Artykuły

Wszytki łzy Heraklitowe

Pomysł był i wspaniały i karkołomny, na miarę sceny narodowej i Adama Hanuszkiewicza: "Treny" w teatrze. Jako spektakl, dramat, akcja, ruch.

Dziewiętnaście wierszy, znanych na pamięć jako obowiązkowa lektura szkolna, przepięknych i niepowtarzalnych, ale przecież - do czytania i słuchania. Zadomowionych już w wyobraźni każdego potencjalnego widza scenicznych "Trenów", ale zadomowionych indywidualnie, subiektywnie, na miarę prywatnych wyobrażeń czytającego o zbolałym Ojcu i wdzięcznej Orszulce, o konsolacji Trenu XIX, o perswazjach matki ze Snu, o żałości co długo w noc oczu nie dawała zamknąć, o nieszczęsnych ochędóstwach i żałosnych ubiorach namilszej Córy pana Jana Kochanowskiego...

Jak zagrać "wszytki płacze, wszytki łzy Heraklitowe"? Jak pokazać "żale, frasunki i rąk łamanie", wizje i przywidzenia, "słowieńską Safo" w wieku lat dwu i pół, antyczne wzory i mity, przywołania Cherona, Orfeusza, Brutusa?

Jak przedstawić lament, ułożony w regularne rytmy i wersy, pełen inwokacji do Bóstw i Boga, aby - nie zabić tej poezji nadmiarem zawartym już - wydawało się - w samym fakcie lokowania jej na scenie z wszystkimi tego konsekwencjami....

I oto stało się. 16 maja w Teatrze Narodowym Adam Hanuszkiewicz (jak podaje program) przedstawia Jana Kochanowskiego "Treny". Z muzyką Andrzeja Bieżana, Benedetto Marcellego i Antonio Vivaldiego, z pieśniami (wiersze Leśmiana i Pieśni Wacława z Szamotuł), z pantomimą i baletem. "Treny" wzbogacone o inne wiersze Kochanowskiego ("Do snu" i "Epitafium") oraz dwa wiersze Leśmiana ("Urszula Kochanowska" i "Do siostry").

I chociaż nie jestem pewna, czy wszystkie pytania wyżej postawione otrzymały zadowalającą odpowiedź, chociaż wciąż pewnie "Treny" ożywać będą przede wszystkim w wyobraźni kolejnych generacji czytelników - przedsięwzięcie Hanuszkiewicza dało w efekcie spektakl.

Niepojęte stało się faktem. Poetyckim faktem, którego struktura nie dubluje, nie tłumaczy ani nie ilustruje pierwowzoru, a jedynie transponuje na inny język jego treści.

"Treny" sceniczne - spektakl kolażowy słowa, ruchu i muzyki - nie epatują żadnym pomysłem - kluczem, nie proponują pomysłu-odkrycia. Rozgrywają się w ściszeniach, ściemnieniach, półrytmach, półekspresjach środków... Tekst Kochanowskiego nie zawsze brzmi tu jednakowo klarownie i przejrzyście jak u Ireny Eichlerówny w finale, ale zawsze jest nastrój tego tekstu, jego klimat. Nieco elegijny, nieco pastoralny, dziwnie pełen harmonii, choć inny przecie niż harmonia wersów i obrazów z "Trenów". To lament, owszem, ale już noszący znamiona ostateczności ładu, konieczności zrozumiałych i naturalnych.

Napisał Adam Hanuszkiewicz w programie: "w tym pierwszym polskim płaczu naszej poezji, to "Trenach" Kochanowskiego jest i pogoda. Myślę, że ta trudna, pogoda, która wydobywa się z lamentu poety jest istotną treścią, jest głównym tonem "Trenów". To dla niej, można sądzić, opublikował nam te wiersze poeta. Może po to, żeby dziś, po czterystu latach, były i nam pomocne w chwilach, których los nie przestanie nam nigdy skąpić".

Można się spierać o tę "pogodę płaczu" w "Trenach", jeśli nie rozumieć jej jako kolejnej interpretacji ostatniego, dziewiętnastego, ale znalazła się ona - istotnie - w całości spektaklu. Konsekwentnie, nienatrętnie, bez reszty. Czy sprawił to Leśmian, czy Vivaldi, Bożena Kociołkowska w tańcu, dziewczynki z Państwowej Szkoły Baletowej. Posągowo-niema Anna Chodakowska, czy filozoficznie wystygły Ojciec Hanuszkiewicza, wrażliwość Małgorzaty Zajączkowskiej, czy też - wszystko razem? Ze scenografią (znakomitą) włącznie. To wszystko razem jest, naturalnie, reżyserią po prostu.

Opis tych "Trenów" nie zda się na wiele. Ich wartość rozstrzyga się w tonacji, wrażeniu, wzruszeniu. Jako przekład poezji na... inny rodzaj poezji (pozornie tylko okaleczony dodatkami) - pozostają ulotne i pastelowe, szlachetne i ... wzniosłe.

W szczególny zresztą sposób, pozbawiony patosu. Owszem, jeśli istnieje pogoda płaczu, to jako płacz pokrzepiający i oczyszczający, płacz potrzebny - jak potrzebne bywa dla pełni człowieczeństwa cierpienie.

Taki płacz pokazano na scenie w Narodowym, tylko jeszcze dodatkowo pokazano go jako przesłanie? podanie? mit? przypowieść?

Stąd pewna nierealna i ornamentacyjna hieratyczność emocji tych "Trenów", ich wręcz - ... kanoniczność.

Pogoda nie bierze się, jak wiadomo, z chaosu i piekła namiętności. Jej krzepiące działanie rodzi się z obrachunku, bilansu, równowagi, odzyskania proporcji. Chociaż buduje tę równowagę ze szczegółów znanej sobie zwyczajności.

To one krzepią naprawdę.

Mówi matka poety w Śnie (Tren XIX): "tego się synu, trzymaj, a ludzkie przygody ludzko noś".

Już choćby dla tego jednego przypomnienia warto było ryzykować sceniczne "Treny".

P.S.: Powodem do chwały Teatru Narodowego jest fakt wydania tekstu "Trenów" przy okazji premiery, który za zł 10 można nabyć wraz z programem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji