Artykuły

A teatr zbuduj sobie sam

Nowohucka Łaźnia Nowa obchodzi właśnie pięciolecie. To już nie tylko teatr, to całe centrum kulturalne aktywizujące artystów i mieszkańców - pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Niby znam to miejsce jak mało które w Nowej Hucie. Trafiam z zamkniętymi oczami, a jednak znowu nie poznałem Łaźni Nowej. Z ulicy Struga trzeba skręcić w prawo w osiedlową uliczkę, dojechać pod samo liceum elektromechaniczne, czy jakieś takie z prądem w nazwie, potem ciut w lewo i już. Pomiędzy blokami i garażami wyrasta dziwny obiekt połączony jednym skrzydłem ze szkołą. Wielkie przeszklone drzwi, fikuśne nowoczesne aplikacje na iluminowanej nocą elewacji. Z tyłu korpus masywnej i jasnej hali. Wszystko odpicowane, piękne, czyste. Łaźnia Nowa wygląda dziś, jakby była od razu zbudowana dla teatru. A przecież jej obecny kształt został mozolnie wyłuskany - z hali starych szkolnych warsztatów.

Pozytywista

Stworzył ją Bartek Szydłowski, reżyser teatralny, rocznik 1968, wraz z żoną, scenografką Małgorzatą Szydłowską. Dziwne, ale nigdy nie miał w Krakowie opinii teatralnego wariata, któremu zamarzyło się stworzenie nowego teatru z niczego. Zawsze był inny. Zakręcony pozytywista i społecznik wierzący w sens teatralnej pracy organicznej. Nie podobały mu się krakowskie teatry, więc stworzył swój własny. Kiedy gdzieś pod koniec lat 90. krystalizowała się idea Łaźni, Szydłowski wpisał się w nowe myślenie o teatrze jako o domu kultury skupionym na wielostronnych projektach, a nie konwencjonalnym repertuarze.

Pierwsza Łaźnia była na krakowskim Kazimierzu, na ulicy Paulińskiej. Wspomina Szydłowska: - Szukałam miejsca na pracownię. Gdy już znalazłam, pracownia szybko zmieniła się w mieszkanie, a wtedy teatr sam się wprosił.

Okazało się, że w piwnicy była kiedyś żydowska mykwa, a podczas wojny montownia granatów. Od 1996 roku Szydłowscy zaczęli adaptować mykwę na scenę offową. Młodzi krakowscy aktorzy pomagali robić wylewki, otwarto mały pub, koledzy z roku Szydłowskiego potraktowali tę scenę jak własną. Łaźnia promowała nie tyle nową estetykę, ile po prostu nowe twarze w teatrze i dramatopisarstwie. Podobały się "dyrektorskie" premiery "Pana Pawła" Dorsta i "Zabawy" Mrożka (obie w 2000 roku), sukcesem był "Tatuaż" według Dei Loher (2002). "Wścieklizną show" i "Pokoleniem porno" według Jurka (2004) Szydłowski załapał się na nową pokoleniową falę. Zaprzyjaźnił się z Mrożkiem i zorganizował mu w 2000 roku obchody 70-lecia urodzin.

Cały czas narastał jednak konflikt z gminą żydowską, do której należał lokal. Chciała zmienić pierwotne warunki najmu, wolała mieć tam biznes, nie teatr... W tej atmosferze Szydłowscy woleli się wycofać.

Huta, moja miłość

Wtedy odezwało się Porozumienie Dzielnic Nowohuckich. Nie chce was Kazimierz, to może u nas? Akurat był okres przedwyborczego zainteresowania lokalnych polityków podupadłą dzielnicą, zapleczem mieszkalnym dla wielkich fabryk i kombinatów. Demony PRL zostały z Huty przepędzone, teraz trzeba było dać ludziom przyszłość.

Szydłowscy szukali miejsca, "gdzie pomieści się więcej teatru". Małgorzata: Myśleliśmy o starym kinie, o garażach. Wiedzieliśmy, że musi to być miejsce, które nie jest gotowe, ale ma już swoją historię.

Szydłowski nie chciał schodzić do kolejnej piwnicy. W końcu trafili na wielką halę po dawnych szkolnych warsztatach na osiedlu Szkolnym 25. Bartosz: - Trzy lata przed naszym przyjściem zamknięto ją, bo podupadł kombinat, w Nowej Hucie przestano "produkować" robotników w takiej liczbie jak za PRL. Miasto nie mogło znaleźć inwestora, koszty utrzymania budynku były wysokie. Część pomieszczeń wynajmował stolarz, świadczono prywatne usługi elektryczne, ktoś hodował szynszyle i puszczał im muzykę poważną. Szydłowski stworzył autorski projekt rewitalizacji budynku. Jakimś cudem - może dlatego, że politycy Raś, Majchrowski i inni chcieli się wykazać przed wyborami - Szydłowskiego wsparł samorząd, który powołał w Nowej Hucie nową miejską scenę. Budżet wynosił 800 tysięcy złotych. Podobno miał starczyć na parę etatów i utrzymanie obiektu. O premierach nikt nawet się nie zająknął.

Wieczorki zapoznawcze

Szydłowska: - Od razu wiedziałam, że jest to przestrzeń stworzona dla teatru. Miała przejrzysty układ: wielka sala podzielona ścianami na cztery mniejsze sale, otoczona pomieszczeniami będącymi naturalnym zapleczem scenicznym. Już w pierwszym miesiącu przygotowałam plan - tu będą garderoby, tu administracja, tam sala prób.

Łaźnię Nową zainaugurowała trzecia edycja przeniesionego z Kazimierza autorskiego festiwalu Szydłowskiego Genius Loci. Łaźnia miała jednak większe ambicje - chciała opowiadać o problemach lokalnej społeczności. Szydłowski poprosił mieszkańców Huty, żeby przynieśli przedmioty, z którymi wiążą się jakieś historie. Grupa autorów napisała o nich minidramaty zebrane potem w spektakl "Mieszkam tu". To był początek całkiem nowego repertuaru. Także do swojego "Edypa" zaprosił Szydłowski nowohucian i stworzył z nich frapujący chór wykluczonych, ludzi uwięzionych w przeszłości post-peerelowskiego świata. I poszło. Przez minione pięć lat prawie każdy łaźniany spektakl miał nowohuckie kotwice. "Cukier w normie" Piotra Waligórskiego według prozy Sławomira Shutego portretował świat wielkich blokowisk i ich beznadzieję. "Kochałam Bogdana W." Pawła Kamzy opowiadał o śmierci młodego robotnika zastrzelonego przez ubeka w stanie wojennym na nowohuckiej ulicy. W "Supernovej" Marcina Wierzchowskiego przenosiliśmy się do podwodnej Nowej Huty w trzecim tysiącleciu po Chrystusie. W "Moralności pani Dulskiej" Szydłowski przeciwstawiał obumarły, zdewociały i snobistyczny Kraków energetycznej i młodej Nowej Hucie. To do tego przedstawienia Maciej Maleńczuk napisał piosenkę ze słynną frazą: "Krakowiacy, krakowianki wpierdalają zapiekanki". Mit miejsca potężniał. Mieszkańcy Nowej Huty zaakceptowali nowy teatr.

Teatr nasz widzę ogromny

Najpierw chodziło się do Łaźni ze względu na postindustrialny sznyt. - Naszą sceną zachwycali się wszyscy - od Martina Wuttkego po Krystiana Lupę. My też zachłysnęliśmy się metaforami, jakie można było wygenerować z tych pomieszczeń. Po jakimś czasie zrozumieliśmy, że efekt wyczerpuje się po kilku projektach. Spektakli nie dało się przenosić na inne sceny, musieliśmy je przereżyserować na potrzeby festiwalowych wyjazdów. Teatr nie spełniał też formalnych wymogów bezpieczeństwa. Na każdy spektakl trzeba było załatwiać osobne zezwolenie. Tak nie da się funkcjonować na dalszą metę - mówi Szydłowski. Zapadła decyzja o generalnej przebudowie.

Długo walczyli ze złą akustyką. Zdecydowali się na wyburzenie ścian działowych. Po ich usunięciu powstała największa sala teatralna Krakowa o wymiarach 45 na 18,5 metra, na 700 miejsc. Szydłowska: - Bardzo się starałam, żeby wiele detali pozostało: tablice ogłoszeniowe, urządzenia elektryczne, spękane lastriko w korytarzach, mnóstwo bezużytecznych już urządzeń stacji traf o.

Lifting Łaźni przeprowadzono wyłącznie z funduszy miejskich i ministerialnych. Nie użyto ani centa z europejskich dotacji.

Im więcej Szydłowski biegał i załatwiał jako dyrektor, tym rzadziej miał czas na pracę nad kolejnymi premierami. Przepadły "Wyzwolenie" i "Rzeźnia", część tematów oddał innym reżyserom. Musiał czasowo zawiesić prace nad "Poematem dla dorosłych" Ważyka z muzyką lokalnej gwiazdy hiphopowej WU-HAE. Chciał prowadzić lokalne radio, założyć portal internetowy, przez jakiś czas wydawał łaźniany miesięcznik "Lodołamacz" (15 tysięcy nakładu!). Odpowiedzią na znikające z pejzażu Krakowa DKF-y miało być Kinostudio Kombinat. Gazeta padła po trzech latach, kino również okazało się efemerydą.

Nie miał szans na zbudowanie stałego zespołu aktorskiego, ale młodzi reżyserzy - Kamza, Passini, Wierzchowski, Waligórski - niemieszczący się w formule teatrów repertuarowych znaleźli tu swoje miejsce. Łaźnia gra średnio 15 razy w miesiącu, jeden tytuł gromadzi publiczność na 30 pokazów. Cały czas próbują badać swego widza, aktywizować go, przyciągać do współtworzenia. - Wolę nie mieć flagowego spektaklu, za to dobre przełożenie na lokalnego widza. On nas nie zdradzi - twierdzi Szydłowski.

Teraz znowu wracają do Mrożka - co miesiąc nowa premiera zainspirowana jego krótkim opowiadaniem. Będą szukać w małych prozach klucza do odczytania na nowo Mrożkowych dramatów. Szykuje się trzecia edycja festiwalu Boska Komedia. Czy to koniec przekształceń Łaźni? Parę rzeczy jest jeszcze do zrobienia wokół teatru. Obserwując Szydłowskich, czuję, że już coś kombinują. W ich myśleniu to nie miasto zjada teatr, to teatr rozrasta się na całe miasto.

Epilog

Na starej szkolnej tabliczce BHP, którą Szydłowscy zostawili na ścianie przy jednej z garderób, PRL-owski aktywista zalecał: "Zachowaj czystość". Któryś z hiphopowych muzyków podczas pierwszego koncertu w nowej przestrzeni dopisał: "...myślenia". I to hasło przez parę dobrych lat było mottem Łaźni Nowej. Kiedy dziś pokazują mi ten kawał blachy przypominający, że w Łaźni ma wrzeć od pomysłów, uświadamiam sobie, że niektóre teatry w Polsce są w specyficzny sposób podpisane. W poznańskim Polskim zbudowanym za pieniądze z patriotycznej kwesty dumnie kłuje w oczy wykuty za pruskiego zaborcy bezczelny napis "Naród - Sobie". W warszawskiej Polonii fotele mają tabliczki z nazwiskami dobroczyńców, którzy je sponsorowali: "Jan Kowalski z Rodziną", "Nowak INC Sp. z 0.0". Kto wie, czy za jakiś czas na nowohuckiej Łaźni nie zawiśnie brązowa tabliczka: "Artyści -społeczeństwu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji