Artykuły

Jakie "Dziady"?

Ponad 40 (!) wykonawców wraz z tancerzami Polskiego Teatru Tańca, publiczność na scenie, a aktorzy na widowni - oto w największym skrócie obraz poznańskich "Dziadów". Część widzów premierowych, "klaskaniem mając obrzękłe prawice" wstała z miejsc, porywając pozostałych, i skandując bezgłośnie acz z szacunkiem: "Dziady"! "Dziady!"... Ale jakie? - chciałoby się zapytać, trawestując poetę! Bo o czym one są i czego dotyczą - "nikt nie odpowiada", mówiąc słowami Konrada. Przedstawienie trwa trzy godziny, ale opiera się jedynie na dwóch scenach: więzienia i u senatora (wraz z balem), przedzielonych improwizacją Konrada oraz widzeniami ks. Piotra i Ewy (to ostatnie zupełnie niezrozumiałe). Jedynym łącznikiem między nimi jest właściwie tylko przestrzeń, w której rzecz się rozgrywa. Publiczność siedzi bowiem na scenie, a spektakl toczy się w pustej sali Teatru Polskiego. W I części półkoliste balkony "grają role" kilkupoziomowych pomostów więziennych łączących cele lub po prostu - krużganków klasztoru, gdzie zamknięto młodych patriotów. W II części jest to sala balowa z balkonami, w której najpierw przedstawiciele ancien regime ustalają taktykę śledztwa, a potem odbywa się bal.

Poznańskie "Dziady" są w I części bardzo statyczne i zgoła kameralne. Ale przecież poszczególne sceny, zarówno w tej, jak i w II części, mają swój niewątpliwy walor wizualno-aktorski. Są dobrze grane, wyraziście i klarownie interpretowane, wewnętrznie logiczne. Ale nie ma w nich niczego, co wywoływałoby dreszcze, co ściskałoby gardło, chwytało za serce, co porywałoby myślą. Solidny warsztat aktorsko-reżyserski plus kilka interesująco zaaranżowanych przestrzennie sytuacji - to bowiem wszystko. A poza tym? Raczej ciemno wszędzie, głucho wszędzie! Bo głucho brzmieć musi spektakl, który nie koresponduje z "duchem czasu", jest nieprzejrzysty i odległy naszemu odczuwaniu świata.

Widzowie oglądają sceny wyrwane z kontekstu, osadzone w historycznej próżni, choć uwspółcześnione poprzez kostium. Stosowniejszy pewnie" byłby inny tytuł spektaklu: "Wybrane ustępy z "Dziadów", które zresztą traktują o jakichś tam młodych buntownikach i o jakimś tam reżimie mafijno-operetkowym. Może gdyby spektakl w tej właśnie postaci zagrać - no, powiedzmy - w... Peru, gdyby uczynić Konrada fanatykiem teologii wyzwolenia, a Rollinsona na przykład bojownikiem Świetlistego Szlaku, zaś senatora - szefem policji politycznej, to pewnie by to tam dzisiaj zaiskrzyło. A tak: wielka szkoda. Szkoda nade wszystko ogromnego wysiłku, jaki w to przedstawienie włożył cały zespół. I szkoda dobrych ról, jak choćby Pawła Ławrynowicza (Konrad), Witolda Dębickiego (Senator) czy Lecha Łotockiego (Doktor).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji