Artykuły

"Teatr mój widzę ogromny..."

GDY Osoba Prologu ("tradycyjny i świetny Marian Wyczykowski) wymawia słowa "Teatr mój widzę ogromny.." staje, się to jakąś zobowiązującą zapowiedzią, obietnicą wielkości przedstawienia. To określenie wizji teatru sformułowane przez Wyspiańskiego, który tłumacząc i parafrazując Corneilleowskiego "Cyda" stał się jednocześnie jego współautorem, jest zgodne z tendencją wielkiego malarza-dramaturga-poety, jest wyrazem dążenia poszukującej nowatorskich form teatralnych, wyraża dążność do monumentalizmu. Monumentalne rozwiązanie sceniczne dramatu pociąga za sobą konieczność dostosowania do tej wielkiej formy "szerokiego oddechu" teatralnego - wielkiej gry o wysokim poziomie.

OBECNE wystawienie Cyda w Teatrze Polskim (będące wznowieniem tego przedstawienia z roku 1943 - ta sama inscenizacja, ten gam reżyser, niewielkie zmiany w obsadzie) zgodne jest z intencją Wyspiańskiego, jest to "teatr" wielki, w którym występują również wielcy artyści. Postać Don Rodyiga - Cyda w interpretacji Jana Kreczmera wywołuje przeżycia artystyczne takiej miary, o jakich nie łatwo się zapomina. Jego wspaniały "wielki monolog", w którym refrenicznie powtarzające się "Szimeny ojciec Izy rodzica" nabiera za każdym nawrotem innego zabarwienia uczuciowego i intonacyjnego, jest powabnym osiągnięciem tego wspaniałego aktora. Postacią niezapomnianą staje się również Infantka w wykonaniu Elżbiety Barszczewskiej, której grę cechuje najprawdziwszy, niezafałszowany liryzm poezji dramatycznej. Gdy w czasie rozmowy z Eleonorą - Zofią Małynicz (ukazującą wspaniałe dyspozycje głosowe i doskonałą plastykę gestu, dzięki czemu w swej niewielkiej roli wysunęła się na czoło zespołu) Inflantka mówi z prostotą autentycznego uczucia "zamilknij serce dziewicze" mamy pewność, że wielka artystka ma przed sobą zawsze otwarte możliwość osiągania coraz większej precyzji gry aktorskiej. Przedstawicielami wielkiego teatru są również Jerzy Leszczyński w roli Don Diega i Gustaw Buszyński, którzy będąc scenicznymi antagonistami "uprawdopodobnili" tragizm sporu rodowego, tkwiący w odległej epoce. Gra całego zespołu była zresztą podporządkowana ogromowi tego teatru, podporządkowane mu były odznaczające się wielkim rozmachem dekoracje o śmiałych i lekkich rzutach koronkowych łuków. Pewien zawód sprawiła koncepcja kostiumów, może zbyt ciężkich w linii i niezbyt zindywidualizowanych, czego wyraźnym przykładem może być kostium zbyt jasny, "umasywniający" postać Don Rodriga.

Na głębszą uwagę zasługuje przestrzenne rozplanowanie sceny. Daje się tu zauważyć zgodność z wizją sceniczną Wyspiańskiego. Podział sceny na trzy obszary: stronę Infantki, stronę Szimeny i plan dalszy, "oddany" przeważnie do dyspozycji pozostałych postaci dramatu, sprawia wrażenie oddzielności ich losów. Nad sceną, artystami, dekoracjami unosi się doskonale wyczuwalny dzięki kontaktowi z widownią - duch poetyckościi pełnej i sugestywnej.

Obejrzawszy "Cyda" z roku 1954 rzućmy jeszcze okiem w jego historyczną perspektywę. Pierwszym tłumaczem "Cyda" był Andrzej Morsztyn (1862 r.). Przekład ten pełen fantazji i swobody miał znaczenie faktu kulturalnego, zbliżającego polskiego odbiorcę do kultury francuskiej. Po raz pierwszy, na polskiej scenie odegra ny przez młodzież szlachecką pojawił, się Cyd w Teatrze Królewskim na Zamku w Warszawie w roku 1662 - 26 lat po premierze paryskiej. Ponownie został on wystawiony w tym tłumaczeniu ok. r. 1670 w Wilnie. Drugim tłumaczem "Cyda" był Ludwik Osiński (1801 r.), który również wprowadził do tłumaczenia pewne cechy swojej epoki eliminując przy tym rolę infantki. "Cyd" w tym tłumaczeniu stał się prapremierą w polskim teatrze zawodowym (Teatr Narodowy w Warszawie - 10.V.1901 r.). Było to w czasie dyrekcji Wojciecha Bogusławskiego. Następnie grany był w Warszawie w 1803 r. i 1823 r. oraz w Poznaniu, Kaliszu i Płocku również w 1823 r.

Jednak szczytowym momentem, jeżeli chodzi o "karierę" "Cyda" w Polsce, było przetłumaczenie i sparafrazowanie go przez Stanisława Wyspiańskiego Jego stosunek do Corneille'a był niezwykle serdeczna. "Entuzjastyczny kult wielkiego klasyka nie był u zbiegu dwu wieków zjawisk em we Francji odosobnionym. Wyspiański jednak nie uległ tylko modzie chwilowej - potężny urok podziwianego poety nie przestał na niego działać do lat ostatnich. Pisarz polski pochłonięty był problemem woli i obowiązku, tą sferą najwyższych napięć u ludzi Corneille'a wnikał uważnie w konstrukcję dramatu klasycznego, ale równocześnie czuł się też malarzem spragnionych nowych rozwiązań, scenicznych. Dopiero jednak u samego schyłku życia miał dać miarę swego "kornelializmu". (program Państw. Teatru Polsk.). Tę "miarę" oceniliśmy sami na przedstawieniu "Cyda" w Teatrze Polskim.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji