Artykuły

Wesele

Niemal wszystkie przedstawienia ADAMA HANUSZKIEWICZA jeszcze przed premierą budzą żywe emocje. I co zabawne: ulegają emocjom nie tylko ci, którzy lubią teatr Hanuszkiewicza i doceniają jego wartości, lecz także liczni adwersarze. Jak wiadomo, stołeczna publiczność teatralna dzieli się na dwa obozy - za i przeciw Hanuszkiewiczowi. Tertium (czyli obojętność) non datur.

Przed premierą "Wesela" atmosferę ekscytacji podbijało jeszcze i to, że z Narodowego przenikały plotki o tym, jak to Hanuszkiewicz zmaga się ze spektaklem zmieniając jego wewnętrzną architektonikę nieomal z próby na próbę. Jakby nagle utracił pewność ręki; tę pewność, którą niechętni tak bardzo mają mu za złe. Zresztą spektakl klarował się jeszcze jakiś czas i po premierze. Odnotowuję to, bowiem wydaje mi się tyle znamienne, co przeczące obiegowym sądom o łatwości, z jaką Hanuszkiewicz pracuje.

Po premierze przez kilka dni nie mówiło się o niczym innym tylko o "Weselu". Jakie ono jest? Zacznijmy od scenografii. ADAM KILIAN postawił na Narodowej Scenie bronowicki dworek gontem kryty, z gankiem wspartym przysadzistymi kolumnami, nieomal jak prawdziwy! Kulisy rozmalował pejzażami a la Stanisławski. Gdy gaśnie światło, frontowa ściana dworku podjeżdża do góry: "Cóz tam panie w polityce? Chińcyki trzymają się mocno?" Dysk obrotowy wynosi aktorów do "izby wybielonej siwo, prawie błękitnej", jak chciał Wyspiański. Trzeci akt dzieje się w ogrodzie wśród krzywych chochołów zatopionych w błękitnoszarej poświacie - jak na znanej akwareli - które w ostatnich scenach odsuwają się pod horyzont. Bardzo piękna jest ta scenografia. Inaczej niż się to zwykle dzieje, przedstawienie odwołuje się do tradycji swoją oprawą plastyczną.

Klucz do spektaklu Adama Hanuszkiewicza leży w sposobie rozumienia i teatralnego potraktowania zjaw drugiego aktu i postaci Racheli. O Racheli za chwilę. Tymczasem kilka słów o zjawach.

Przedstawienie "Wesela" zawsze znaczy tylko tyle, ile treści uda się reżyserowi zamknąć w scenach z "osobami dramatu". Znaczeniowa nośność "Wesela" w całości mieści się w tych scenach. Spór o naturę, rodowody, funkcje, jakie zjawy spełniają w dramacie, trwa od prapremiery, ponad siedemdziesiąt lat. Także w egzegezie symboliki "Wesela" niemal co, autor to inny sąd. W naszym 30-leciu teatry przyjmowały racjonalistyczno-psychologiczną genezę "osób dramatu". "Co się komu w duszy gra, co kto w swoich widzi snach". Zjawy były upostaciowaniem myśli, marzeń, obaw, złego sumienia kilkorga weselnych gości. Hanuszkiewicz już przed dwunastu laty w swoim pierwszym "Weselu" podważył tę interpretację każąc Chochołowi grać wszystkie zjawy, co uczyniło z niego coś w rodzaju projekcji duchowych rozterek nie pojedynczych osób, lecz zbiorowości. Bohaterów "Wesela". W ostatniej inscenizacji poszedł jeszcze krok dalej. Zjawy straciły wszelkie odniesienia jednostkowe i motywacje racjonalne, zostały przeniesione w zupełnie inną sferę. Hanuszkiewicz traktuje je jako elementy poetyckiej ekspresji dramatu. Nic, żadna psychologia czy zdrowy rozsądek, nie musi uzasadniać ich pojawienia się, prócz konieczności wynikających z logiki samego utworu. Podobne sugestie wysuwała Aniela Łempicka już w drugiej połowie lat pięćdziesiątych, ale dopiero Hanuszkiewicz spróbował nadać im sens sceniczny.

Zjawy w Narodowym widziane są nie tylko przez zainteresowanych, lecz i przez postronnych. Widmo ogląda prócz Marysi także i Wojtek, Panna Młoda widzi Hetmana i Upiora, scenie Poeta-Rycerz Czarny asystuje Dziennikarz. Nie są to, jak sądzą niektórzy, fantazje inscenizacyjne. Poza tym, że mają pełne pokrycie w tekście niosą one ze sobą określone znaczenia. "Osoby dramatu" z chwilą, kiedy przestały pełnić role wykładni psychologicznej nabrały całkowicie innego znaczenia. Stały się znakami z ogólnonarodowej mitologii. To już nie Gospodarzowi czy Poecie "w duszy gra", lecz nam wszystkim. Stańczyk i Wernyhora, Hetman. Upiór i Rycerz Czarny wyrośli z naszej wspólnej wyobraźni, z naszej wiedzy o nas samych i z naszej historii. Taka interpretacja zjaw tłumaczy lepiej niż jakakolwiek inna nie tylko wewnętrzne sprzeczności "Wesela", lecz i jego karierę. Grzymała-Siedlecki już przed pięćdziesięciu laty szukał odpowiedzi na pytanie: dlaczego ten dramat pełen inwektyw nigdy nie wywołał protestu? Pewno dlatego, że Wyspiański wypowiedział to tylko, co już tkwiło w podświadomości narodowej.

Taka koncepcja "osób dramatu" pozwoliła reżyserowi na rezygnację z ukrywania ich niejednolitego rodowodu, z czym zawsze były niemałe kłopoty. Hanuszkiewicz z pełną odwagą prezentuje ich stylistyczną różnorodność co, muszę przyznać, w pierwszej chwili sprawia wrażenie, że przedstawienie nie jest dopracowane. Widmo pochodzi rodem ze współczesnej ballady młodzieżowej (u Wyspiańskiego z ballad Mickiewicza). Stańczyk jest z obrazu Matejki, ale Wernyhora już nie - to usymbolizowana we wspaniałym karmazynie (tak jest w tekście!) cała wielkość naszej narodowej przeszłości Cały "Potop" i reszta Sienkiewicza. Hetman jest z "Dziadów" (to Wyspiański). Rycerz Czarny w ogóle się na scenie nie pojawia. Hanuszkiewicz-Poeta wadzi się sam z nadmiarem upoetycznień rodzimej historii. Tylko Upiór (Szela) nie trafił, mi do przekonania. Czy aby rzeczywiście z szacunku dla walk klasowych mam go widzieć jako wysztafirowanego kupczyka?

To godne uwagi przedstawienie. Jest w nim ironiczna, bardzo w duchu Wyspiańskiego, analiza narodowej symboliki. Nie tylko odwołanie się do niej, nie tylko wprawienie jej w ruch, lecz także i kompromitacja. Podkreślam: kompromitacja symboliki, nie tylko tego, czego jest wyrazem.

Sądzę, że rozumiem, dlaczego Hanuszkiewicz nie obsadził w roli Racheli jednej z młodych aktorek, jakich niemało w Narodowym. Rachel jest bezpośrednią inspiratorką zaproszenia zjaw; obca wśród weselnych gości - pochodzeniem, i środowiskiem - ostrzej niż ktokolwiek inny widzi i odczuwa uroki "chaty rozśpiewanej". O tę obcość, inność, odmienność od zblazowanego światka artystycznego reżyserowi chodziło. Ale nie tylko.

Rachelę gra MAGDA UMER, młoda piosenkarka, ogromnie sympatyczna i dziewczęca, która - podobno - wcale nie chce zostać zawodową aktorką. Jej Rachel to młoda dziewczyna, ciekawa świata, ciekawa, co też kryje się za strofami poezji tak hojnie szafowanej. A może chcąca sprawdzić siłę jej działania? Magda Umer nie ma techniki aktorskiej, nie ulega ciśnieniu tradycji interpretacyjnych, nie umie być na scenie ironiczna. Wśród zawodowej maestrii aktorów Narodowego jej świeżość ma oznaczać po prostu, że oto Młodość raz jeszcze puszcza w ruch mechanizm narodowej psychodramy. Chociaż finał przedstawienia daleki jest od optymizmu. Kiedy po scenie tańca w takt chochoł ego grania na mgnienie oka ukazuje się jakby żywy obraz przedstawiający może syntezę wszystkich naszych powstań i ginie w gęstych oparach mgły przychodzi na myśl Panna Młoda mówiąca: "W izbach swąd a w głowach dym".

W krótkim omówieniu spektaklu nie starczyło miejsca na zdanie sprawy z wszystkich uroków tego bujnego przedstawienia, w którym jest i ludowa barwność, i ten wewnętrzny rytm (miejscami jeszcze zakłócony), bez jakiego nie ma "Wesela" (muzyka ZBIGNIEWA KARNECKIEGO), i finezyjna ironia.

O aktorach już tylko słówko, chociaż to przecież dzięki nim jest to "Wesele" tym, czy jest. Znakomity Dziennikarz ZDZISŁAWA WARDEJNA. Poeta ADAMA HANUSZKIEWICZA, który fragmentami swojej roli obdarzył jeszcze dwóch młodych ludzi (STEFAN LEWICKI i KAROL STĘPKOWSKI) jak się wydaje z nadmiaru skromności i skłonności do przeceniania swego wieku; Czepiec - TADEUSZA JANCZARA, który pokonuje w tej roli swoje naturalne predyspozycje i daje postać pełną siły i wyrazu, ZOFIA KUCÓWNA w roli Gospodyni, ciepła, ludowa i poetyczna, Panna Młoda BOŻENY DYKIEL daleka od tradycji słodkich obrazków, twarda dziewucha wiedząca czego chce; doskonale, ze świadomością środków zagrana, świetna Radczyni ZOFII TYMOWSKIEJ. Trudno nie wymienić Stańczyka HENRYKA MACHALICY, Jaśka - KRZYSZTOFA KOLBERGERA. Marysi EWY ŻUKOWSKIEJ. Widziałam ANDRZEJA ŁAPICKIEGO w spektaklu, w którym jeszcze odrobinę zbyt wyraźnie podkreślał śmieszność Pana Młodego, ale podobno, jak wieść niesie, znakomity aktor już odnalazł właściwy ton. To, że nie przemówił do mnie Gospodarz TADEUSZA ŁOMNICKIEGO płynie być może z braków mojej wyobraźni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji