Artykuły

"CZARUJĄCA SZEWCOWA" CZYLI O PARADOKSACH NASZEGO TEATRU

Gdy przedziwny Szewc Lorki wraca w drugim akcie "Czarującej szewcowej" do swego dawnego domu w przebraniu wędrownego kuglarza, powiada, że potrafi "ukazać życie w skrótach". Przypomniało mi się to zdanie, kiedy zabierałem się do napisania tych uwag na marginesie świeżego przedstawienia Szewcowej w Teatrze Narodowym. Pod pióro cisnęły się różne tytuły i rozmaite sformułowania, a każde miało "ukazać w skrócie" problem... Wybrałem "paradoksy", gdyż ten termin wydał mi się najpojemniejszy.

"Czarująca szewcowa" w Teatrze Narodowym jest dziwnym przedstawieniem. Oczywiście dziwnym nie w tym sensie, co dziwność frapującego utworu hiszpańskiego poety. Tej bowiem dziwności spektakl warszawski raczej nie oddaje. To przedstawienie ma niesłychanie czułą i wrażliwą aktorkę, kreującą w sposób niemal doskonały tytułową rolę - i równocześnie nie ma w nim teatru Lorki. A tekst jest znakomity - jest cały teatrem, jak żadna inna sztuka tego pisarza. Jego poezja jest tutaj teatrem i polega na wyrafinowanej teatralności; co więcej, tylko we właściwej mu "teatralizacji" można odnaleźć jego metaforę i filozofię. Wszystko to zatem trzeba z tego tekstu odczytać - nie, nie jest to słowo najwłaściwsze - wszystko to trzeba na scenie stworzyć.

W Teatrze Narodowym ów subtelny i nieuchwytny jak motyl - za którym gonią Szewcowa i Chłopczyk - teatr Lorki, tworzy Danuta Szaflarska. Szaflarska zawarła go i zamknęła w całości w swojej sztuce aktorskiej i jest to nie tylko piękne, może najpiękniejsze osiągnięcie tej coraz świetniejszej aktorki. Jest to także nie tak częste w dzisiejszym polskim teatrze zwycięstwo twórcze sztuki aktorskiej i ciekawy ewenement artystyczny przedstawienia. Ewenement i paradoks polega na tym, że nosicielką treści teatralnej i pozateatralnej widowiska jest określona konstrukcja aktorska - przy zupełnym niemal braku "nośnej" treściowo i artystycznie kompozycji i konstrukcji inscenizacyjnej. Czemu upatruję w tym paradoks? Dlatego, że w najciekawszych nawet próbach twórczych naszego teatru ostatniej doby bywa na ogół odwrotnie.

Ale ów niecodzienny i pouczający przykład pokazuje jeszcze coś więcej. Wśród skłóconych i mętnych myśli, czy tylko para-myśli, namiastek poglądów, wypowiadanych o współczesnym teatrze, spotyka się często (wypowiadane z określonymi albo nieokreślonymi intencjami) twierdzenie, o wyłącznym i wszechogarniającym znaczeniu aktorstwa w sztuce teatralnej. Przykład "Czarującej szewcowej" ze swoim rzadkim i z pewnością frapującym zjawiskiem aktorskim, jakże dobitnie domaga się jednocześnie inscenizacji, jak mocno wskazuje na jej potrzebę, na jej niezbędność! Ukazując siłę, znaczenie i możliwości twórcze kreacji aktorskiej zakreśla równocześnie granicę jej udziału w totalnym efekcie przedstawienia. Jednego bowiem nie da się zaprzeczyć - że teatr współczesny jest jednak w jakiejś mierze zjawiskiem integralnym, choćby tylko w sensie wyrażania utworu dramatycznego. Szaflarska wyraża i tworzy teatr Lorki w "Szewcowej", nie może jednak, nawet w tej tak bardzo naczelnej i prowadzącej roli, zastąpić wszystkich składników tego teatru. Ta komedia pozornie tylko "stoi" jedną rolą, tak jak pozorna jest jej naiwność, nieskomplikowanie i łatwość. Pełnia wyrazu i sensu postaci Szewcowej to bardzo dużo, ale bohaterka Lorki samotna w przedstawieniu nie znaczy jeszcze wiele, nie znaczy tak i nie znaczy tyle, ile może znaczyć jako składnik inscenizacji. Bez stworzenia na scenie całego teatru, jaki podsuwa ten tekst, nie ma właściwie "Czarującej szewcowej".

A teatr ten - inscenizację - trzeba tu i można współtworzyć razem z autorem, w pełnej z nim harmonii i w harmonijnym zestroju wszystkich czynników. "Czarująca szewcowa" jest bowiem, jak się to już sygnalizowało, tekstem szczególnym. Jest jedną z jakże nielicznych współcześnie, pełnych i udanych prób dramatycznych, otwierających tak szeroko drogę teatrowi, zmuszających go do współtwórczego wysiłku. I znowu zbliżamy się do paradoksu naszych scen. Niektóre z nich przecież wkładają nieraz tyle wysiłku artystycznego i inwencji, pracując nad opornymi teatralnie i niepodatnymi tekstami, usiłując robić na ich podstawie integralne widowiska. Równocześnie zaś nie zawsze i nie wszystkie potrafią wyzyskać możliwości, a nawet więcej - dopełnić rzeczy niezbędnej, otrzymując taki utwór, jak "Czarująca szewcowa". Jego autor był poetą teatru i określenie to w zastosowaniu do Lorki, a zwłaszcza Lorki-twórcy "Szewcowej", z pewnością nie jest tylko banalnym epitetem.

Przypomnijmy sobie prolog "Czarującej szewcowej", w którym autor mówi kilka ważnych słów do publiczności, prosząc ją o skupienie i określając teatr - mury w których gości poezja - miejscem gdzie nikt się nie dziwi, że czasami drzewo przemieni się nagle w chmurę dymu. Ów autor jest równocześnie inscenizatorem, powstrzymującym niecierpliwiącą się za sceną bohaterkę a potem dającym sygnał zaczęcia akcji, każąc jej wejść od strony ulicy. Jest również prestidigitatorem, którego cylinder rozbłyskuje nagle zielonkawym światłem, by po chwili trysnąć strumieniem wody. Światełko błyskające na cylindrze daje jakby sygnał: rozpoczyna się cudowna gra realności i fantazji autora, rozpoczyna się teatr, w którym drzewo zamienia się w chmurę, a wszystko ma na celu "ukazać życie w skrótach". Pięknie pisze o tym w swej "Gawędzie hiszpańskiej" dyr. Wilam Horzyca w programie przedstawienia. (On to zresztą właśnie wprowadził "Szewcową" na polskie sceny w teatrze poznańskim w 1950 r.).

Tego teatru, bogatego, urozmaiconego, pełnego fantazji, a jednocześnie lapidarnego i skonstruowanego z określoną dyscypliną, nie ma jednak w spektaklu w reżyserii Maryny Broniewskiej. "Szewcowa" tylko w odpowiedniej teatralizacji otrzyma swój trzeci wymiar, najważniejszy, stanowiący istotę i cel utworu. W dwóch wymiarach, w wymiarach dosłowności pozostanie błahą, rodzajowo-obyczajową komedyjką, nieledwie skeczem. Tam każdy element trzeba teatralnie rozwinąć i podbudować niemal jak w commedia dell' arte. Podbudować fantazją i uzupełnić wyobraźnią, przenieść w inną rzeczywistość - w rzeczywistość poezji i teatru. Plastyka sceniczna nie odegrałaby pewnie przy tym ostatniej roli. Zwolennicy staroświeckiego, płaskiego i dosłownego banału w teatrze powiedzieliby - "udziwnić". A tak, właśnie udziwnić, tak jak dziwny jest świat Lorki w "Szewcowej".

Popatrzcie co robi się bez tego "udziwnienia" z drugiego aktu "Czarującej szewcowej" w Teatrze Narodowym w Warszawie. Naiwnie nieprawdopodobna bajeczka i dziecinna przebieranka! A tymczasem jakież możliwości nasuwa scena powrotu Szewca i jego występ w masce wędrownego bajarza-kuglarza. W ogóle zaś co robi się z Szewca pokazanego i zagranego w konwencji rodzajowej dosłowności? I dlatego podziwiam Szaflarską, bo jakże łatwo było jej zagrać na tym tle i w tej obudowie reżyserskiej, tylko dosłownie i rodzajowo, tylko "pełną temperamentu" hiszpańską dziewczynę. Jaki subtelny podtekst psychologiczny dała Szaflarska swojej Szewcowej, ile ciepłego, tkliwego, a może i nieco melancholijnego liryzmu dodała do wybuchów gniewu bohaterki. A co najważniejsze może, potrafiła uzmysłowić nam wyobraźnię Szewcowej. Pokazała bohaterkę Lorki w sposób odpowiadający stosunkowi do niej Autora, wyrażonemu w prologu: "Twór wyobraźni autora, odziany w sukienkę szewcowej, ma w sobie wiele poezji i czaru, zaczerpniętego z ludowej klechdy i fantastycznego romansu. Nie dziwcie się przeto, że kobieta ta wybucha czasami jak wulkan i skłonna jest do gwałtownych czynów. Przecież ona walczy bezustannie. Walczy z rzeczywistością, która ją otacza i walczy również z wyobraźnią, jeśli ta staje się rzeczywistością". Ciekawe zresztą, że nie tylko jedna Szaflarska okazała się w tym przedstawieniu wrażliwsza na teatr Lorki, niż reżyser. Był nim także na przykład Kazimierz Wichniarz, grający niewielką rolę Alkada, wyczuwając delikatnie charakter tekstu, styl postaci i jej funkcję wobec Szewca i Szewcowej.

Ta komedia znaczy więcej, niż mówi jej dosłownie wzięta, króciutka i prosta fabuła. Dlatego ma sens metaforyczny. Para bohaterów walczy z rzeczywistością, która ich otacza i walczy ze sobą. A jednocześnie wybiera siebie, choć wszystko się temu wyborowi sprzeciwia. Ich związek jest zwycięstwem owego wyboru, wyboru całkowicie wolnego. Jest to więc także sztuka o wolności i konsekwencjach wyboru i tu zaczyna się jej perspektywa filozoficzna.

Napisałem tu na początku mały traktat o potrzebie inscenizacji. Chciałbym jeszcze do tego dodać rzecz w mym przekonaniu ważną. Twierdzenie, że forma teatralna może mieć określoną "nośność" treściową, a więc znaczenie nie tylko "czysto" artystyczne. Przykład z "Czarującą szewcową" uważam za dobitny. Przykład ten zdaje się jeszcze potwierdzać głośna swego czasu inscenizacja tej sztuki przygotowana przez Tadeusza Kantora w Teatrze Śląskim w Katowicach w r. 1954. Zbyt prędko niestety zapomina się u nas o pewnych zjawiskach teatralnych, przechodzi nad nimi do porządku nawet nie stara się ich poznać i zgłębić. Nie posługiwałem się tym przykładem w sposób konkretniejszy, bo nie miałem niestety okazji tego przedstawienia obejrzeć. Użyłem go jednak trochę, jeśli można to tak określić, w "podtekście" tych uwag, co chciałbym na zakończenie otwarcie powiedzieć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji