Artykuły

Patologie w obrazach

"Zmierzch bogów" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Jana Kochanowskiego w Opolu. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.

Spektakl rozpoczyna scena uroczystego obiadu z okazji urodzin nestora rodu niemieckich fabrykantów (właścicieli stalowni) Joachima von Essenbecka. Ujawniają się podziały w łonie rodziny: rozwój biznesu za cenę podporządkowania się nowej, brutalnej władzy państwowej czy trudna walka o niezależność? Ale widać także głębsze patologie, które Kleczewską interesują znacznie bardziej niż opisywane przez Viscontiego narodziny nazizmu: walka o władzę, z rodzinnymi mordami włącznie, podporządkowanie kobiet mężczyznom, co później znajdzie rozwinięcie w scenach poniżania, gwałtów i tortur, przede wszystkim jednak problem pedofilii. Dziedzic rodu Martin (Maciej Namysło), molestowany w dzieciństwie przez dziadka Joachima, przenosi "wirus" pedofilii dalej. Małe niewinne dziewczynki stają się jego obsesją, co reżyserka opowiada scenami z udziałem kilkunastu dziewczynek w białych strojach, krzykiem gwałconego dziecka i fragmentem spowiedzi Stawrogina z"Biesów"Dostojewskiego.

0 recenzjach Antoniego Słonimskiego mówiono, że autor sprzedawał spektakle za dobry dowcip. O Kleczewskiej można powiedzieć, że sprzedała "Zmierzch bogów"za piękne obrazy. Opolska realizacja scenariusza arcydzieła filmowego Viscontiego jest szeregiem mniej lub bardziej zrozumiałych, brutalnych aż do granicy autoparodii, celebrowanych i rozciąganych w nieskończoność scen. Jaki jest ich sens? Konstatacja, że za fasadą bogactwa i rodzinnej harmonii czai się zło - efekt ludzkiego narcyzmu, braku miłości i poczucia szczęścia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji