Artykuły

Kto tu jest widzem?

Ewa Obrębowska-Piasecka: Zapowiadał Pan na konferencji prasowej "Dziady" metafizyczne, bez akcentów na wątkach martyrologicznych...

Maciej Prus: - Chciałbym czytać je tak. jak proponuje Maria Janion - w szerszym, ogólnoludzkim kontekście, drążąc stronę psychologiczną... Dla mnie tematem jest człowiek cierpiący i uciekający przed tym cierpieniem, chcący się dowiedzieć, czy jest jakaś tajemnica. Człowiek, który nagle gniewnie rzuca się na Boga. Taki człowiek jest potępiony w naszym społeczeństwie. Bo my nie jesteśmy krajem ludzi wierzących, jesteśmy krajem dewotów. Epatuje się tu wiarą, a równocześnie zaprzecza jej istocie. Zapominamy, że wiara wymaga od nas cierpienia. Jestem przeciwko memłaniu o pokorze, które ma zastąpić prawdziwą pokorę. Nawet ksiądz Piotr zaczyna w którymś momencie wątpić. Daje komuś swoją siłę. ale tym samym ją traci. Nikt z nas nie jest monolitem.

- Czy taki odbiór możliwy jest w Polsce wychowanej na patriotycznych "Dziadach"?

- O odbiorze zawsze decydują widzowie, kontekst, czas. Maria Janion napisała, że moje "Dziady" gdańskie były przeczuciem gdańskiego Grudnia. Ja nic takiego nie miałem w głowie. To się po prostu zrymowało, to ona to tak odczytała po jakimś czasie. Taka jest nasza literatura. Dlatego uważam, że trzeba ją przypominać, na nowo czytać. Nie powtarzajmy, do jasnej cholery, tych samych błędów, tylko stańmy na nogi, miejmy świadomość, przeraźmy się, że siebie widzimy, że coś, co się stało faktem historycznym, nagle jest znowu ostrzeżeniem. Bo taki jest czas, bo tekst znowu w ten czas trafia.

- Latami czytaliśmy "Dziady" przez pryzmat zniewolenia. Dziś obejrzymy je w wolnym kraju. Kraju, w którym nie ma żadnych obcych, żadnych "onych". Senator nie jest więc Moskalem.

- Ale przecież jest.

- Jest nasz własny. Czy to nie najbardziej gorzka polska prawda dzisiejszych "Dziadów"?

- Jeśli rzeczywiście tak sieją czyta, to najbardziej gorzka. Bezczelność władzy jest porażająca. Tym bardziej że władza wyciera sobie pysk bardzo szczytnymi wartościami. Kiedy przegrywający w wyborach mówi, że zawsze przegrywa ten, kto się poświęca ojczyźnie, to mi skóra cierpnie.

- Czy cela jest tylko retrospekcją?

- Nie wiemy, jak się to wszystko skończy. Władza, zamiast uspakajać to nieszczęsne społeczeństwo, ciągle jątrzy - przez swoją arogancję, przez brak jakiejkolwiek tolerancji może doprowadzić do tego, że wszystko się powtórzy. Ja osobiście odczuwam straszliwą pogardę z ich strony. Pogarda musi spowodować bunt. A jeśli pojawi się bunt, to "dla dobra demokracji" trzeba będzie buntowników zamknąć. Chciałbym, żeby ten spektakl zabrzmiał jak ostrzeżenie. Ale nie wiem. czy tak będzie.

- Mickiewiczowski Konrad bywał postacią kultową, żeby użyć współczesnego slangu. Chciało się iść za Konradem, chciało się być Konradem. Dziś młodzi ludzie nie cenią nieudaczników, są racjonalni, rozwiązują konkretne problemy, wiedzą.

- A ja wiem doskonale, że to się szybko nudzi, że czas Konrada znowu przyjdzie. Zaobserwowałem też ciekawe zjawisko... Przysłuchiwałem się radiowej dyskusji, w której dwudziestoparolatkowie wystąpili przeciwko konsumpcyjnemu stylowi życia dziewiętnastolatków. Więc jakiś niepokój zaczyna się kłuć. Nasycenie szansą awansu, pieniądza, samorealizacji - nie wystarcza, nie ma ludzkiej siły. Bo staje się przed pustką. Zawsze tak było. 1 tylko odległości międzypokoleniowe są coraz krótsze.

- A dlaczego Pan tak kocha "Dziady", dlaczego robi je Pan wciąż i wciąż?

- Żebym ja to wiedział!

- Bo ciągle są tajemnicą?

- Bo ciągle są tęsknotą. Kiedy kończyłem studia, asystowałem przy "Dziadach" Dejmka. Holoubek nic na tych próbach nie grał, tylko gadali z tym Dejmkiem i gadali. I nagle na jednej z prób zagrał tak, że do końca życia tego nie zapomnę. To była metafizyczna chwila. Zrobiła się przerażająca cisza w całym teatrze. On to powiedział bardzo prosto. Schodził ze sceny i widać było, że musi teraz być sam. Dejmek bardzo gwałtownie kazał go zostawić w spokoju pani, która poderwała się z krzesła. Potem zrobiło się z tymi "Dziadami" wielkie zamieszanie, ale dla mnie powodem miłości była właśnie ta próba i Holoubek. Paweł Ławrynowicz jest pierwszym moim Konradem, którego do Holoubka nie zawiozłem. Wszystkich woziłem, żeby z nim porozmawiali.

Uczestniczyłem też w przedsięwzięciu, które polegało na wielogłosowym wykonaniu Wielkiej Improwizacji: Holoubek, Zapasiewicz, który wprawdzie grał Konrada tylko w szkole, ale bardzo chciał wziąć w tym udział, Englert, Żebrowski i bardzo młody aktor (z mojego szkolnego przedstawienia) Maciej Małecki. On jeden powiedział to wtedy zwyczajnie, po ludzku. I to było najmocniejsze.

"Dziady" chodzą za mną i ja chodzę za nimi. Ciągle nie wiem, jak zrobić całość, jak poprowadzić wszystkie tematy. Ale uważam, że to jest tekst do grania, do przypominania. Że powinien być obecny w naszej świadomości. W spektaklu odwracamy scenę i widownię, bo tak naprawdę nie wiadomo, kto tu jest widzem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji