Artykuły

Paszport Mickiewicza

Litewski dramaturg Marius Ivaškevieius pokazuje, jak wykluwała się tożsamość Polaków. W sztuce "Mistrz" Mickiewicz nie wie jeszcze, czy jest Polakiem, czy Litwinem, a Europa - czy takie rozróżnienia będą jej w ogóle potrzebne - pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

"Litwini - co za dziwny naród, który upija się, życząc sobie zmartwychwstania w literaturze" - mówi George Sand w nowej sztuce Ivaškevieiusa wystawionej właśnie w wileńskim Teatrze Małym (reżyserował ją Rimas Tuminas wielokrotnie reżyserujący i nagradzany w Polsce). Wyobrażenie Sand opiera się na prostej pomyłce. Litewskie "na zdrowie" [Buk sveikas] bierze za "books wake us" [ang. "książki nas budzą"]. Stąd fantazja o obdarzonym nieprzeniknioną duchowością narodzie. Dramat Ivaškevieiusa o emigracyjnych latach Mickiewicza i zetknięciu się wieszcza z Towiańskim w całości utkany jest z pomyłek, mitów i nieporozumień, na których opierają się wyobrażenia jednej nacji o drugiej.

Swoich bohaterów litewski autor wrzucił w sam środek najważniejszych debat XIX w. W paryskich salonach definiują się pojęcia "ojczyzna", "państwo narodowe", "patriotyzm". Arystokratyczny Balzac spiera się z socjalistą Pierre'em Leroux, amerykańska dziennikarka usiłuje zorientować się, z jakich państw składa się właściwie Europa. Chopin chowa się najchętniej w kuchni, parząc kawę i pokasłując, Mickiewicz przysłuchuje się sporom w posępnej zadumie.

Od czasu o czasu obaj próbują wyjaśnić kolegom z elit zawiłości swojej sytuacji. Skoro jeden jest Francuzem, a drugi Litwinem, dlaczego obaj są Polakami o rosyjskich paszportach? Dlaczego pogrzeb Napoleona III oglądają jak pogrzeb Polski? Skąd pomysł Mickiewicza, by po powstaniu listopadowym ruszać na pomoc narodowi z własnym 12-osobowym legionem?

Tekst Ivaškevieiusa to nie próba udowodnienia, że Mickiewicz wielkim Litwinem był. Pokazuje raczej, w jak skomplikowanych warunkach wykuwały się wielkie idee, na których opiera się dziś tożsamość niejednego narodu. Mickiewiczowi ciąży poczucie winy i wykorzenienia, przenoszony kryzys wieku średniego, troska o chorą żonę. W pewien sposób uwodzi swojego guru i demona Andrzeja Towiańskiego, by ten przejął kontrolę nad jego życiem. W tych warunkach wszystko, co zagubiony wieszcz mówi o swoim patriotyzmie i przynależności etnicznej, jawi się jako mieszanka kompleksów, myślenia magicznego i krążących po paryskich salonach teorii.

Czy w Polsce mógłby powstać taki portret Mickiewicza - w rozdarciu między chrystianizmem, nacjonalizmem a socjalizmem? Mickiewicza komicznego, słabego, egoistycznego, zmagającego się z rzeczywistością, a nie upiorami przeszłości? Mickiewicza dojrzałego - ojca, męża - obserwującego własny proces starzenia się, utraty polotu i wrażliwości? Utrzymany w groteskowej konwencji spektakl został bardzo dobrze przyjęty przez wileńską publiczność, która wreszcie zobaczyła w Mickiewiczu żywego bohatera, nie "dobro narodowe pod ochroną".

Rozmowa z

Mariusem Ivaškevieiusem*

dramaturgiem

Joanna Derkaczew: Jak tu w Wilnie pusto...

Marius Ivaškevieius: Litwini znikają. Wilno to chyba najpiękniejsza i najbardziej wyludniona stolica Europy Wschodniej. Nikt tu nie dociera, nie ma samolotów, jesteśmy odizolowani. To, co u was jest formacją pokoleniową, prądem artystycznym, u nas reprezentuje zwykle jedna osoba.

Nie chciał pan nigdy emigrować?

- Nie ma dziś takiego "Miejsca" przez duże "M", centrum, do którego w sposób konieczny i oczywisty powinien trafić każdy artysta. Kiedyś, w XIX w., takim centrum był Paryż. Dziś? Nowy Jork? Berlin? Skoro wszystko jest tak zdecentralizowane, czemu nie zostać w domu, przy swoich korzeniach.

Pana najgłośniejsza sztuka "Madagaskar" wystawiona przez Rimasa Tuminasa i zapraszana do Polski opowiadała o Kazimierasie Pokštasie, który próbował odbudować państwo litewskie na Madagaskarze, zebrać rozproszonych po świecie Litwinów w jednym miejscu. W sztuce "Mistras" skupił się pan na portretowaniu Wielkiej Emigracji w Paryżu.

- Pomysł na sztukę o Mickiewiczu i Towiańskim nosiłem w sobie od dawna. W dzieciństwie bardzo chorowałem. By zabić nudę, wziąłem wielką encyklopedię i zacząłem szukać sławnych ludzi, którzy urodzili się w moim regionie. Tak znalazłem Towiańskiego. Urodził się 20 km od mojego miasteczka, a pisano o nim, że "wywarł zły wpływ na Mickiewicza". Zły wpływ - interesujące! Po wielu latach przeczytałem wszystkie teksty Mickiewicza i zrozumiałem, że to fantastyczny materiał.

Po której stronie opowiada się pan w bitwie, którą toczą o Mickiewicza Polska, Litwa i Białoruś?

- I może jeszcze Rosja, w końcu Mickiewicz miał carski paszport. Mówiąc poważnie - nie wydaje mi się, by Litwa brała udział w tej bitwie. Po I wojnie światowej, gdy powstała jako byt państwowy, podkreślano "obcość" Mickiewicza, bo trzeba było wypchnąć polską kulturę z litewskiej. Naród odbudowywał się na języku, ktokolwiek pisał po polsku czy białorusku, nie mógł do niego należeć. Teraz ludzie nie muszą się już tak okopywać, zaczynają interesować się przeszłością.

W Wilnie co krok oznakowany dom, w którym Mickiewicz mieszkał, uczył się, bywał.

- W oficjalnym języku jest obecny. Inna sprawa, co się naprawdę pamięta. Wydaje się, że w momencie, gdy wyprowadził się z Wilna, wyprowadził się także z naszej wyobraźni.

Dziś nawet polscy historycy przyznają, że wtedy być Litwinem czy Polakiem znaczyło coś innego. Litwa była totalnie spolonizowana, ale Mickiewicz, przebywając w Wilnie, opowiadał się przeciwko Polakom. Litwa to był polityczno-symboliczny byt, który łączył Białorusinów, Żydów, Litwinów. W Ameryce spotkałem Żydów, którzy mówili: "O, rodak, nasi dziadkowie wyemigrowali z Litwy przed wojną". A kiedy pytałem, skąd dokładnie wyemigrowali, oni odpowiadali: Mogilno, Brześć. Wskazywali miejsca, które dziś nie są Litwą.

Więc co do Mickiewicza - ciągle jest ta wątpliwość. Jeśli chodzi o miejsce urodzenia, był Białorusinem, ale w czasach Mickiewicza nie było narodu o takiej nazwie. Był zatem mówiącym po polsku Litwinem na emigracji.

W tej sztuce bliżej mu duchowo do Balzaka niż do rodaka Chopina.

- W Paryżu Polacy nigdy nie zapomnieli, że Mickiewicz jest Litwinem. Ale byli złączeni walką przeciwko imperium rosyjskiemu. A paszporty, obywatelstwo... To już kwestie polityczne.

Polityczne... wyczuwam niechęć.

- Na Litwie ludzie w moim wieku i młodsi nie wchodzą do polityki, bo wydaje się ona brudna, skażona, w złym guście. Mamy więc starych polityków z komunistyczną przeszłością....

W waszym życiu publicznym pojawiali się tacy manipulanci jak Towiański?

- Owszem, z dziesięć lat temu jakieś uzdrowicielki zaczęły wywierać wpływ na wielu polityków. Ale to nie o nich myślałem, pisząc "Mistrasa". Towiański był jednak niepowtarzalny, miał charyzmę, coś uwodzicielskiego, mocnego. Początkowo nie mogłem zrozumieć, jak Mickiewicz i tylu wykształconych ludzi mogli mu ulec. Myślałem, że powariowali. Później zrozumiałem, że sposób myślenia w XIX w. był odmienny od naszego. Mistyka i religia były osadzone w ludzkich umysłach. Nie zgadzam się także z opinią, że Towiański "zabił" Mickiewicza jako poetę. Towiański "miał zły wpływ na Mickiewicza" jako na osobę, ale nie na artystę. W pewien sposób czynił jego życie bogatszym, piękniejszym. Wywołał w nim twórczy kryzys.

Spotkało pana kiedyś coś takiego?

- Mój Towiański jeszcze nie nadszedł.

*Marius Ivaškevieius

(ur. 1973) prozaik, eseista, dramaturg, reżyser teatralny i filmowy, dziennikarz. W 1998 r. wydał powieść "Historia z chmury" (pol. wyd. 2001), jego esej ukazał się także w zbiorze "Znikająca Europa" (Czarne). Jego najnowszy film "Nasz ojciec" przenosi historię Josefa Fritzla w litewskie realia. Zrealizowany na podstawie jego sztuki spektakl "Madagaskar" o nostalgii za wielkim państwem litewskim był przebojem na festiwalach w Polsce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji