Artykuły

Śląska sześćdziesiątka Kondrata

Marek Kondrat przyznaje, że o ile biesiadować w gronie przyjaciół lubi, to szczególnego sensu w świętowaniu rocznic nie widzi. A to dlatego, że nie zważa na upływ czasu. Mimo to, przez sentyment do miasta swojego teatralnego debiutu, hucznie świętował swoje 60. urodziny w Teatrze Śląskim - pisze Iwona Sobczyk w Gazecie Wyborczej - Katowice.

Zaproszenia na jubileuszowe spotkanie z Markiem Kondratem w Teatrze Śląskim rozeszły się jak świeże bułeczki. Nic w tym dziwnego, bo chociaż już kilka lat temu ogłosił swoje odejście z zawodu, nadal jest jednym z najbardziej znanych polskich aktorów. Pewnie wielu z jego wielbicieli, nawet tych śląskich, nie wie jednak, że karierę zaczynał w Katowicach. Dlatego właśnie w Teatrze Śląskim świętował w poniedziałek swoje 60. urodziny.

Do zespołu Teatru Śląskiego dołączył zaraz po studiach w warszawskiej PWST. Dyrektorem teatru był wtedy Ignacy Gogolewski, opiekun jego roku w szkole teatralnej, który postanowił ściągnąć do Katowic swoich ulubionych podopiecznych, m.in. Krzysztofa Kolbergera, Ewę Dałkowską i właśnie Kondrata. - Przyjechałem pełen nadziei i radości, które nie były do końca związane z teatrem - zwierzał się aktor. Radość i nadzieja wynikały z powodów niezwykle praktycznych. W czerwcu 1972 roku Kondrat wziął ślub, ale ze swoją świeżo poślubioną żoną Iloną nadal mieszkali w Warszawie u rodziców.

Wyjazd do Katowic stwarzał szansę na rozpoczęcie samodzielnego życia. O mieście wiedział już co nieco. Na katowickiej scenie grywał wcześniej jego ojciec, także aktor, Tadeusz Kondrat. O Katowicach sporo opowiadał mu także jego mistrz Gustaw Holoubek. - Obaj mówili przede wszystkim o publiczności, która jest tutaj bardzo szczególna i traktuje teatr niezwykle poważnie. Na czas spektaklu jej normalne życie zamierało. Tutaj się realizował teatr w pełnym, baśniowym jego wymiarze - mówił aktor.

Na Śląsku Kondratowie spędzili nieco ponad rok, a ich pobyt jest zaskakująco świetnie udokumentowany. Przyjaciel aktora, reżyser Mirosław Gronowski, utrwalił go na taśmie filmowej. Film nazwał "Bardzo młodzi oboje". Jego projekcja podczas spotkania była prezentem urodzinowym dla aktora. - Zastanawiam się, czy to dobrze, że istnieje taśma filmowa - śmiał się jubilat po pokazie.

Gronowski towarzyszył Kondratowi podczas prób do spektaklu "Kroniki królewskie". Debiutował w nim w roli błazna, więc podczas próby uganiał się po scenie w pan talonach i czapeczce z dzwoneczkami. Reżyser zarejestrował też, jak młode małżeństwo wprowadza się do swojego upragnionego lokum, czyli pokoju gościnnego nr 309 na trzecim piętrze teatru, w którym spędziło pierwsze miesiące w Katowicach. - Miło to miejsce wspominam. Mogłem schodzić do garderoby w kapciach - mówił Kondrat.

W Katowicach zagrał jeszcze kilka innych ról, podobno brawurowo. Sam z pewną dozą kokieterii stwierdza, że lepiej niż tytuły sztuk, w których zagrał, pamięta nazwy katowickich restauracji. - Monopol, Polonia, Tatiana. Na rogu nieopodal Tatiany można było kupić nawet tartinki z kawiorem. Zarabialiśmy niewiele, ale bardzo żywiołowo spędzaliśmy tutaj czas - wspominał aktor.

Angaż do warszawskiego Teatru Dramatycznego przyjął jednak z radością. Kondratowie zdążyli się już stęsknić za rodzinnym miastem. Poza rym Warszawa dawała większe możliwości rozwoju. Kondrat zapewniał jednak śląską publiczność, że Katowice zawsze wspomina z życzliwością. - Ludzie mają tutaj swoją bazę, własną kulturę, etos pracy, poczucie humoru. To się czuje od pierwszego wyciągnięcia ręki na powitanie. Nie ma w tym fałszu, ostrożności ani strachu. Katowicki okres był jednym z najpiękniejszych rozdziałów mojego życia, radosnym, beztroskim i zmysłowym - powiedział.

Na zdjęciu: Marek Kondrat i Krystyna Szaraniec, dyrektor naczelna Teatru Śląskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji