Artykuły

Wenus w wieku emerytalnym

Ogłoszenia brzmiało: Teatr Rozmaitości poszukuje czterech szczupłych pań w wieku od 60 do 75 lat, o jasnej karnacji i wzroście 160-165 cm, które rozbiorą się na scenie w nowym przedstawieniu Grzegorza Jarzyny... Kusząca propozycja, trzeba iść. W końcu czego się wstydzić?

Mała sala w teatrze Rozmaitości przy Marszałkowskiej. Godzina 18. To już trzeci casting. Przed wejściem czeka 27 starszych pań. Umalowane, wyszykowane, starannie ubrane. Niektóre dopiero stojąc w kolejce dowiadują się, że za chwilę będą musiały się rozebrać. Co jakiś czas z sali wynurza się młoda kobieta: - Zapraszam! - woła i kolejnych kilka pan znika za kotarą.

- Witam. Bardzo proszę, żeby rozebrały się panie do bielizny - mówi prowadząca casting.

- To spodnie też trzeba zdjąć? - pyta pani w futrze i długich kolczykach.

- Tak, musimy widzieć figurę. Zaczyna się "przesłuchanie".

- Proszę stanąć tyłem pod ścianą. Ukucnąć, wstać, złączyć łopatki. Nie, nie machać rękoma, tylko złączyć łopatki!

- Co? Na łopatki? Dooobra! - przesłuchiwana kandydatka już zaczyna przykucać.

- Nie, proszę spojrzeć na mnie i złączyć łopatki... Ooo, tak! - demonstruje prowadząca spotkanie. - Dobrze, dziękuję, następna.

Czego mam się wstydzić?

Krystyna Grześkowiak ma 65 lat, jest nauczycielką języka polskiego. Pracuje na pół etatu w jednej ze szkół podstawowych w Ożarowie Mazowieckim. - Koleżanki mówią, że wcale się nie zmieniam. To nieprawda. Zmieniam się, robię jednak wszystko, żeby być w dobrej formie. Pomaga mi w tym wnuk, gimnazjalista. Chodzimy na długie spacery, jeździmy na rowerze, ćwiczymy. To bardzo pomaga utrzymać figurę i zdrowie - opowiadając, kobieta z dumą wypina jędrny biust, a jej twarz promienieje. - Aktorstwo zawsze było moim marzeniem - kontynuuje. - W drodze do szkoły codziennie mijałam kaliskie Studium Teatralne im. Bogusławskiego. Wierzyłam, że kiedyś zostanę aktorką, ale w końcu wybrałam polonistykę. W sercu pozostało pragnienie sławy - dodaje cicho.

Krystyna jest średniego wzrostu, ma długie, ufarbowane na rudo włosy. Starannie zapleciony warkocz upięła w kok. Trochę pulchna, ale nie tęga. Od 10 lat jest wdową. Ma córkę, ale jej największym skarbem jest wnuk, o którym może opowiadać godzinami. Mogłaby przejść już na emeryturę, lecz nadal pracuje. - Nie wyobrażam sobie zamknięcia w czterech ścianach. To nie dla mnie. Muszę być między ludźmi.

Rodzina o niczym nie wie

O tym, że reżyser Grzegorz Jarzyna poszukuje kobiet, które chciałyby wystąpić w jego nowym spektaklu, Krystyna dowiedziała się z gazety. - Gdy czytałam ogłoszenie, pomyślałam, że to coś dla mnie. Chociaż będę musiała się rozebrać na scenie, na oczach ludzi... Nie jestem przerażona. Czego miałabym się wstydzić? Ciała?

Przyznaje, że chciałaby coś zmienić w życiu. Nie dlatego, że jest nieszczęśliwa. Po prostu nie chce zmarnować drzemiącej w niej energii. Rodzina? Na razie o niczym nie wie. - A jak się uda i dostanę tę rolę, będą mieli niespodziankę - mówi.

Na środek sceny wychodzi niska, trochę przestraszona kobieta.

- Dopiero teraz usłyszałam, że państwo szczupłych szukacie. Ja jestem drobnokoścista, ale sadło mam. O Boże! Przepraszam za ten wyszarpany stanik, ale mam uczulenie i pod pachami muszę biustonosze wycinać.

- I to już wszystko? Nic więcej nie muszę zrobić? Już po krzyku, już po bólu? - z rozczarowaniem pyta 75-letnia pani Eleonora.

- A ja potrafię nogami ooo... tak i tak. Maszerować mogę! - inna sześćdziesięciolatka pokazuje, co potrafi.

Po prezentacji na scenie, kandydatki podchodzą do jednej z organizatorek przesłuchania i zostawiają u niej swoje dane, żeby reżyser mógł się z nimi skontaktować, gdyby szczęście dopisało.

- Tylko błagam o pełną dyskrecję. Rodzina o niczym nie wie. Proszę rozmawiać tylko ze mną - ściszonym głosem mówi 63-letnia Barbara.

- A do mnie proszę długo dzwonić, bo na co dzień zajmuję się wnukiem i czasami nie mogę od niego odejść - mówi kandydatka Anna.

Casting do majonezów

Barbara Wiszomirska ma 58 lat, 154 cm wzrostu i cztery małżeństwa za sobą.

Skończyła liceum pedagogiczne w Sandomierzu. Była nauczycielką, teraz jest na rencie. Od 38 lat marzy o wydaniu swojej powieści.

- Tytuł wymyśliłam przed laty, idąc przez jakąś wieś - "Droga cierniowa, różami usłana". Dzwoniłam już do dwóch wydawnictw. Jestem pewna, że moja książka zostanie wydana. Czy ktoś ją czytał? Nie, jeszcze nie.

Barbara jest lekko przy kości. Na casting przyszła w futrze, kapeluszu i z bursztynami na szyi.

- Spóźniłam się, bo pomyliłam teatry. Jestem roztrzepana i zamiast na Marszałkowską, poszłam na Mokotowską.

Baśka to artystyczna dusza. Nie dość, że pisze powieść, to jeszcze wyszywa obrazy. Twierdzi, że nigdy nie chciała być aktorką.

- O castingu powiedziała mi któregoś dnia koleżanka. Pomyślałam: można coś zarobić! To nie jest mój pierwszy raz. Wcześniej, na Chełmskiej, brałam udział w castingu do majonezów i sałatek. Tam dopiero było bab! Tutaj to pustki są. Starsze panie nie czytają gazet, bo nie mają na to pieniędzy, i wstydzą się.

Są różne: grube, niskie, ładne, brzydkie. Odważne i mają młode dusze. Wenus po sześćdziesiątce, których czas dopiero nadchodzi...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji