Artykuły

Pieśń o honorze i miłości

Klasyczny teatr francuski zdobył sobie światową sławę dwoma nurtami barokowej XVII-wiecznej dramaturgii: dworsko-mieszczańskim, realistycznym teatrem Moliera i dworsko-feudalnym, umownym teatrem Corneille'a i Racine'a. W okresie gdy świat feudalny wykazywał już znamiona rozkładu i zaczął się wyraźnie chylić do upadku - rycerski i hieratyczny teatr tych dwóch wielkich przedstawicieli klasycyzmu był wyrazem obrony i apologii dawnego porządku, był zarazem wielkim piewcą chwały, która ginęła już w życiu, by ożyć w patetycznej pieśni. Teatr Moliera rozwijał się w cieniu klasycznej tragedii, tolerowany jak wesołek przy uwieńczonym wieszczu. Ludwik XIV bardzo się zdziwił, gdy mu powiedziano o wielkości "tapicera J. K. Mości" ale z całym szacunkiem odnosił się do mistrzowsko władających piórem autorów "Fedry" i "Cyda" i dobrze wiedział, że to wielcy pisarze, chluba wieku i stylu kulturalnego Ludwików. To nic, że przyszłość miała należeć do Moliera, że nurt teatru feudalnego wysychał szybko i wyradzał się w pseudoklasyczny epigonizm Crebillona-ojca i jego coraz lichszych następców - podczas, gdy od komedii Moliera krocząc do komedii Beaumarchais'ego uczestniczymy w sztuce postępowej, walczącej, burzącej szranki feudalizmu i wskazującej drogę wielkiej rewolucji stanu trzeciego - na razie, w wieku XVII-tym stoimy pod znakiem pisarzy, którzy w nienagannych strofach dostojnego wiersza głosili obyczajowość feudalną, feudalne poczucie honoru, feudalne ideały obowiązku względem feudalnego zwierzchnika.

Nie trzeba zresztą sądzić, że Corneille i Racine byli tylko trubadurami przeszłości, zapatrzonymi we francuskie albo hiszpańskie średniowiecze, przystrajane najczęściej w antyczne szaty. Ich piękna sztuka byłaby pustą igraszką słów i rymów, gestów i póz, gdyby w pewien sposób nie przemawiali do współczesnych, nie trafiali do szerszego, niż tylko dworski, kręgu widzów. W istocie teatr Corneille'a i Racine'a ukazuje pośród swoich rycerzy bez skazy i zmazy obraz namiętności silnych i rzeczywistych, dając przy tym wyraz uczuciom miłości ojczyzny, pojętej już ponad wierność dynaście. I nie tylko to. Spójrzmy na "Cyda". Molier - a tym bardziej Beaumarchais - zwracali się, jeden pośrednio drugi bezpośrednio, przeciw podstawowym założeniom feudalnego ustroju i obyczajowości, ale i Corneille'owi, choć tkwił w feudalnym świecie wyobrażeń i praw, nie wszystko się w nim podobało. Czyż nie jest w "Cydzie" wyraźnym głosicielem przewagi korony nad warcholącymi wasalami? Wiekowy spór, długa walka pomiędzy odśrodkowymi dążnościami magnackich oligarchów, a centralizującą władzą królewską - była zakończona na rzecz korony, która i w Hiszpanii, i tym bardziej we Francji, potrafiła okiełznać butnych możnowładców "Cyd" ten nowy układ głosi stanowczo i z całym przekonaniem. Półlegendarny Roodrygo-Cyd, rycerz z barbarzyńskiej Kastylii, walczący w XI wieku z wysoce cywilizowanym, ale niechrześcijańskimi Maurami - jest wiernym sługą króla i nawet by nie pomyślał o buncie, o rokoszu. Ten zaś rycerz, którego pycha pcha aż ku przeciwstawianiu się namaszczonej, uświęconej woli króla - zostaje potępiony i ginie.

Feudalność autora "Cynny" i autora "Andromachy" tłumaczy zarazem ich powodzenie już w szlacheckiej, rzeczypospolitej. Nie w smak była królewiętom apologia króla i jego "absolutum dominium" ale jakże żywy znajdował oddźwięk cały charakter "Cyda", jego akcja i tło, męstwo i junactwo Don Rodryga, tyrady Don Gomeza, waśń Don Gonieza z Don Diegiem, dworskość Don Sansza, atmosfera krucjaty na pohańca i czci dla szlacheckiego stanu. Stąd nic dziwnego, że "Cyd" prędko znalazł herbowego tłumacza - jednego z Morstinów - i że, jak wiadomo, już w 1662 r. odegra no sztukę na theatrum J. K. Mości Jana II Kazimierza i jego francuskiej małżonki Marii Ludwiki (później grano też "Cyda" za czasów tłustego króla Michała i jego austriackiej żony Eleonory). Stronnictwo dworskie pragnęło posłużyć się "Cydem" jako orężem w politycznej walce o umocnienie władzy królewskiej. Sarmaci tego niebezpieczeństwa się nie zlękli, a w retoryce i prawowierności "Cyda" żywo zasmakowali. Corneille rychło stał się spolszczonym Kornelem, co najlepiej świadczy o stopniu zażyłości i spoufalenia. A gdy się czasy zmieniły i gdy w XIX wieku nie pora była ani na feudalizm ani na krzyżowe wyprawy - nie tylko szlachcie ściągającej do miasta, ale i mieszczanom bogacącym się miło było oglądać rycerskich przodków, upajać się potokiem wymowy, kaskadą słów bijących dźwięczną strofą. Gdy zaś z kolei przyszedł Wyspiański; znalazł w rycerskim, poszumnym świecie "Cyda" wrażliwe tworzywo dla swego "teatru ogromnego" i głęboko przeżył kornelowskiego Cyda, jak Słowacki calderonowskiego don Fernanda, księcia niezłomnego.

A dzisiaj? Dzisiaj patrzymy na świat Cyda jak na barwną baśń, jak na opowieść z tysiąca i jednej nocy, w której z całą siłą przemawiają do nas uczucia patriotyczne, a mniej zastanawiają historyczne realia i ich społeczny wyraz, w której ponad sztywne, etykietalne formy wyrażenia uczuć, interesuje, czy słowa baśni są z żarem mówione, a tło dla nich pięknie namalowane. I gdy - jak obecnie w Teatrze Polskim - przekonywamy się, że aktorzy wiersz mówią czysto, a szpadą czy chusteczką posługują się z wdziękiem, że dekoracja, lubo dziwaczna (kolumny i łuki ze sznurów i lin turystycznych) daje jednak jakąś feeryczną wizję feudalnej Kastylii, gdy przekonamy się, że reżyserski układ scen połyskuje i lśni od sztandarów, halabard, piór i zbroić, że dźwięczy surmami, huczy wrzawą ludu radującego się ze zwycięstwa - jesteśmy w pełni zadowoleni.

Aktorzy wszyscy grają i poruszają się dostojnie, z powabem, stylowo, w strofach zimnego wiersza starając się wypowiedzieć ukryte w nich treści emocjonalne. Wspaniale wygłasza swoje kwestie Jan Kreczmar, muzyczną, choć nie śpiewaną arię "Szimeny ojciec lży , rodzica" wykonywa jak bohaterski tenor, a jego relacja ze zwycięskiego boju z Maurami to popis i pokaz kunsztu, któremu przysłuchiwać się winni, uczyć się z niego, adepci szkół aktorskich z całej Polski. Szkoda jednak, że w chwilach zniżenia głosu do szeptu - dźwięk niesie się głucho i nie dociera daleko.

Świetnie mówi i z niezwykłą siłą odtwarza Nina Andrycz targające Szimenę uczucia nienawiści, gniewu, miłości. Szkoda, że nie dane jej było tak pięknie rozegrać duetu z powiernicą Elwirą, jak to może uczynić Infantka z powiernicą Eleonorą. Jeśli bowiem rola Szimeny oraz rola Infantki w wykonaniu Elżbiety Barszczewskiej, to znane, znakomite osiągnięcia obu artystek (jak przejmująco brzmi głos Infantki w słynnej arii "Zamilkaj serce dziewicze") - trzeba dodać, że i Zofia Małynicz w ubogiej w odcienie roli Eleonory potrafi porywająco mówić wiersz i dogłębnie wydobyć z niego każde drgnienie serca i myśli. Toteż potrafiła dołączyć się do tercetu Rodrygo-Szimena-Infantka, jako partnerka równorzędna, zdobyć sobie poklask wszystkich tych, którzy wiedzą jak wielkiego trzeba wysiłku, by z ról w rodzaju Eleonory stworzyć kreację, której widz nieprędko zapomni.

Pięknym wystawieniem "Cyda" Teatr Polski zrobił, sądzę, znowu krok naprzód ku zbudowaniu tak dlań potrzebnego żelaznego repertuaru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji