Artykuły

Pochowajmy Sarę

4.48 Psychosis" w Rozmaitościach unaocznia problem absolutnego rozziewu między ludźmi zdrowymi i pogrążonymi w depresji. Podobnie jak w życiu, tak i tu między bohaterką dążącą do samobójstwa a widzem wyrasta ściana zimnej bezsilności.

Magdalena Cielecka rozpaczliwie miota się po scenie; naga, zbryzgana krwią krzyczy w stronę widowni: "Dotknij mnie. Uwolnij mnie. Zobacz mnie". Publiczność wzorowo gra swoją rolę. Komuś spadł program, gdzieś brzęknął numerek z szatni, ktoś sobie zdrowo kichnął, innemu burczy w brzuchu. Namacalny chłód, żadnego współodczuwania. Zdrowy nigdy nie pojmie bezmiaru nieszczęścia odczuwanego przez człowieka znękanego własną psychiką. Nikt nie uratuje samobójcy przed nim samym. O tym krzyczy Sarah Kane w swoim ostatnim tekście, ukończonym na kilka tygodni przed śmiercią.

Brak emocjonalnej więzi między widzem a przedstawieniem bierze się jednak przede wszystkim z faktu, że "4.48 Psychosis" to jeszcze jeden nieudolny tekst Sary Kane. Przejmujący jako pamiętnik człowieka chorego, osamotnionego w podróży ku śmierci, ale w żadnej mierze niewart scenicznej adaptacji.

Grzegorz Jarzyna robi wszystko, aby mizerię tego tekstu zatuszować. Przedstawienie jest bardzo konsekwentnie wyreżyserowane, zbudowane z czystych, surowych obrazów, czemu służy też świetna scenografia Małgorzaty Szczęśniak, przenoszącej widza w chłodną, odrealnioną rzeczywistość. Jest więc w tym spektaklu kilka wartych uwagi scen: oczy Cieleckiej w strumieniu światła mówiące więcej, niż wypowiadany przez aktorkę monolog, scena żarliwego pocałunku z Katarzyną Herman, oddająca cierpienie i niespełnienie głównej bohaterki w miłości, czy też jej rozpaczliwy akt umartwienia przez rozbijanie się o wielką, zimną ścianę. Do krwi. Szkoda, że za tym wszystkim nie idzie słowo. Na nic się zda chirurgiczna precyzja Grzegorza Jarzyny w prowadzeniu aktorów i konstruowaniu otchłani, w jaką zapada się, scena po scenie, bohaterka. Ani ekspresyjne aktorstwo Magdaleny Cieleckiej, która ma w głosie taką zadrę, że natychmiast się jej wierzy (ale nie tym razem). Na nic zda się udział w spektaklu Mariusza Benoit, któremu rzadko zdarza się wygłaszać tak kiepskie teksty, więc pewnie błogosławi fakt, że go w tym przedstawieniu prawie nie ma.

"Oczyszczeni" Krzysztofa Warlikowskiego budzili emocje, potrzebę opowiedzenia się za lub przeciw przedstawieniu, powodowali niesmak albo niezdrową euforię. "4.48 Psychosis" ogląda się z zimną krwią, z pewnym żalem, że potencjał i energia znakomitych artystów ulatniają się bez przyczyny.

Wydaje się, że fanatycy Sary Kane zrobili już wszystko, aby przekonać polską publiczność, jak bardzo nieszczęśliwą i chorą była osobą. Pośmiertnie wynagradzają ją pseudoteatrologicznymi wywodami, spektaklami w renomowanych teatrach, określając mianem Szekspira współczesnej dramaturgii. Takich Szekspirów w cichych, sterylnie czystych salach pachnących lizolem jest jeszcze wielu. Po nocach skrobią w swoich zeszycikach tajemne słowa, nerwowo spoglądając na zegarek, czy zdążą przed 4.48.

Miejmy nadzieję, że "4.48 Psychosis" w Rozmaitościach to już ostatni gwóźdź do trumny Sary Kane.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji