Artykuły

Piękne przedstawienie "Cyda"

Kiedy w Teatrze Polskim słuchamy i patrzymy na "Cyda" Corneiile'a w parafrazie Stanisława Wyspiańskiego, przypomina się balet "Romeo i Julia" Prokofiewa, który tak ładnie wystawiła ostatnio Opera Warszawska. Skojarzenie to wywołuje nie tylko oprawa dekoracyjna i kostiumowa w obu wypadkach tej samej malarki, posiadająca wyraźne znamiona jej indywidualności. Podobieństwo tkwi przede wszystkim w czym innym - W samym fakcie przetworzenia utworu klasycznego sprzed kilku wieków środkami artystycznymi innej epoki. Prokofiew stworzył dzieło bardzo nowoczesne, zupełnie odmienne w stylu i charakterze od tragedii Szekspira, a jednak w sposób genialny oddające całą jej wielkość i piękno. Sytuacja była tu o tyle jeszcze różna, że szło o "tłumaczenie" na język nie tylko innej epoki ale i innej sztuki - muzyki i tańca.

Wyspiański również spojrzą? na Corneille'a oczyma swoich czasów. Chciał tłumaczyć, a napisał fantazję na tematy "Cyda". W literaturze naszej mieliśmy już podobne zjawiska, wystarczy wspomnieć "Księcia niezłomnego" Calderona w parafrazie Słowackiego. Tu sytuacja rokowała mało widoków na powodzenie. Poetyki jednej i drugiej epoki różnią się między sobą krańcowo. Z jednej strony surowość, spokojna powaga, jasność i zwięzłość, a przy tym koturnowość tragedii francuskiego klasycyzmu. Z drugiej - mgły Młodej Polski, uczuciowa rozlewność, mistyczny niepokój, romantyczna poetyckość. Nic dziwnego, że wyszedł z tego Corneille całkiem przemieniony. Klasyczna architektonika tragedii straciła czystość swych linii. Wyspiański pododawał tu i ówdzie przybudówki. Rozszerzył rolę Infantki, którą niegdyś nawet opuszczano, aby nie odciągać uwagi od głównego wątku utworu. Konflikt między obowiązkiem i miłością, między wolą i namiętnością, między honorem i uczuciem zabarwił obcym Corneille'owi motywem losu i przeznaczenia. Uzupełnił go sprawą "szczęścia ludu". Majestatyczny tok wiersza francuskiego - aleksandrynu zastąpił zmiennością strof i kadencji. Całego "Cyda" ulirycznił.

Powstał w ten sposób utwór niejednolity w przeprowadzaniu konfliktu, w stylu i nastroju. Francuz zapewne żachnąłby się na taką bezceremonialną trawestację arcydzieła jego narodowej literatury. I my możemy zdawać sobie sprawę z artystycznych niekonsekwencji "Cyda" Wyspiańskiego, ale niesposób przecież zaprzeczyć, że utwór - obok trafiających się wierszy słabych - zawiera wiele niezwykłych piękności i uroku poetyckiego. Pod urokiem tym pozostają też słuchacze, którzy raz po raz po padających ze sceny tyradach i dialogach biją brawa, jak po ariach i duetach operowych. Działa tu nit tylko słowo Wyspiańskiego ale i bardzo piękne wykonanie w Teatrze Polskim.

Jest to właściwie wznowienie reżyserowanego przez Edmunda Wiercińskiego przedstawienia z r. 1948. Prawie wszystkie role pozostały w tej samej obsadzie. Ta sama też jest zasadnicza koncepcja inscenizacyjna, jednakże w całości wydaje się teraz doskonalej zrealizowana. Ten "Cyd" ma też w porównaniu z tamtym - jeżeli nas pamięć nie zawodzi - mniej koturnowości, więcej prostoty i poetyckości. Również dekoracje Teresy Roszkowskiej są chyba nieco prostsze w swym bardzo specyficznym pięknie dalekim od przepychu Velasqueza, który tu niesłusznie zalecał sam Wyspiański, i który zwykle stosowało się wystawiane u nas "Cyda".

Wielką zaletą przedstawienia jest jego rzetelna, niefałszowana poetyckość. Wierciński bardzo trafnie ujął je w ramy prologu i epilogu (wypowiadanych już tradycyjnie przez Mariana Wyrzykowskiego) jako wizję poetycką autora: "Teatr mój widzę ogromny..." Była to jakby artystyczna motywacja odmienności "Cyda" Wyspiańskiego od oryginału. Całość układała się w ładne obrazy z zachowaniem umownej jedności miejsca, przy czym jedna część sceny była stroną Szimeny, druga Infantki, w środku zaś rządził Don Fernand, którego Corneille uczynił wyrazicielem mocnej władzy królewskiej ukrócającej samowolę możnych panów. Akcenty muzyczne kompozycji Witolda Lutosławskiego podkreślały tonacje poszczególnych scen a zarazem oddzielały je od siebie. Niepotrzebnie tylko snuły się trzy nieme, żałobne dworki Szimeny. Miały dodawać nastroju, ale w rzeczywistości obecność ich niczym się nie tłumaczyła.

Aktorów pamiętamy z przedstawienia poprzedniego. Niektórzy z nich od tego czasu jeszcze bardziej dojrzeli i udoskonalili swój kunszt artystyczny. Przede wszystkim tę większą dojrzałość znać było w roli Szimeny w wykonaniu NINY ANDRYCZ. Nabrała ona większej głębi I mocniejszego wyrazu w ukazywaniu zmienności uczuć. Żałosny lament "Płaczcie me oczy..." prawdziwie poruszył słuchaczy. Gdyby jeszcze Nina Andrycz wyzbyła się w pełni pewnej głosowej maniery przeciągania, rola byłaby tym bardziej udana. ELŻBIETA BARSZCZEWSKA jako Infantka utkwiła nam najbardziej w pamięci z przedstawienia sprzed sześciu lat. I tym razem trzeba powtórzyć wszystkie superlatywy o tej pełnej uroku kreacji. Ile poezji, czystości, gracji i delikatnego wdzięku wydobyła Barszczewska z tej postaci! "Zamilknij serce dziewicze..." - te strofy będzie się pamiętało długo. Prawdziwą rewelacją okazała się ZOFIA MAŁYNICZ, bo z niewielkiej i niczym wyraźnie nie określonej roli Eleonory, dworki Infantki, zrobiła prawdziwe arcydzieło. Jej głos zabrzmiał bardzo szlachetnym dramatycznym dźwiękiem. Może kiedyś ujrzymy tę doskonałą aktorkę w jakiejś wielkiej roli wielkiego repertuaru klasycznego. Również MELANIA CHRZANOWSKA jako Elwira, dworka Szimeny mówiła ładnie wiersz, była współczująca słuchaczką swojej pani i przypomniał, że mamy jeszcze aktorki, które potrafią zagrać w sztukach poetyckich.

JAN KRECZMAR może zaliczyć rolę Don Rodryga do swych najlepszych osiągnięć. Zarówno wielki monolog jak opowiadanie o bitwie wypowiedział z wielką precyzja, stopniowaniem siły wyrazu i bogactwem środków artystycznych. Stworzył monumentalną postać rycerza bez skazy, któremu król przydaje legendarne miano Cyda. Króla grał z właściwą powagą i spokojem CZESŁAW KALINOWSKI. Młodzieńcze uczucie i zapał Don Sansza pokazał MIECZYSŁAW MILECKI. Mniej przekonywał tym razem JERZY LESZCZYŃSKI jako stary Don Diego, a GUSTAWOWI BUSZYŃSKIEMU w roli Don Gomeza zabrakło wielkopańskiej porywczości. Mniejsze role: Don Arias (MACIEJ MACIEJEWSKI), Don Alonzo (TYTUS DYMEK), Paź (TADEUSZ JASTRZĘBOWSKI) zagrane były bez z|rzutu w tym pięknym przedstawieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji