Artykuły

Razem w domu razem w pracy

JUSTYNA SIEŃCZYŁŁO i EMILIAN KAMIŃSKI. Dwa silne charaktery, serdeczność i ogniste temperamenty. Są jak włoskie małżeństwo. Kochają się, kłócą, gadają, pracują. - Z takiej energii rodzą się ciekawe pomysły - zapewniają. Razem wystąpili w wielu spektaklach, teraz spotykają się na scenie własnego Teatru Kamienica.

Emilian i Justyna. Dwa silne charaktery, serdeczność i ogniste temperamenty. Są jak włoskie małżeństwo. Kochają się, kłócą, gadają, pracują. - Z takiej energii rodzą się ciekawe pomysły - zapewniają. Razem wystąpili w wielu spektaklach, teraz spotykają się na scenie własnego Teatru Kamienica. W teatrze rządzi on. W domu ona. - To sztuka wspomagać się, nie wchodząc sobie w drogę, ale ważne decyzje podejmujemy razem - tłumaczą.

Paulina i Maciej od lutego 2009 roku prowadzą "Pytanie na śniadanie". Kiedy poznali się 14 lat temu w Zakopanem, ona już wiedziała - to mężczyzna, którego szuka. Te same życiowe priorytety, wartości, identyczne spojrzenie na świat, ludzi, tego samego chcą: szczęśliwej rodziny Życie zweryfikowało ich pozytywnie.

Na deskach, przed kamerą

W pracy przestają być mężem i żoną, stają się reżyserem i aktorką. - Z Justysią pracuje się o tyle inaczej, że nie ma "przepraszam, czy mogłaby pani...", tylko jest bezpośrednio i ostro. To jest twórcze. I taką zasadę wprowadziliśmy do Kamienicy - tłumaczy Emilian. - Oj, mąż potrafi na mnie krzyknąć przy kolegach! Ma taki temperament, że nie wie, kiedy mówi podniesionym głosem. Ode mnie wymaga więcej niż od innych aktorów. Wszyscy umierają, a on potrafi jeszcze do godziny 3,4 w nocy pracować. Bardzo trudny partner. Wymagający potwornie - Justyna patrzy z podziwem na męża. - Rzadziej sprzeczaliśmy się podczas budowy teatru niż na scenie, kiedy reżyserowałem jej monodram "Mój dzikus". Ona jest mniej karna niż inni aktorzy. Stawia mi się! - "narzeka" Emilian. Justyna buńczucznie ripostuje: - Bo w domu zachował się nie tak, jak bym chciała, nie mieliśmy czasu porozmawiać i na próbie odbijam to sobie. - Tu cię mam, Lula! - mąż jest rozbawiony.

Przed spektaklem witają widzów osobiście. - "Przytulamy ich". Jesteśmy przedwojenni, jak ten teatr. Cieszymy się, że istniejemy, jest w nas optymizm, życzliwość. Repertuar też celowo dobieramy tak, by refleksja, a częściej uśmiech został w ludziach jak najdłużej - mówi Justyna.

Kamienica przeorganizowała im życie. Zintensyfikowała. Gdy Emilian reżyseruje, pisze, czyta sztuki, próbuje z aktorami albo - jak dziś - z architektem wnętrz dyskutuje projekt muzeum folkloru warszawskiego, Justyna biega (dosłownie!), dogląda. - Ja tu nie jestem aktorką, ja tu sprzątam toalety! - śmieje się. Zagląda w każdy kąt, czy czysto, czy ładnie pachnie. Sprawdza, czy są świeże kwiaty, a aktorzy w garderobie mają herbatę i ciasteczka (na lepszy humor). Jeździ po mieście, szukając elementów do scenografii, dobiera kostiumy, wysyła plakaty nowych spektakli. - Wiele zakupów do teatru robiłam sama, wybierałam kolory farb. Emilian akceptował albo nie. Nawet malowałam ściany.

Obydwoje czują odpowiedzialność za wszystko.

- Chcemy, żeby ludzie czuli się odświętnie, ale i ciepło. Wiele rzeczy robiliśmy własnymi rękami, z robotnikami. Urządzaliśmy teatr jak nasz drugi dom.

- Dzielą gabinet. Drzwi się nie zamykają. Kocioł powszedni. - Wszystko razem konsultujemy. Razem zebraliśmy pracowników. Traktują nas jak rodzinę. Mówią do nas: mama, tata - Justyna nie chce być przysłowiową dyrektorową. Gra jeszcze w Teatrze Powszechnym, gdzie oboje spotkali się 16 lat temu w spektaklu "Na szkle malowane". On był Janosikiem, ona kobietą, która odrzucała jego miłość. To na scenie, bo poza nią iskrzyło bardzo.

Osiem lat budowy teatru. Wiele razy stali pod ścianą, na granicy plajty. - Na początku wieloletnia gehenna z urzędnikami, sprzecznymi przepisami. Nie wtajemniczałem żony we wszystko, aby jej nie martwić, ale bałem się, że mi łeb pęknie. Albo serce - opowiada Emilian. Oboje pamiętają, jak to jest żyć pod presją, nie spać po nocach. - Wszyscy mówili: to się w Polsce nie uda! Ale mąż miał upór za pięciu. I taką pasję, że nie miałam sumienia powiedzieć: uspokój się. Znam go. To wojownik. Czy wygra, czy przegra, idzie do samego końca. Powiedziałam: dobrze, dbaj tylko, by nie dostać zawału - mówi Justyna.

Nie kryją, że to był najcięższy czas w ich życiu. Sprawdzian ich przyjaźni i związku. - Bo najczęściej w takiej sytuacji kobieta tupie nogą: a dom, a dzieci, a ja?! Teatr pochłaniał czas, uwagę Emiliana i całe oszczędności naszego życia. Jego nie było w domu! Siedział tu, czuwał nad wszystkim. Spał też tutaj. Żeby go zobaczyć, przyjeżdżałam z dziećmi - Natalią, Kajetanem i Cyprianem - do Kamienicy. Może kiedyś zarzucą to nam, ale na razie teatr daje im motor do własnych pasji. Bo to, co zrobił Emilian, to przykład zaangażowania, bezkompromisowości. Poprzez teatr uczymy dzieci: jeśli czegoś chcesz, to ci się uda.

Mówią, że Kamienica była dla nich uniwersytetem życia. - Emilian okazał się świetnym organizatorem. Ma dar rozmawiania z ludźmi: od budowlańca po prezesa.

- Lula, a w tobie się odbyła przemiana - dorzuca Emilian.

- Pamiętam cię z Powszechnego. Delikatna, troszkę przestraszona dziewczynka. Teraz mamy do czynienia z konkretną, racjonalnie myślącą kobietą.

Justyna żałuje jedynie, że spędzają mało czasu sam na sam. - W teatrze się mijamy. Każde ma nawał zadań. Na korytarzu w biegu damy sobie buzi, przytulimy i każde pędzi w swoją stronę. Albo on tu, a ja jeżdżę po kraju ze swoimi spektaklami. Najdłużej razem jesteśmy podczas prób. W wakacje przyjechały do mnie przyjaciółki. Emilian gadał z nami do 4 rano. Przez 3 dni! Szok. Gdy rok temu byliśmy w Gdyni na festiwalu filmowym, spędziliśmy ze sobą półtora dnia! - I jeszcze podróż była - dorzuca Emilian. - A w podróży "ustawiamy sobie klocki", rodzinno-zawodową strategię działania.

Razem z teatrem 6 lat temu urodził się ich młodszy syn Cyprian. Ciąża zagrożona. Justyna dostaje propozycje dużych ról, ale odmawia, musi leżeć. Emilian gra wtedy w Szwecji. Podczas porodu okazuje się, że Justyna ma uczulenie na środek znieczulający. Dostaje zapaści, widzi siebie z góry. - To dało mi wielką siłę. I cel. Skoro wróciłam, to mam coś ważnego do zrobienia, chcę pomagać ludziom. Kamienica daje nam taką możliwość przez spektakle, działania charytatywne na rzecz dzieci niepełnosprawnych, głuchoniemych, dzieci powodzian, z domów dziecka.

Emilian Kamiński

Justyna i Emilian w domu widzą się rankiem (rytuał: razem piją kawę) i późnym wieczorem. Nie ma leniwych sobót, niedziel, bo pracują. - On jest osobny. Odpoczywa w ciszy. W domu zamyka się, pracuje nad sztukami, organizuje czas dzieciom - tłumaczy Justyna. Posiłki jedzą w biegu. Przyznają: od kiedy ich życiem rządzi Kamienica, jest wiele niedogadanych spraw domowo-rodzinnych, które ciągną się tygodniami. Trzeba je nadrobić, bo niedomówienia wprowadzają ferment. Bywa, że dom leży odłogiem. - Ale to artystyczne małżeństwo! - wyjaśnia Justyna. - Łącznie z dwójką synów i gromadą psów.

Emilian rano jedzie do Teatru. Czasem zostaje na noc. Ma tam połówkę. Z podwarszawskiego Józefowa, gdzie mieszkają, do centrum, w korkach to cała godzina czterdzieści. Justyna zanim dotrze do Kamienicy lub na próbę do Powszechnego, musi jeszcze nastawić obiad, zrobić zakupy, porozwozić synów. - Podział zadań: ojciec jest od decyzji strategicznych, a wszystkie sprawy życiowe, jak np. rozmowy z dziećmi, lekcje, problemy szkolne, są moją domeną. Coś za coś, pogodziłam się. Wakacje? Zazwyczaj to ja zabieram całą trójkę, bo Emilian musi być w teatrze. W ty m roku zapowiedziałam: rozwiodę się z tobą, jeśli dzieci nie będą cię miały dla siebie choć przez tydzień. Załatwiłam w kwietniu Egipt. Pierwsze słowa Emiliana po powrocie: "Jak mogłaś mi to zrobić?!". - Koszmar! Ci turyści chamscy, rozwrzeszczeni. Żadne wczasy! Siedziałem w pokoju, czytałem sztuki. Dzieciaki biegały na basen.

Moc jest w nas

- Żeby wszystko wytrzymać, wciąż razem żyć, pracować, trzeba trafić na kogoś specjalnego - Justyna i Emilian patrzą na siebie. Energia, porozumienie przepływa między nimi non stop. Gdy dzwonią do siebie, najczęściej słyszą "zajęte". Bo dzwonią zawsze w tej samej sekundzie. Są dla siebie przyjaciółmi najbliższymi. Justyna: - Musiałam go uczyć zaufania, otwartości emocjonalnej. Pod skorupą szorstkości to anioł. Można go albo kochać, albo nienawidzić. Często go czuję jako swoje męskie alter ego. A czasem to ja jestem facetem w tym związku. On obdarzony jest kobiecą intuicją. Fantastycznie rozumie kobiety. Emilian: - Wszystko rodzi się z rozmowy. Staramy się nie zostawiać niewyczerpanych tematów. - Uwielbia jej oczy. I to, co kryją.

Nie pojmują, jak z małżonkiem można rywalizować, walczyć. - Dopełniamy siebie nawzajem, wspieramy. Szukamy konsensusu. Punkty zapalne to głupstwa. Był w telewizji, a ubrał się beznadziejnie. Przywożę mu parę marynarek i spodni z butiku. 1 odwożę. Bo nie pasują. Chodzenie po sklepach go denerwuje, a ładnie się ubrać to niemęskie. Kawę musi wypić ze swego kubka, inaczej jest zły. - Emilian: - I bez tego kardamonu. Ważne, by sobie nie robić na złość, bo to śmierć dla związku. - Z nim się nudzić?! - śmieje się Justyna. - Za dużo wrażeń! To człowiek "nieobliczalny" w swych talentach! Podziwiam go. Cieszę się, że jest ze mną. Dzięki niemu moje życie stało się twórcze, fascynujące, choć czasem trudne.

JUSTYNA SIEŃCZYŁŁO I EMILIAN KAMIŃSKI

Małżeństwo aktorskie, właściciele Teatru Kamienica w Warszawie. Justyna występuje też w Teatrze Powszechnym, Emilian gra w serialu "M jak Miłość" (na zdj. z Hanną Mikuć). Są rodzicami 9-letniego Kajetana i 6-letniego Cypriana. Przygotowują przedstawienie poświęcone Poli Negri. Premiera niebawem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji