciec i Syn (Jan i Janusz), nie pozwalamy najbliższym nam osobom zbliżyć się do siebie, usłyszeć i zobaczyć, jako że przywykliśmy tylko patrzeć i słuchać. Syn Janusz w jednej ze swoich kwestii mówi: "wtedy nie wiedziałem, że chciał mi powiedzieć, że mnie kocha ponad wszystko"; pytanie: co nie pozwalało bohaterowi zobaczyć wówczas ojcowskiej miłości? Czy to tylko nieszczęśliwy splot wydarzeń: niezawiniona - choć wywołująca poczucie winy towarzyszące Januszowi przez całe życie - śmierć matki (podał kąpiącej się w wannie matce włączoną suszarkę do włosów), ucieczka ojca w alkohol po śmierci żony i dystans emocjonalny w stosunku do syna, brak akceptacji ze strony ojca dla jego młodzieńczej miłości - Majki, w konsekwencji opuszczenie domu i ojca; później to już tylko kolejne stopnie oddalenia, osamotnienia i jednocześnie uporu emocjonalnego. A może to coś więcej, coś immanentnie wpisanego w nasz człowieczy los: aby dorosnąć, zyskać własną tożsamość, konieczne jest "oddzielenie się", odejście, naruszenie dotychczasowych więzi emocjonalnych, aby móc budować nowe, własne? Najprawdopodobniej nie musi ono przybierać tak traumatycznego wymiaru jak w przypadku bohaterów słuchowiska, ale nie może też wypełnić się w całkowitej emocjonalnej neutralności.

Ojciec, Jan, dopiero w niebie ma odwagę wyznać synowi: "Majka... każda kobieta ma swoją dumę. Goniłem ją od ciebie, zwyczajnie bałem się, że mnie zostawisz, że będę sam... a przecież ty musiałeś mnie zostawić. Stawałeś się mężczyzną, zaczynałeś swoje życie... Jasne, że mogłem inaczej, teraz to wiem, ale teraz to trochę za późno". Fabuła słuchowiska pokazuje, że w przypadku bohaterów utworu nie jest za późno. W wykreowanym świecie, w niebie, znów będą jak ojciec i syn, tym razem już na zawsze. Stwierdzenie, że tam, na ziemi, wówczas, można było postąpić inaczej, o niczym nie przesądza, to formuła raczej retoryczna. Zawsze można inaczej i zawsze pozostaje wątpliwość, że można było inaczej. Jan doskonale o tym wie, wyrzuca sobie natomiast, że nie znalazł w sobie siły, chęci, determinacji... aby o wszystkim, co ich spotkało, o swoich emocjach, o strachu, poczuciu bezsilności, o bólu po stracie ukochanej żony... aby o tym wszystkim porozmawiać z synem, przed jego tragiczną śmiercią (syn zginął w wypadku), aby w ogóle z nim rozmawiać, z najbliższą i najbardziej kochaną przecież osobą, jedyną po śmierci żony. W jednej z retrospektywnych scen możemy usłyszeć taką standardową "rozmowę" ojca z nastoletnim wówczas synem:

- Daj mi talerz, ten z tartą bułką, panierka święta rzecz, no i jak tam, powiesz coś?

- Ale... co chcesz wiedzieć? -Zobacz ziemniaki. -No... już.

- Odcedzaj, pokrywę weź.

- Masło?

- Koper.

- No i jak tam?

- Co, że w szkole?

- A w szkole, w szkole, w ogóle co tam?

- Dobrze, w sumie.

- No to dobrze, w muzycznej?

- Dobrze.

- No to dobrze, dobrze.

Trudno tę lakoniczną wymianę informacji nazwać rozmową. Obydwaj oczekiwali czegoś więcej i obydwaj nie potrafili się na to "więcej" - szczerzej, autentyczniej - zdobyć. Dopiero w niebie przyszedł czas na realizację tak bardzo odczuwanej jak głęboko skrywanej za życia potrzeby zbliżenia się w rozmowie:

- Huknąłem cię wtedy, co? A co myślisz mogłem zrobić, co? Jednym ruchem zabrałeś nam wszystko, co było piękne. Myślisz, że ja wtedy piłem, bo mi smakowało? Piłem, bo nie chciałem tobie i sobie krzywdy zrobić. Wypić swoje pół litra i paść, i spać do rana. Tak wtedy myślałem. To musi minąć. Ta pustka musi kiedyś minąć. Tak myślałem.

- Ja miałem wtedy osiem lat, tata! I nie użalałem się nad sobą. Ja nie oskarżałem cię o wszystko, co złe. [...] Wszystko, co robiłem w życiu, swój początek i koniec miało w poczuciu winy, którą w sobie nosiłem.

-Ja nie mam do ciebie pretensji, nigdy jej nie miałem, byłeś dzieckiem.

- To dlaczego dopiero teraz, do jasnej cholery, mówisz mi, że to nie była moja wina!

Gdyby powiedzieli sobie to wszystko wcześniej, być może, nie byliby tu, w niebie, ale tam, na dole... Żyliby.

Słuchowisko ma jednak i drugi - nie mniej interesujący, a z pierwszym powiązany nierozerwalnie - wątek tematyczny, rozwijany w obrębie fabuły i wzmocniony strukturalnie. Zbudowane jest z mniejszych cząstek kompozycyjnych, które nazywane są stacjami (stacje męki Pańskiej - stacje-wydarzenia dramatyczne z życia człowieka; stacje kolejowe - w podróży; życie - podróż, wędrówka, zdążanie ku... śmierci i... niebu; niebo jako kres, miejsce ostateczne, miejsce, w którym dopiero wszystkie nasze sprawy "się rozwiązują", nie miejsce dla wybranych, raczej dla wszystkich: "to że jesteśmy w niebie, nie znaczy, że byliśmy święci" - dlatego dopiero tu ojciec i syn mogą spotkać się "naprawdę"). To wątek natury metafizycznej, nawiązujący do teologii śmierci i życia wiecznego (zbawienia, nieba), mieszczący się w ramach szeroko rozumianej eschatologii indywidualnej, przywołujący - w sposób dość swobodny interpretacyjnie - i motywy biblijne (Hiob, Weronika), i motywy sporu człowieka z Bogiem (wielkie monologi romantyczne), i elementy aksjologii chrześcijańskiej. Przywołujący i dialogizujący z nimi. Autor słuchowiska poddaje jedne z najbardziej popularnych, produktywnych, a zrazem konstytutywnych motywów naszej kultury próbie wrażliwości percepcyjnej i interpretacyjnej współczesnego odbiorcy Można by powiedzieć: autor stara się "odmłodzić" naszą pamięć kulturową, stawiając odwieczne, a zatem i ważne współcześnie, sprawy rudymentarne dla naszej człowieczej kondycji (wpisuje je jednocześnie w stereotypowe wzorce kulturowe - te z mitów, literatury, sztuki sakralnej - często przetworzone, symulakrowane przez kulturę masową): dlaczego jesteśmy tacy, a nie inni (jakże niezmienni w swoim "niezrozumieniu się"), co (kto?) kieruje naszym losem, dlaczego cierpimy i kto jest odpowiedzialny za nasze cierpienie (teodycea), co czeka nas po śmierci? Pole kontekstualnych asocjacji jest tu dość rozległe, a przez to niezwykle zajmujące. Warto w tym miejscu przywołać choćby fragmenty z końcowego monologu ojca (tym bardziej uznaję to za uzasadnione, że słuchowisko w odbiorze istnieje momentalnie - słuchamy je w czasie emisji, nie mamy możliwości, tak jak w przypadku książki, ponownie odwrócić stronę, zatrzymać się na jakimś zdaniu, zastanowić... i kontynuować lekturę):

Czy my żyjemy naprawdę? I co to znaczy żyć? Wiem, że Ty masz na ten temat bardzo konkretne odpowiedzi, ale porozmawiajmy o tym, proszę, jeszcze raz. [...] Widzisz, zostałem kapelmistrzem orkiestry strażackiej, bycie panem od wuefu brzydziło mnie, przeżyłem wypadek z Basią, napisałem utwór muzyczny. Wszystko wydaje mi się teraz banalne, a jakoś nie mogę tego pojąć, jak to możliwe, że to przecież się wydarzyło, że to się działo przez szmat czasu... [...]

I wpadłem na to, pewnie dla Ciebie to nic odkrywczego, że to Ty zasiałeś we mnie tę myśl, że to Ty wskazałeś mi rozwiązanie. Mam to... przepraszam, powiem Ci od razu: to jest bełkot. Jeżeli Ty jesteś Bogiem, to może powinieneś to usłyszeć od kogoś, kogo do siebie przyjąłeś: ziemski slogan, że Bóg jest miłością, to brednie. Ziemski slogan: przez cierpienie zbliżamy się do nieba, cierpienie uszlachetnia itd., to jest bełkot, to są bzdury. Szkoda, że nie miałeś tyle odwagi, żeby trochę pożyć i zafundować sobie to, co mnie zafundowałeś. I proszę nie zamęczać mnie teraz teologią i rozbieraniem wszystkiego na części pierwsze. Po ludzku, normalnie, odpowiedz sobie na pytanie: w imię czego cały ten szajs na mnie wylewałeś? Żebym po śmierci był obok Ciebie, szczęśliwy? Otrzymał nagrodę w niebie? Bełkot, bełkot i bzdury. [...]

Nic nie wiesz o człowieku i o jego życiu. Człowiek chce być szczęśliwy tam, na dole, na ziemi, z rodziną, ze sobą. Nie tu - tam, kiedy może ich wszystkich czuć. Wybacz to, ale wszystko, co stworzyłeś, po prostu, jest bublem, sam jesteś bublem! Nie chcę być na obraz i podobieństwo Twoje. Z roboty odszedłem sam, a nie, że mnie przez alkohol wywalili. To mnie nagrodziłeś chorobą, kiedy miałem wszystko już zaplanowane. [...]

Bardzo nieczysta gra, bardzo nieczysta. Słuchaj mnie, jeżeli to Ty jesteś Panem życia i śmierci, jeżeli jest tak, że wszystko to, co dzieje się z nami tam, na dole, jest Twoim kaprysem, to musisz wiedzieć, że jesteś bezdusznym, bezczelnym i głupim... Bóg jeden wie czym. Że jesteś po prostu żaden. Bawisz się cierpieniem. Wytrzymałem piętnaście lat i co? I czuję się świetnie. Cieszę się, że tu jestem, nie żałuję niczego, nie proszę o rozgrzeszenie. Chciałbym, żebyście zagrali moją symfonię, symfonię mojego tryumfu. [...]

Jak nie zagracie, nie upadnę. Spokojnie, spokojnie, wiele przeżyłem. A... i jeszcze jedno, nie wiem, jak to zrobisz, ale chciałbym ich znowu przytulić, wszystkich, dotknąć i poczuć. Albo mnie odeślij z powrotem. Nic do Ciebie nie mam. Może nawet z Tobą jakoś sympatyzuję, ale nie będę już rąk wznosił i błagał o cokolwiek, bo mam to... bo się już nie boję.

Przytoczone powyżej fragmenty z wypowiedzi ojca kierowanej do Boga (Bóg oczywiście milczy, jego foniczną obecność sygnalizuje w słuchowisku akustyczny element skonwencjonalizowany - muzyka wykonywana na fortepianie, brzmiąca, w różnym natężeniu, przez cały czas trwania monologu ojca; stanowiąca tło akustyczne dla tegoż monologu) prezentowane są tu w formie pisanej (rekonstruowanej). W radiowej realizacji głosowej Mariana Dziędziela zyskują pełnię ekspresji oddającej prawdziwie ludzki, dramatyczny wymiar fundamentalnego sporu człowieka z Bogiem. Sporu, w którym trudno mówić o czyimkolwiek zwycięstwie (choć Bóg spełnia życzenia ojca), ale trudno też oprzeć się wrażeniu, że człowiek zachowuje tu swoją godność, a wobec siły jego uczuć i stanowczości w artykułowaniu siebie samego Bóg nie może już pozostać w hieratycznej pozie wyniosłości i doskonałości, pozie nadanej mu przez dawnych mistrzów: w niebie nic nie jest już tak, jak bohater sobie wyobrażał: "Przepraszam za skrępowanie, ale... nigdy nie widziałem Pana Boga. Trochę inaczej sobie Pana wyobrażałem, w ogóle wszystko jest tu inaczej". Artykulacja nieba, i Boga, to artykulacja kultury, wyraz świadomości, czy też autoświadomości człowieka, który każdorazowo, indywidualnie musi podjąć trud definiowania i kreowania, także swojego metafizycznego świata.

Słuchowisko ma strukturę dialogową o konstrukcji otwartej. Oparte jest na akcji zdarzeń zewnętrznych (wybrane zdarzenia z życia bohaterów, znaczące dla ich biografohistorii - np. śmierć matki, odejście syna z domu, spotkanie z Weroniką, spotkanie z ojcem tuż przed wypadkiem syna) i wewnętrznych (artykulacja stanów wewnętrznych bohaterów w określonych sytuacjach, przypominane stany emocjonalne towarzyszące zdarzeniom z przeszłości, np. z wczesnego dzieciństwa syna, sceny ze szkoły). Przy czym zdarzenia te pozbawione są linearnej ciągłości, chronologicznego i teleologicznego następstwa. Akcja toczy się w różnych planach czasoprzestrzennych (tych o motywacji realistycznej - sceny z ziemskiego życia bohaterów, i tych o motywacji fantastycznej, metafizycznej - sceny spotkania ojca z synem w niebie, tu rzecz interesująca: foniczny kształt niebiańskiej przestrzeni nie odbiega od tego, którym określana jest przestrzeń ziemska), obejmuje wiele lat i wiele miejsc, przeplata rzeczywistość teraźniejszą z przeszłością, przestrzeń realną z fantastyczną, subiektywną i emocjonalną. Wszystko to sprawia, że słuchowisko, odznaczające się fragmentaryzacją scen, licznymi retrospekcjami i introspekcjami, oparte na dialogu (z kilkoma bardziej rozbudowanymi partiami monologowymi), nie tylko nie traci na dramaturgii, lecz także zyskuje, wykorzystując dynamikę napięć pomiędzy poszczególnymi scenami, różnymi pod względem rytmu, statusu motywacyjnego, przyległości czasoprzestrzennej, wreszcie charakteru akustycznego. Taki układ strukturalny słuchowiska sprawia, że trzyma ono odbiorcę w napięciu do samego końca. Słuchacz, początkowo zaintrygowany światem przedstawionym, coraz uważniej śledzi kolejne epizody, zaczyna rekonstruować losy bohaterów. Nieoczekiwane zwroty akcji, wprowadzanie zaskakujących zdarzeń i postaci - pozornie mącących dotychczasowy układ - jeszcze bardziej wzmaga zainteresowanie, a w finale odsłania maestrię całego artystycznego przedsięwzięcia.

Akuzyjny świat przedstawiony obejmuje całą paletę akustycznych środków artystycznego wyrazu. Na pierwszym miejscu wymienić należy głos ludzki niosący tworzywo werbalne - wyraziste portrety foniczne postaci, waloryzowane emocjonalnie całą skalą możliwości, od ściszonego głosu po' krzyk, z wykorzystaniem różnego tempa mowy,

modyfikacji artykulacyjnych, dźwięku fonogestycznego, elementów paralingwistycznych, multiplikacji. Sylwetki foniczne bohaterów wspomagane są otoczeniem dźwiękowym, budującym zarazem scenerię planów przedstawieniowych: rekwizyt akustyczny (świetny, kilkakrotnie wykorzystany dźwięk przekręcanego klucza w zamku, otwierania zamka - różnie kontekstualizowany), odgłosy uruchamianych przedmiotów, odgłosy ze świata przyrody - to elementy nieusystematyzowane tworzywa fonicznego, dobrane oszczędnie, ale celnie, tak, aby natychmiastowo orientować słuchacza w przedstawianej przestrzeni, a jednocześnie nie przysłonić słowa, jako że to ono pełni pierwszorzędną rolę w słuchowiskach o strukturze dialogowej. Ważną rolę pełni w słuchowisku muzyka - od funkcji delimitacyjnej począwszy (oddzielenie poszczególnych cząstek kompozycyjnych), poprzez tło dźwiękowe dla wypowiedzi postaci, wzmacnianie ich aspektu semantycznego (rozszerzanie znaczeń, ich modyfikowanie), wspieranie linii dramaturgicznej (także jej dynamizowanie), aż po walor estetyczny - śpiewa i gra na fortepianie Stanisław Sojka.

Całość prezentuje się atrakcyjnie - i jako foniczny radiowy artefakt (nie bez przyczyny festiwalowi jurorzy wskazywali na "myślenie radiowe" Krzysztofa Czeczota), i jako utwór podejmujący ważną problematykę. Skłania do refleksji, zatrzymania się w powszednim biegu spraw codziennych i spojrzenia na siebie, swoje większe i mniejsze dokonania, przyjęte cele, innych ludzi wokół, także tych najbliższych - z dystansu, z pewnego stopnia emocjonalnego przybliżenia: czy aby naprawdę przyjęliśmy właściwą hierarchię wartości? W tym życiu. Wszak to drugie niekoniecznie na pewno będzie nam dane.

**

"Jeszcze się spotkamy młodsi" - autor scenariusza oryginalnego i reżyseria: Krzysztof Czeczot; realizacja akustyczna: Marcin Bors; muzyka: Stanisław Sojka; w rolach głównych występują: Marian Dziędziel i Robert Więckiewicz; w słuchowisku udział biorą: Bronek Biziuk, Karolina Bratz-Brzezińska, Wojciech Brzeziński, Grzegorz Falkowski, Maja Hirsch, Adam Kuzycz-Berezowski, Janusz Łagodziński, Maciej Łagodziński, Maria Maj, Janusz Molenda, Mateusz Molenda, Bogna Sayna, Ewa Sobiech, Małgorzata Socha; premiera: 25 kwietnia 2009, czas trwania: 43c34"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji