Proces, listy i historia - na scenie
PISALIŚMY już nieraz (ostatnio przy okazji lubelskiego spektaklu "Nigdy więcej", opartego na stenogramie procesu zbrodniarzy z Majdanka) o tzw. teatrze faktu, coraz częściej trafiającym na sceny. Wydaje się, że Erwin Axer, inscenizując w Teatrze Współczesnym głośne już na świecie "Dochodzenie" niemieckiego dramaturga Peter Weissa, poszedł w tym kierunku możliwie najdalej. Na pustej, ciemnej scenie z ustawionymi rzędami ponumerowanych krzeseł (co dawało wrażenie odkrytej maszyny do pisania) zasiedli aktorzy - w sumie 29, w tym tylko 2 kobiety - wszyscy twarzą do widowni. W pierwszym rzędzie świadkowie, po bokach obrońca i oskarżyciel, na planie dalszym - oskarżeni.
Rzecz jest bowiem o procesie oświęcimskim. 14 grudnia 1964 r. autor sztuki zwiedził teren obozu zagłady w Oświęcimiu, obserwując następnie przebieg procesu, toczącego się właśnie we Frankfurcie. Na początku czerwca 1965 r. "Dochodzenie" było zakończone. Napisał je białym wierszem, poszczególne partie nazywając "pieśniami". Tłumacz polski, Andrzej Wirth, przełożył "Dochodzenie" prozą, odpowiednio zmieniając terminologię. A więc: "Rzecz o rampie", "Rzecz o fenolu", "Rzecz o wielkich piecach" itp., w miejsce autorskich "Pieśni" na te tematy.
Sztuka napisana jest przez Niemca i dla niemieckiej widowni. Prapremiera jej w reżyserii zmarłego wielkiego postępowego reżysera Erwina Piscatora odbyła się w Teatrze Freie Volksbuehne w Berlinie zachodnim w dniu ogłoszenia wyroków w procesie frankfurcki - 19 sierpnia 1965 r. "Dochodzenie" wystawiono następnie w wielu miastach niemieckich, sięgnęły po tę sztukę również pierwsze sceny za granicą. Nie muszę chyba zaznaczać, że mimo wszystko inaczej brzmi ono dla zachodniej widowni, inaczej dla nas. U nas, gdzie niejeden z aktorów, przedstawiający hitlerowskiego oprawcę, sam przeżył Oświęcim, u nas, gdzie na widowni codziennie zasidają prześladowani ongi w i obozach lub rodziny pomordowanych.
To, co doświadczamy w Teatrze Współczesnym, trudno więc zaliczyć do przeżyć teatralnych. Zwłaszcza że reżyser, Erwin Axer, świadomie podkreśli to inscenizacją ograniczającą aktorów, do mniej czy bardziej sugestywnego przekazywania tekstu. A więc wstrząsająca, rozłożona na głosy relacja o Oświęcimiu, o ludziach, którzy się na to piekło złożyli. Tu miałabym jednak zastrzeżenia co do zacierania granicy między świadkami a oskarżonymi. W procesie bowiem, toczącym się na scenie "Współczesnego", oskarżani są niemal wszyscy. Nawet więźniowie, którym udało się przeżyć. Rozumiem intencje reżysera, stawiającego pytanie, dokąd mogą sięgać granice wypełniania obowiązków (także przez więźniów "funkcyjnych"), wydaje się jednak, że pierwsza wyraźna granica powinna przebiegać między katami a ich ofiarami.
Przeżycie jest nad wyraz silne. Zwłaszcza, że na scenie mamy znakomitą stawkę aktorską z Januszem Warneckim na czele. Jako świadkowie wyróżniają się również Tadeusz Łomnicki i Henryk Borowski, w rolach oskarżohych Józef Kondrat, Saturnin Żurawski, Józef Nalberczak. Przewód sądowy spokojnie i czysto prowadzi Mieczysław Pawlikowski (Sędzia).