Artykuły

Coraz częściej skaczę na główkę

- Czekam na jakieś ciekawe propozycje, które dadzą mi satysfakcję i w które będę chciał wejść do końca, tak każdym nerwem. Nie chcę łapać dziesięciu srok za ogon i zagrać trochę w serialu, trochę w filmie, trochę w teatrzyku czy reklamie. Jak coś robić, to robić - mówi aktor, reżyser, ARKADIUSZ JAKUBIK.

Nie chce być tylko aktorem. Arkadiusz Jakubik od roli w "Domu złym" czuje się niezależny.

Nie za późno na zakładanie rockowego zespołu? Masz 41 lat.

Arkadiusz Jakubik: Jean-Luc Godard powiedział kiedyś, że film musi mieć początek, środek i koniec, niekoniecznie w takiej kolejności. Może tak samo jest w życiu, że czasem miesza się kolejność. A może to po prostu świadomość, że czasu jest coraz mniej. A może dopiero teraz zauważyłem w sobie małego chłopca, który jest w każdym mężczyźnie i którego trzeba w sobie hołubić? Wcześniej jego głos nikł w codziennym zabieganiu i nagle ten smarkacz wyskoczył i mnie opanował.

Jak to się stało, że założyłeś zespół Doktor Misio?

- Zaczęło się od tego, że urodziłem się z mikrofonem w ręku. A tak serio, to w swoim aktorskim życiorysie na pierwszym miejscu wpisuję nie role w filmach Smarzowskiego: "Wesele" i "Dom zły", tylko mój tercet wokalny w klasycznej operetce "Zemsta nietoperza" Pomysł pojawił się jakoś po "Weselu". Na imprezie zwierzyłem się Tymonowi Tymańskiemu, że chciałbym wystąpić jako wokalista na rockowym koncercie i zawyć do mikrofonu. On na to: "Mówisz, to masz!" Akurat grali w Warszawie, poszedłem na próbę jego Transistorsów, zrobiliśmy punkową aranżację kawałka Róż Europy "Młode koty noszą wykrochmalone kołnierzyki" z wpadającym w ucho szlagwortem: "Bo my jesteśmy rokendrolowcami, pijemy tanie wino, pijemy je litrami". No i wystąpiłem. Bałem się jak cholera. Ale słyszę pierwsze akordy gitary, rusza sekcja rytmiczna, zaczynam śpiewać i szał na widowni, ręce w górze, ludzie skaczą. Odlot. Nieprawdopodobne pierwsze doznanie, nigdy go nie zapomnę. Jednak wtedy to była jednorazowa sytuacja. Zwrot w moim życiu zawodowym faktycznie zaczął się po roli "Domu złym". Po sukcesie filmu czekałem na jakąś propozycję, a tu nic, nawet żadnego castingu. A ponieważ nie lubię próżni, zacząłem zastanawiać się, co ze sobą zrobić. Aż tu nagle jakaś impreza u Pawła Derentowicza w Studiu Papryka i Synowie, potem kilka jamów, gitary, konga, klawisze, improwizacje. Basista Mario Matysek mówi, że znajomy perkusista, Frycu Młynarski, ma salę prób w garażu, a to blisko mojego domu w Konstancinie. Przyszedł Paweł z gitarą, ja przyniosłem jakieś teksty i zaczęliśmy grać. Okazało, że próba może generować taki odjazd, taką dawkę adrenaliny, jakiej nie da ci żadna używka, nic. Cztery godziny drzesz się do mikrofonu i jesteś szczęśliwy. Nigdy nie jest za późno, żeby zacząć robić rzeczy, na które nie miało się dotychczas czasu albo które wydają się kompletnie niemożliwe.

Nie czujesz żalu, że dopiero teraz osiągasz szczyty w swoim zawodzie? Dopiero teraz grasz w zespole, reżyserujesz filmy. Dlaczego nie dziesięć lat temu?

- Nie mam żalu. Nie lubię siedzieć w domu i użalać się nad sobą. Forrest Gump powiedział, ze życie jest jak pudełko czekoladek - nigdy nie wiesz, jaką wyciągniesz. Jestem Forrestem. Codziennie rano otwieram nową czekoladkę. Ale teraz mam ten komfort, że mogę bez strachu przyjmować życie takim, jakie mnie atakuje, skakać na główkę. Mam fantastyczną rodzinę - moją bazę, jestem niezależny finansowo. Mam w dupie, czy ktoś zadzwoni z propozycją pracy, czy nie. Mogę sobie pozwolić na wszystkie rzeczy, które mi przyjdą do głowy. Żeby tak poukładać sobie życie, trzeba było poczekać te 10 lat.

Skok na główkę czasem kończy się wózkiem inwalidzkim.

- Ale ja mam 41 lat i to doskonale wiem. Jestem wyposażony w czerwoną lampkę, która z tyłu głowy potrafi się zapalić. Już wiem, że może być płytkie dno. Wtedy skaczę na nogi albo schodzę po drabince. A jednocześnie muszę skakać. Jakiś czas temu uświadomiłem sobie, że nie mogę być tylko aktorem, bo to jest dla mnie zbyt ważne i zbyt dużo mnie to kosztuje. Na szczęście nie muszę żyć z aktorstwa. Mogę więc sobie teraz pozwolić, żeby robić tylko rzeczy ważne. Ale zawsze swoje trzeba odchorować. Cokolwiek zrobisz w życiu, to nie znika, jak bumerang wróci do ciebie w najmniej oczekiwanym momencie. A trudno jest znaleźć na to dobry sposób i firmę, która zajmuje się czyszczeniem twardych dysków w twojej głowie.

Takim bumerangiem była rola Ryśka z Metalową Ręką w "13. posterunku"?

- Wielu ludzi wciąż kojarzy mnie z głupkiem z "13. posterunku" mimo że nagrywaliśmy to 11 lat temu. Nie miałem wtedy pojęcia, że ten serial będzie miał tak nieprawdopodobną siłę oddziaływania. Nie spodziewałem się, że na najbliższych kilka lat zostanę włożony do szuflady z etykietą: "Rysio z Metalową Ręką". Przez kilka lat miałem z tym problem, nie robiłem nic, co mogłoby zmienić ten wizerunek. Musiał się zjawić Smarzowski i zaproponować mi rolę w "Weselu". A dopiero rola w "Domu złym" ostatecznie wysadziła mnie z szuflady "13. posterunku". Dziś dziesięć razy się zastanawiam, zanim dam się w cokolwiek wkręcić.

Ale nie zamierzasz kończyć z aktorstwem?

- Nie, czekam tylko na jakieś ciekawe propozycje, które dadzą mi satysfakcję i w które będę chciał wejść do końca, tak każdym nerwem. Nie chcę łapać dziesięciu srok za ogon i zagrać trochę w serialu, trochę w filmie, trochę w teatrzyku czy reklamie. Jak coś robić, to robić.

Czym będziesz się zajmować w najbliższym czasie?

- Chcę skończyć to, co zacząłem. Nagrać płytę, zagrać fajny koncert. Wyreżyserować normalny film fabularny.

"Prosta historia o miłości" nie była normalna?

- Nie, bo to jest film niezależny, robiliśmy go sami, za własną kasę. Mimo sukcesu tego filmu wiem, że takie produkcje robi się raz w życiu. Kiedy ją skończyliśmy, zarzekałem się, że nigdy więcej nie wyreżyseruję filmu. Miałem momenty zwątpienia. Jestem spoza tych wszystkich filmowych układów, nie mogłem liczyć na jakąkolwiek pomoc przy realizacji filmu.

Jednak zdecydowałeś się, żeby spróbować jeszcze raz, pracujesz nad kolejnym własnym filmem.

- Tak, tym razem na normalnych warunkach. Mam nadzieję, że teraz się uda. Scenariusz napisałem sam, nazywa się "Gry domowe", dostał się do ścisłego finału konkursu Hartley--Merrill. A jeszcze miesiąc temu chciałem go oddać komuś innemu.

Jesteś świeżo po premierze monodramu "Ja". Ile w bohaterze, którego grasz - sfrustrowanym, samotnym rockmanie - jest ciebie?

- Dużo. Reżyser Michał Siegoczyński ma swój oryginalny sposób dochodzenia do prawdy. Zaczęliśmy od spotkań, podczas których opowiadaliśmy sobie swoje historie - śmieszne, fajne, ale też te wstydliwe, schowane gdzieś w środku. Na bazie tych spotkań, improwizacji, które w ogóle nie były związane z tekstem, reżyser zaczął dopisywać do scenariusza nowe fragmenty. Poczułem, że to jest moja historia. Oczywiście spektakl nie jest do końca o mnie, tak samo jest o Siegoczyńskim, jest wynikiem naszego spotkania, spierania się o politykę, sens życia, śmierci, Boga, o te wszystkie podstawowe pytania, które każdy z nas w wieku lat 40 zaczyna nosić w sobie. Jestem częścią tego tekstu. A on jest próbą opisania mnie. Poczułem, że chwilami zaciera się granica między graniem a byciem sobą. To chyba najwspanialszy moment w życiu aktora, kiedy czuje, że udało mu się znaleźć we wnętrzu swojego bohatera, że na scenie zlewa się z nim w jedno. To jest to.

SPOWIEDŹ ROCKMANA

Bohaterem monodramu "Ja" jest 40-letni, sfrustrowany, samotny muzyk, który wspomina sceniczne występy, kontakty z fankami, nieudane związki, wreszcie śmierć kolegi z zespołu. Na scenie Jakubikowi towarzyszy jego zespół Doktor Misio, który jest nie tylko tłem opowieści - rockowe brzmienia napędzają akcję,

nadają jej tempo, czasem są nawet komentarzem do tego, o czym opowiada bohater. Założony przez Jakubika Doktor Misio powstał rok temu. Zespół ma za sobą kilka koncertów, wkrótce zamierza nagrać płytę. Ostatnio Jakubik próbował też sił jako reżyser filmowy. Za swoją "Prostą historię o miłości" dostał grand prix w konkursie kina niezależnego na 35. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Film ma wejść do kin w listopadzie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji